Nie będę nazwy zarówno portalu, jak i partii politycznej używać w dalszym ciągu tej mojej opinii, bo absolutnie mi nie o to chodzi. Chcę się skoncentrować na pryncypiach, czyli zasadach i związanych z nimi oczekiwaniach, wolnościach i ograniczeniach.

Zablokowany portal był podobno największym z portali partii politycznych w Polsce kiedykolwiek i gromadził około miliona followersów. Firma zablokowała konto określając przyczynę w dwuzdaniowym, lakonicznym i odpowiednio ogólnym uzasadnieniu. W domyśle inteligentnych obserwatorów i kibiców tych wydarzeń ukształtował się pogląd, że chodzi o kontrowersyjną postawę tej partii w jednej sprawie, nie mającej absolutnie z polityką nic wspólnego, a raczej ze sposobem rozumienia słowa „wolność”. Do tego jeszcze wrócę. Ale nawet nie to mnie poruszyło. Poruszyła mnie reakcja niektórych mądrych (a za takich miałem przynajmniej te osoby dotąd) uczestników dyskusji na rozmaitych forach, których posty w skrócie zaczynały się w stylu: „nie jestem zwolennikiem, ani tym bardziej wyznawcą głoszonych przez tę partię poglądów, ale to, co zrobił portal to skandal, świństwo, naruszenie nabytych praw”. Nie mówiąc o niektórych ekstremistach wyczuwający spisek światowych sił ciemności, jednostronnie rozumianej wolności, demokracji i prawa, znaczy: „jak Kalemu ukraść krowę, to źle, ale jak Kali ukraść krowę, to dobrze”. Konkretnie aktorzy dramatu, to:

Dostawca usług

O ile wiem, inkryminowany portal jest firmą prywatną i nie reprezentuje żadnych politycznych interesów (a to się jeszcze okaże). Otwieranie kont, umieszczanie treści, operowanie na portalu reguluje jego regulamin, który każdy na samym początku podpisuje. Są tam zapisy, co administrator portalu może, a czego nie. Jest też zapewne szara strefa, której „grubość” powinien ocenić każdy decydujący się na otwarcie konta. Powinien też dobrze się zastanowić, czy działalność, którą zamierza prowadzić właściciel konta, jest zgodna z regulaminem, czy w świetle zapisów regulaminu jest ryzykowna. Regulamin oparty jest zapewne o jakieś prawo wyższego rzędu, na przykład konstytucję jakiegoś kraju. Z reguły to jest kraj rezydencji, choć może być inne wskazanie, którego obecność powinna sama z siebie wzbudzić czujność potencjalnego użytkownika i być oceniona, jak ryzyko.

Podobnie z treściami. Niektóre, ogólnie łatwo i powszechnie akceptowalne nie budzą zastrzeżeń, ale już jawi się cała masa „szarych i niełatwo definiowalnych poglądów”. A są to na przykład aborcja, eutanazja, propagowanie miękkich narkotyków, pewne elementy walki klasowej (tak, tak, fanatycy takich poglądów jeszcze istnieją) oraz zakres ich potępienia (komunizm – potępiamy, skrajny, wojujący socjalizm – nie). I kto ma tym wszystkim decydować? Sądy powszechne, ale jakie? Sąd Konstytucyjny, Najwyższy (a jakiego kraju), ETS, Trybunał w Hadze?

Co robi zatem portal? Robi najnaturalniejsza rzecz na świecie: nie chcąc się narazić na zarzut podmiotu współodpowiedzialnego za głoszenie treści niewłaściwych, zamyka konto i czeka na pozew. Robi coś, co w nomenklaturze postępowania procesowego nazywa się „dokonaniem zabezpieczenia”. Jak będzie zmuszony wyrokiem sądowym zmienić wcześniejszą decyzję, to zrobi to z radością, bo portal żyje z klików, a im więcej klikających, tym większe jego przychody. Poza tym znakomite alibi na okoliczność zarzutów o „bezczynność w obliczu zła”.

Może ten fenomen być nazwany gotowaniem żaby, a jego roztrząsanie trwa od przejęcia władzy przez faszystów w Niemczech na początku lat trzydziestych ubiegłego wieku. Zarzut był stawiany już po zakończeniu II wojny wszystkim niemieckim środowiskom, grupom wpływu i różnego rodzaju wspólnotom, w tym kościołom i związkom wyznaniowym, a w największym stopniu mediom, które na tamten czas można sprowadzić do prasy (dziś jej odpowiednikiem są portale i media społecznościowe) o to, że nie dość wcześnie, głośno i skutecznie przeciwstawiały się brunatnej fali. Tymczasem one głosem swoich przedstawicieli mówiły, że przecież jak miały przeciwdziałać, kiedy w zasadzie wszystko było legalnie. A zatem opanowanie prasy, ale też wytworzenie własnych struktur quasi militarnych, najpierw SA, później SD, SS i wiele innych operacji dokonywanych krok, po kroku, jak podkręcanie płomienia gazu po garnkiem z wodą i żabą w tej wodzie.

