Nie myl startupu z bootstrapem
Mam wrażenie, że trudne czasy, jakie obecnie nastały, gdzie drastycznie zmalała skłonność do ryzyka, a tym samym do finansowania rynku VC, to dobry moment dla bootstrapów.
Mam wrażenie, że trudne czasy, jakie obecnie nastały, gdzie drastycznie zmalała skłonność do ryzyka, a tym samym do finansowania rynku VC, to dobry moment dla bootstrapów.
Co miesiąc sprawdzamy, o czym branża IT (i nie tylko) dyskutuje na LinkedIn – największym biznesowym portalu społecznościowym.
Jakoś mnie naszło na wspomnienie zapomnianej już tzw. bańki internetowej z przełomu wieków. Poniżej kilka flashbacków z tamtego okresu.
Różne rzeczy widziałem, ale żeby z hejtu zrobić sobie model biznesowy to tylko ze dwa razy (Pudelek i GoWork, wiadomo).
Ludzie, zrozumcie w końcu jedno: to nie jest tak, że startupy są super, a korpo jest be. Albo odwrotnie.
Pomimo koronawirusa, a może dzięki okazjom, które tworzy, ostatnie miesiące dały nam wielu zwycięzców. Firmy ze świata cyfrowego osiągnęły jeszcze bardziej astronomiczne wyceny, a tacy Nepalczycy, biorąc świat znienacka i zaskakując parę ekip, zdobyli zimą szczyt K2. Wbrew pozorom te dwa światy łączy wiele.
Podstawowym powodem, dla którego jedne firmy kupują inne firmy jest potencjał wzrostu – tak to wygląda w około 2/3 przypadków.
Cokolwiek dzieje się w firmie, jeśli pójdzie źle – to Twoja wina.
Często tzw. mądre głowy przychodzą i mówią ci, że zajmie to tyle i tyle czasu albo że w ogóle się nie da tak tego zrobić. Aż natrafiają na kogoś, kto nigdy w życiu nie zaprzątał sobie głowy podobnymi bullshitami.