Programowanie od dawna kojarzy się z niekończącymi się liniami niezrozumiałego kodu. I z tak wyglądającego developmentu firmy wciąż korzystają, wynajmując programistów do tworzenia aplikacji i usług internetowych oraz zarządzania nimi. Jednak w ciągu ostatnich kilku lat nastąpiła znacząca zmiana – pojawiły się platformy, które ograniczają (low-code) lub całkowicie eliminują (no-code) tradycyjny charakter kodowania. Najłatwiej można było to zaobserwować w segmencie platform CMS, takich jak WordPress, które stały się znacznie bardziej funkcjonalne i łatwe w użyciu, nawet dla nietechnicznego użytkownika. W efekcie programowanie nie stanowi już tak wielkiej przeszkody w osiąganiu celów, jaką było kiedyś.

Kim są klienci, z którymi najłatwiej rozmawia się obecnie o platformach niskokodowych i aplikacjach na nich tworzonych? Choć polski rynek wciąż znajduje się na wczesnym etapie rozwoju, to – jak twierdzą dostawcy – wobec rosnących potrzeb automatyzacji i cyfryzacji zainteresowanie platformami low-code i budową aplikacji biznesowych szytych na miarę wzrasta właściwie w każdym segmencie (zarówno jeśli chodzi o branżę, jak i wielkość klienta). Przy czym w mniejszych firmach istotna jest rosnąca świadomość znaczenia aplikacji dla jakości zarządzania firmą.

– Z kolei w organizacjach wielooddziałowych, często działających międzynarodowo, platformy low-code są być może jedyną działającą receptą na konieczność dostarczania dziesiątek aplikacji rocznie – mówi Filip Sadzik, Partner Account Manager w Webconie.

Zdecydowanie łatwiej rozmawia się ze średnimi oraz dużymi przedsiębiorstwami, których techniczni przedstawiciele przeprowadzili rekonesans na rynku i mają świadomość istnienia platform no-code/low-code.

– Niekiedy zdarza się, że podejmowali już nawet jakieś próby wdrożeń. W naszym portfolio mamy kilku klientów, którzy mają ten temat świetnie rozpoznany i chcą wdrożyć już nie tylko aplikacje, ale zbudować wewnętrzne kompetencje citizen developerów – mówi Kamil Tarczyński, CTO w havenocode.io.

Wymarzeni kandydaci do rozmów to firmy, które wiedzą, co chcą zbudować, mają pieniądze i właśnie stoją przed dylematem, jak je wydać. Dla nich często no-code okazuje się naturalnym wyborem, gdyż pozwoli im przeznaczyć większe środki na sprzedaż i marketing, a co za tym idzie zwiększa ich szanse na sukces w biznesie.

Czego oczekują klienci? 

Klienci najczęściej decydują się na wykorzystanie platformy low-code do budowy tych rozwiązań z zakresu elektronicznego obiegu dokumentów, które najczęściej ściśle współpracują z systemami ERP.

– W dalszym ciągu zwykle decydują się na systemy obiegu faktur, umów, wniosków kadrowych czy zarządzania jakością. Coraz częściej jednak rozwiązania, które chcą zbudować nie mają z EOD wiele wspólnego. To dedykowane aplikacje, które odpowiadają na różne potrzeby, a wspólnym mianownikiem jest konieczność ich bardzo szybkiego dostarczania i następnie „doszlifowania” po uruchomieniu produkcyjnym – mówi Filip Sadzik.

Ostatnim scenariuszem, spotykanym szczególnie w przypadku dużych organizacji, jest tzw. citizen development. Jego celem jest oddanie w ręce użytkowników biznesowych możliwości budowy aplikacji lub udziału w procesie tworzenia rozwiązań, których potrzebują. Najczęściej wskazywaną korzyścią wynikającą z zastosowania platformy low-code jest obniżenie kosztów budowy aplikacji i skrócenie czasu jej dostarczenia.

Coraz częściej jednak to nie takie korzyści są decydujące. Klienci zwracają dziś szczególną uwagę na to, w jaki sposób platforma pozwoli im zaangażować biznes w pracę nad nowymi rozwiązaniami oraz czy gwarantuje standaryzację dostarczanych aplikacji. Ma to niebagatelny wpływ na tzw. user adoption oraz koszty utrzymania i rozwoju tych aplikacji w przyszłości – podkreśla Filip Sadzik.

Przedsiębiorstwa, które decydują się na platformy niskokodowe, stoją najczęściej przed podobnymi dylematami. Low-code/no-code staje się wyborem dla tych, którzy mają systemy legacy i chcą sprawnie przenieść je na coś nowego. Dotyczy to też firm, które mają kilka pomysłów, ale w tradycyjnym podejściu – ze względu na budżet i czas – musiałyby się ograniczyć do jednego.

– Tok rozumowania klienta może być też taki: działy firmy zgłaszają duże zapotrzebowanie na wewnętrzne rozwiązania, ale nasze IT ma zasoby tylko do realizacji celów strategicznych. Wdróżmy więc kompetencje citizen developerów, aby wybrać pomysły, które mają rację bytu, a potem przekażemy je dalej na zewnątrz – mówi Kamil Tarczyński.