Stymulacja czy protekcjonizm?

Rynkowi specjaliści doceniają próbę poradzenia sobie z niewątpliwym problemem, jakim są niedobory półprzewodników na europejskim rynku, ale wskazują jednocześnie, że za sprawą nadmiernych regulacji można wylać dziecko z kąpielą.

Na całym świecie produkcja układów scalonych jest częściowo subsydiowana przez rządy. Szacuje się, że Chiny wydadzą na to 150 mld dolarów w ciągu 10 lat, zaś USA – 52 mld dolarów w ciągu 5 lat. Inwestycja Unii Europejskiej, która w ciągu 7 lat chce wydać 43 mld euro, już z założenia plasuje nas w tej kwestii dopiero na trzeciej pozycji. Według oficjalnych danych wsparcie udzielone branży półprzewodników przez USA, Chiny, Japonię, Koreę Południową i UE wynosi łącznie 721 mld dolarów, czyli 0,9 proc. światowego PKB w 2020 r.

Specjaliści podnoszą jednak fakt, że sukces takiej inicjatywy nie jest uzależniony tylko od wartości włożonych funduszy. Na blogu belgijskiego think-tanku Bruegel, specjalizującego się w europejskiej gospodarce, współpracujący z nim analitycy – Niclas Poitiers i Pauline Weil – przekonują, że „(…) inwestowanie publicznych pieniędzy w produkcję zaawansowanych chipów jest ryzykowne, ponieważ technologia ta jest trudna do opanowania. Obecnie tylko trzy przedsiębiorstwa na świecie, a więc TSMC, Samsung i Intel, produkują najnowocześniejsze układy. Przy czym Intel i Samsung nie opanowały jeszcze najnowszych technik produkcji, mimo zainwestowanych w to miliardów. To raczej w tych firmach należy szukać pomocy, bo dysponują one ogromną siłą negocjacyjną, gdyż są dobrze finansowane, z dziesiątkami miliardów dolarów rocznych wydatków kapitałowych. Od czasu zaproponowania ustawy o chipach, Intel ogłosił plany inwestycji w Europie o wartości do 80 miliardów euro”.

Zdaniem belgijskich analityków pomoc publiczna dla tego obszaru rynku powinna być również dobrze skorelowana z europejskim popytem na zaawansowane układy scalone. Na Starym Kontynencie nie ma bowiem wielu fabryk, w których produkowane są smartfony i komputery, a większość półprzewodników wykorzystuje branża motoryzacyjna. Tam jednak miniaturyzacja nie jest tak ważna jak przy urządzeniach mobilnych, można więc nadal korzystać z układów o mniejszym stopniu integracji – tańszych w produkcji i dostępniejszych.

Istnieje także ryzyko, że z powodu przerwanych łańcuchów dostaw popyt na układy elektroniczne na pewien czas spadnie. To zaś oznacza, że podaż może przewyższyć popyt, co poskutkuje spadkiem cen. Tymczasem Komisja Europejska nie wyjaśniła, w jaki sposób miałoby nastąpić rzeczywiste zwiększenie geostrategicznej przewagi UE w wyniku uzyskania skromnego udziału w rynku najnowocześniejszych chipów za cenę ogromnego wsparcia z pieniędzy podatników. Pozostaje mieć nadzieję, że to nadal prywatne firmy będą decydować o ryzyku inwestycyjnym i strategii dostaw na rynki europejskie i poza nie. W przeciwnym razie podjęte środki protekcjonistyczne, często uzależnione od polityki i bieżącego stanu gospodarki, mogą przynieść skutek odwrotny od zamierzonego.

PRZYCZYNY KRYZYSU związanego z niedoborem układów półprzewodnikowych  

 

Poważny niedobór układów

  • Zwiększony popyt na półprzewodniki, wywołany m.in. przyspieszoną transformacją cyfrową
  • Koncentracja produkcji w Azji (Tajwan, Korea)

 

Ryzyko związane z bezpieczeństwem dostaw w UE

  • Ograniczone możliwości produkcji
  • Niewystarczająca wiedza specjalistyczna w zakresie produkcji w technologii <20 nm
  • Wysokie opłaty wstępne/koszty dla nowych fabryk
  • Napięcia geopolityczne (np. na Morzu Południowochińskim)

 

Szkodliwe skutki dla wszystkich gałęzi przemysłu

  • Utrata konkurencyjności
  • Ograniczone bezpieczeństwo
  • Niewystarczająca wydajność energetyczna systemów cyfrowych