Wiem, że z tego powodu niektórzy z szanownych czytelników oczekują na moje stanowisko w sprawie przyszłości dystrybucji IT w Polsce. Niestety, muszę ich rozczarować. I to nie dlatego, żebym nie miał na ten temat niczego do powiedzenia. Nie będę się moimi opiniami publicznie dzielić z co najmniej trzech przyczyn. Po pierwsze etycznych – wszak wszyscy wiedzą, że pracuję dla jednego z graczy na rynku. Po drugie dziś łatwo o kiks, bo sytuacja jest dynamiczna i częściowo nieprzewidywalna. A po trzecie komentowanie plotek, a zwłaszcza im zaprzeczanie z natury rzeczy jest bezproduktywne, więc… po co to robić?

Wracam zatem do tematu, którego dawno nie poruszałem, a który legł u początków mojego „felietonowania”, czyli do piłki. Zacznijmy od Mistrzostw Europy we Francji. Sukces! – jak piszą i opiniują jedni. Porażka! – jak oceniają inni, bardziej zawiedzeni. A jaka jest prawda? Prawda moim zdaniem jest taka: awans do ćwierćfinałów i odpadnięcie po przegranej z późniejszym mistrzem (jednym niestrzelonym rzutem karnym) w porównaniu z „osiągnięciami” naszej narodowej reprezentacji z kilkunastu ostatnich lat – to jest naprawdę coś. Niestety, nie powalił styl, w jakim to zostało osiągnięte, i który natychmiast dał znać o sobie w meczu eliminacyjnym z przeciętnym Kazachstanem.

Jak zatem z dobrych, skutecznych i cenionych w dobrych europejskich klubach graczy złożyć drużynę narodową? Jakich metod użyć, aby grali dla reprezentacji tak dobrze jak w klubach? Moim zdaniem przestać dopasowywać graczy do koncepcji, a podporządkować koncepcję gry posiadanemu zespołowi i jego umiejętnościom. Co to oznacza w praktyce? Ano to, że nie potrzeba nam dwóch środkowych napastników. Jeden powinien siedzieć na ławce, bo dubluje funkcje innego. Robert Lewandowski jako napastnik rozgrywający, cofający się po piłkę, wykonujący pracę za innych, to nie RL9 strzelający w dwóch początkowych meczach Bundesligi cztery bramki.

Nie mamy też skrzydeł i rozegrania. Nie umieją nasi obrońcy zagrywać długich, celnych prostopadłych podań do przodu z pominięciem linii pomocy. Atak pozycyjny w wykonaniu reprezentantów Polski porównałbym do pracy działu sprzedaży u dystrybutorów IT: są gracze (handlowcy), piłki są podawane głównie do tyłu (telefony dzwonią, za to nikt z własnej inicjatywy nie atakuje rynku), a poza tym brak kluczowego podania (podobnie jak umiejętności zamykania dealu). W efekcie dział sprzedaży powinien się raczej nazywać Działem Obsługi Telefonów Wchodzących…

Ale hola, miało nie być o dystrybucji! Wracając do reprezentacji: w czasie zgrupowania kadry nikt zawodnika spędzającego w klubie ponad trzydzieści tygodni w roku nie zmieni. Nie usunie tego, co w reprezentacji niepotrzebne, za to niezbędne w klubie i ćwiczone przez większość czasu. Jeśli zatem w kolejnych meczach Lewandowski nie dostanie wsparcia, a będzie tylko bezproduktywnie harować, na co skazał go trener Nawałka, utrzymując w polu Milika, to efektem będzie sfrustrowany i rozgoryczony RL9, a dodatkowo wkurzony Milik. Do tego wystarczy dodać brak koncentracji i tego, co w biznesie nazywamy „fokusem”, co wynikło choćby stąd, że przed ostatnim meczem ponad połowa naszych reprezentantów zmieniła barwy klubowe, i to z reguły na lepsze i za niemałe kwoty. Życzę wszystkim i sobie, aby moja obserwacja stała się gadaniem tetryka, bo inaczej czarno widzę te „prawie wygrane” eliminacje. Byli już tacy, co „nie mieli z kim przegrać”.