Siedem (nie)oczywistości

Są jednak różnice niekoniecznie oczywiste, choć tak samo ważne. Począwszy od kompetencji: klasyczny startupowiec jak mantrę powtarza „zatrudniam lepszych od siebie”, bo faktycznie kompetencje po prostu kupuje, samemu dbając głównie o finansowanie i firmowanie całości swoim nazwiskiem. Bootstrapowiec większość kompetencji musi wypracować samodzielnie, ucząc się ich po drodze, bo trudniej mu je kupić w postaci gotowca prosto z półki supermarketu zwanego LinkedIn.

Weźmy pod uwagę również wzrost (startup rośnie szybko – przynajmniej w założeniu, bootstrap rośnie stabilnie – też tylko w założeniu) oraz koszty (w startupie wydaje się pieniądze bardziej lekką ręką – „testujemy rynek”, a potem co najwyżej optymalizuje te wydatki, kiedy w bootstrapie od początku ogląda się każdą złotówkę analizując zasadność danego wydatku). Nie można pominąć poza tym szybkości działania: startup działa zgodnie z dewizą „zrób to źle, zrób to szybko, a potem (ewentualnie) popraw”. Bootstrap działa wolniej, bardziej w podejściu „zrób to dobrze albo nie zabieraj się za to wcale”.

W kwestii pracowników, startup ma statystycznie zwykle więcej takich, którzy „szukają nowych wyzwań” (niekoniecznie ze swojej woli). Bootstrap ma mniej rotujący personel, czyli więcej osób z dłuższym stażem w zespole. Co częściowo determinuje tempo pracy: startup to natychmiastowe poderwanie w kierunku nieba i „składanie samolotu w trakcie lotu”, a bootstrap to składanie tego samolotu w garażu pod domem i pierwsze próby po zyskaniu przekonania, że to ma prawo oderwać się od ziemi (choć znam przypadki, że jest zupełnie odwrotnie…). Sprawą siódmą jest pivot: startup może nawet kilka razy modyfikować, a nawet zupełnie zmieniać to, co robi (aż do skończenia pomysłów i/lub pieniędzy). Bootstrap, jeśli źle wyceluje w rynek, to automatycznie zostaje zmieciony z planszy, bo to nie Super Mario Bros., gdzie każdy ma trzy życia…

Świadoma decyzja biznesowa

Różnic jest oczywiście więcej. Najważniejsze jest jednak to, że startup i bootstrap to zupełnie inne „organizmy”. Do dzisiaj niesłusznie panuje przekonanie, że bootstrapowanie to jedynie epizod w życiu startupu do czasu, kiedy uda mu się pozyskać finansowanie. To duży błąd w postrzeganiu. Bootstrap to może być, i coraz częściej jest, świadoma decyzja biznesowa. Jej celem jest zbudowanie czegoś może wolniej, może mniejszego, ale za to z sensem i jasną ścieżką do bycia zdrową, rentowną firmą, której nikt nie będzie chciał kiedykolwiek sprzedawać.

Mam wrażenie, że trudne czasy, jakie nastały, gdzie drastycznie zmalała skłonność do ryzyka, a tym samym do finansowania rynku VC, to dobry moment dla bootstrapów. Ba, być może nawet idealny – zakładanie takich projektów w dołku, gdzie naturalnym jest, że „trzeba sobie jakoś radzić”, pozwala nabyć unikalne umiejętności i zbudować organizm, który pozwoli pokazać spektakularne efekty, kiedy nad polską Doliną Krzemową zaświeci słońce.

Rafał Agnieszczak Rafał Agnieszczak  

Jeden z pierwszych polskich przedsiębiorców tworzących biznesy internetowe, założyciel wielu serwisów z branży społecznościowej, e-commerce i finansów. Inicjator fundacji Startup School, pomagającej młodym osobom stawiać pierwsze kroki w biznesie. Ukończył Szkołę Główną Handlową na kierunku zarządzanie i marketing.