Strategia „prania danych”

To tarcie na linii technologia-świat artystyczny ma również wpływ na szerokie grono biznesów. Giganci technologiczni ścigają się, by wypuścić coraz to nowsze modele sztucznej inteligencji bez spoglądania na dane, które wrzucają do swojej bazy, a generatywna sztuczna inteligencja staje się fundamentem działania wielu biznesów. Spora część z nich nie jest świadoma, że korzystanie z promptów, które czerpią z dzieł chronionych prawami autorskimi, narusza prawo.

Częściowym rozwiązaniem może być strategia „prania danych”. Przykładowo, specjaliści Stability AI unikają bezpośredniego zaangażowania w gromadzenie danych lub szkolenie modeli. Zamiast tego polegają na partnerstwach akademickich, licencjonując powstałe modele AI. Wygląda na to, że  takie podejście jest sposobem na komercjalizację korzyści przy jednoczesnym zachowaniu buforu prawnego.

Tak czy inaczej powyższą metodę wykorzystuje mniejszość. Co w takim razie zrobić z dużymi modelami, które wykorzystują dzieła autorów i odmawiają zajrzenia do środka? Na ten moment rewolucja związana z AI ma twarz biednych pracowników z Azji lub Afryki, którzy wprowadzają dane za absurdalnie niskie stawki oraz autorów dzieł kultury, którzy zostali okradzeni.

Zamysł Brukseli wprowadzenia regulacji związanych z AI (zwane „AI Act”) jest taki, że każdy model musi mieć udokumentowane i zalegalizowane dane, na których był uczony. Przy czym obecnie tylko jeden model spełnia takie wymogi: europejski Bloom. Inni mają mniej więcej 1,5 roku na dostosowanie się albo walkę w sądach. Znając korporacje i duże firmy zasilane kasą od nich, podmioty te dokonają spokojnej oceny zysków i strat. Dopiero po tym podejmą decyzję, co dalej. I tak właśnie wygląda współczesny „land grabbing”…

Artur Kurasiński Artur Kurasiński  

Autor newslettera o wpływie technologii na życie i biznes: technofobia.com.pl