Niby wszyscy starają się nadrabiać miną i zapowiadają
sukcesy. Podając wyniki za kolejne kwartały, podkreślają, że w aktualnych
warunkach rynkowych generują maksymalne zyski. Czy jednak decyzja trzeciego co
do wielkości europejskiego dystrybutora o zamknięciu nie tak dawno
utworzonego oddziału logistycznego to powód do dumy? A odpisywanie
milionów dolarów przez największego światowego dystrybutora IT na koszty
restrukturyzacji i przekształceń to sukces (wszak dzięki temu ma być
lepiej) czy raczej porażka dotychczasowej strategii? A czy międzynarodowy
dystrybutor notowany na warszawskiej giełdzie, którego wyniki w kolejnych
kwartałach są na minusie, a wartość jego akcji osiąga poziom „śmieciowy”,
czyli znacząco poniżej 1 zł, jest wiarygodny, gdy mówi, że w drugiej
połowie roku jego sytuacja już się poprawi?

Zastanawiam się nad tym, leżąc w ogrodzie
i patrząc na kwiaty, na zieleń, w dal… Ale zaraz, tam pod płotem
wysiadł spryskiwacz i parę metrów kwadratowych trawy stało się odrażająco
żółte, tworząc niemiły dysonans z otaczającą je zielenią. Nieco obok
oszalały z upału kret, poszukując chłodu w głębi ziemi, wywalił kilka
szpecących mój reprezentacyjny trawnik kretowisk. A bliżej łąki sąsiada
widać, że moje osłabione suszą, regularnie przycinane i wypielęgnowane
rośliny ozdobne, walczą z falą odpornych na wszystko chwastów, które
wyraźnie nie przejmują się „niesprzyjającymi okolicznościami zewnętrznymi” (to
cytat z niektórych komunikatów giełdowych).

I ta myśl: czy
z moim wykańczanym upałami ogrodem nie jest aby tak jak z dystrybucją
IT? Akurat jej zaszkodziło oczywiście co innego. Moim zdaniem było to
uspokojenie sytuacji rynkowej w minionych latach, a więc m.in. brak
dynamicznej i agresywnej konkurencji. Ponadto permanentny dopływ nowych
technologii na rynek konsumencki, co generowało w miarę duży popyt.
Dodatkowo ciągłe inwestycje w sferze przedsiębiorstw i instytucji
nawilżały ziemię, na której dystrybutorzy mogli chwalić się swoimi „uprawami”.
Teraz będzie trudniej, o czym już świadczą wyniki producentów sprzętu
i oprogramowania. Za kwartał odczują to dystrybutorzy, a po nich
resellerzy.

Dystrybutorom
nie wolno było myśleć: ale mam piękny ogród, mogę odpocząć i cieszyć się
jego rozkwitem. Trzeba było nieustannie z łopatą, grabiami, sekatorem,
taczką i opryskiwaczem w dłoni chodzić i naprawiać, poprawiać,
reperować, usuwać zeschłe i chore rośliny, niszczyć szkodniki, walczyć
z mchem i pleśniami, odstraszać krety i robić Bóg wie co
jeszcze, aby nie tracić sił i środków teraz, w trudniejszych czasach.
Należało to wszystko robić wtedy, gdy problemy były małe i możliwe do
opanowania skromnymi siłami, bez uciekania się do radykalnych rozwiązań,
z których zmiana samego ogrodnika jest najprostszą z możliwych. Bo
poza wszystkim ogród trzeba lubić i rozumieć. Lubić w nim pracować
i wiedzieć, co i kiedy jest do zrobienia. Znać potrzeby roślin
i szybko reagować na to, co się z ogrodem i wokół niego się
dzieje. Inaczej nie będzie nigdy powodu, aby się nim w pełni cieszyć,
a wszystko zawsze będzie nieudane i niesatysfakcjonujące. Będzie
wiązało się z poczuciem zawiedzionych nadziei oraz bezproduktywnego
przepracowania.