W mediach zaroiło się od artykułów chwalących zdalną pracę. Możemy się dowiedzieć, że dzięki nowemu modelowi pracodawca oszczędza na kosztach powierzchni biurowej i rachunkach za energię elektryczną. Nie musi się też przejmować spóźnialskimi i osobami, które nagminnie korzystają ze zwolnień lekarskich. Krótko mówiąc, jeśli wierzyć medialnej narracji, agencje zajmujące się wynajmem biur już wkrótce podzielą los branży estradowej. I trzeba przyznać, że przeprowadzka pracowników z biur do własnych czterech kątów nastąpiła w iście ekspresowym tempie. Jak zgrabnie ujął to Satya Nadella, „dwa lata transformacji cyfrowej wydarzyły się w dwa miesiące”.

Niestety, pośpiech nie jest dobrym doradcą. Często słyszy się, że specjaliści od IT zdali egzamin, a ich rola w ostatnich miesiącach stała się ważniejsza niż kiedykolwiek. Co do tej drugiej kwestii, to rzeczywiście trudno mieć jakiekolwiek wątpliwości, ale jest chyba zbyt wcześnie, żeby odtrąbić pełny sukces. Zdaniem ekspertów w wielu przypadkach migracja do domowych biur była  chaotyczna, a wdrożone rozwiązania to typowa prowizorka. Greg Dorai z Cisco przyznał niedawno na łamach „Network World”, że każde domowe biuro powinno mieć zapewniony ten sam poziom obsługi łączności i komunikacji, co siedziba główna firmy i jej oddziały. W tej chwili jest to praktycznie niemożliwe, ale Cisco zapowiada wprowadzenie w nieodległej przyszłości technologii, które mają umożliwić uporanie się z tym problemem. Oznacza to ni mniej, ni więcej, że przedsiębiorcy już wkrótce będą musieli wysupłać z kieszeni dodatkowe środki na organizację nowych, jeszcze wspanialszych miejsc pracy.

Oczywiście zawsze można pozostać przy rozwiązaniach ad hoc, aczkolwiek wiąże się to z pewnym ryzykiem. Byłoby dużą naiwnością sądzić, że osoby, które do tej pory beztrosko podchodziły do kwestii związanych z cyberbezpieczeństwem, zmienią swoją postawę pracując w domu.  Jak na razie w gospodarstwach domowych z całą mocą rozkwita trend ekonomii współdzielenia. Służbowe laptopy doskonale sprawdzają się nie tylko w codziennej pracy, ale również przydają się dzieciakom grającym w Fortnite’a. Jak wynika z badania przeprowadzonego przez firmę CyberArk Software, aż 29 proc. zdalnych pracowników wykazuje się dużą tolerancją i zezwala swoim dzieciom lub innym członkom rodziny na używanie firmowych notebooków do zakupów online bądź sieciowej rozrywki. Z kolei analitycy z Netskope Cloud informują, że w czasie pandemii  korzystanie z aplikacji oraz witryn wysokiego ryzyka zwiększyło się w czasie pandemii o 161 proc., podczas gdy ruch na stronach dla dorosłych wzrósł o 600 proc. Zdaniem analityków poważnym problemem staje się zacieranie granic pomiędzy użytkownikiem domowym i biznesowym. W efekcie żniwo w domowych sieciach zaczyna zbierać ransomware i nie bez przyczyny hakerzy podnieśli ostatnio stawki za odszyfrowanie danych. W drugim półroczu bieżącego roku średnia cena za ten proceder wynosiła 178 tys. dol., co oznacza 60-procentowy wzrost w ujęciu rocznym. W efekcie część przedsiębiorców będzie musiała oddać hakerom to, co zaoszczędziła na pozbyciu się z biura części personelu. Cały problem polega na tym, że o ile rachunki za prąd czy za powierzchnię biurową można wrzucić w koszty, o tyle w przypadku haraczu będzie to raczej niemożliwe.