Dlatego też we współczesnym świecie wszelkie ugrupowania niosące w sobie cień podejrzeń o jakikolwiek autokratyzm, przechylenie militarystyczne (w przeciwieństwie do organizacji prawie terrorystycznych, ale czy to ze sfery ekoobrońców, zwolenników zdrowej żywności, aż po organizacje o libertyńskim charakterze z okolic ruchów LBTQ+, są sekowane i bardzo dokładnie obserwowane, aż po ich usuwanie ze sfery publicznej.

Właściciel konta

A partia, której konto zablokował czołowy portal, niesie za sobą taki posmak ideologiczny. I nic na to nie poradzi. A powinna, jeśli jest czymś więcej niż nastolatką chcącą przed koleżankami chwalić się ciuchami lub wymieniać poglądy o przystojnych nauczycielach i obgadywać zołzy z pokoju nauczycielskiego, znać warunki te pisane, jak i niepisane prowadzenia portalu. I mieć wiedzę, co powinna robić, aby odcinać się od ciągnących się za nią złych skojarzeń. Bez dokonania tego naraża się na utratę komunikacji z „elektoratem”, bo nie tylko jeden, ale i inni mogą podążyć już raz wytyczonym szlakiem. Mówiąc inaczej, na wprost i bez dyplomacji, z użyciem przesady i słów grubych: ktoś, kto buduje na „lewackim portalu” ambonę „skrajnie prawicowych” poglądów jest naiwny jak dziecko, albo jak napalony inwestor, który wznosi osiedle domków jednorodzinnych na terenach zalewowych ze względu na niską cenę gruntu. Przez 20 lat woda może nie zrobić szkody, ale przyjdzie „woda stuletnia” i zabierze dorobek życia.

Po drugie, jak w jeden sposób komunikacji wkłada się wszystkie zasoby, wysiłek i finanse, to musi się brać pod uwagę różne DDOS’y, ale też, czy prosto, czy krzywo uśmiecha się do właściciela, bo ten zawsze będzie górą i zawsze powie: „ tego Pana nie obsługujemy, najbliższy punkt obsługi w Bydgoszczu”. Inną metodą, jak się nie podoba ugodowe podejście, aby być na portalu A lub B, a zbyt ryzykowny jest C i D, to się buduje własny (jak robią to Rosja, Chiny i jeszcze paru innych) i jest się „panem, żeglarzem, okrętem” w jednym. Że drogo? A kto mówi, że zdobycie władzy w szóstym co do wielkości kraju UE ma być tanie?

Komentatorzy, symetryści i inni pożyteczni idioci

Ci mają super wygodną pozycję i mogą się wymądrzać o wolności wypowiedzi, swobodzie głoszenia poglądów (czy aby wszystkich i kto ma ustalać zasady i kryteria ich oceny?), o samowoli decyzyjnej koncernów informatycznych (czy portale, i media społecznościowe to firmy informatyczne?), o potrzebie istnienia równowagi ideologii etc. Główną jednak cechą większości z nich jest intelektualna dezynwoltura i brak poczucia odpowiedzialności za głoszone słowa. Oni mają w sobie genotyp profesora Sonnenbrucha z dramatu Kruczkowskiego „Niemcy”. A przejawem jego jest brak reakcji na prawdziwe zło i jego wczesne objawy. Za to estyma dla kultywowania pozornie wysokich, ale mocno abstrakcyjnych wartości, jak wolność, swoboda głoszenia poglądów, powszechny dobrobyt etc.

Kończy się wszystko, gdy taki „wyznawca wolności” przychodzi do takiego ”światłego profesora” i gwałci mu nastoletnią córkę, bo „jego wolność jest lepsza niż profesora”, a przy okazji zabiera schowane na czarną godzinę złoto, a na koniec zabija profesora, bo jest stary i schorowany, a tacy tylko zawadzają dynamicznej i zwinnej społeczności, której kształtowanie jest celem istnienia „wolnościowców”.

Zanim się stanie po jednej, czy drugiej stronie, zanim poprze takie, czy inne poglądy, to trzeba mieć wyobraźnię, do czego pobłażanie skrajnościom, prymitywnie pojmowanie wolności, swobody głoszenia nawet bzdurnych poglądów mogą doprowadzić.

Moja ocena

Dla mnie zablokowanie konta partii (jakakolwiek by ona nie była) na jakimś medium społecznościowym, to poza charakterem ciekawostki, nie niesie żadnego zagrożenia wolności. Co najwyżej jest to gest niemiły jednej ideologii w stosunku do drugiej. Z tej sytuacji, jeśli wszyscy gracze wyciągną właściwe wnioski, mogą one przynieść zaskakujące skutki: wzrost popularności partii, jej lepsze przygotowanie na podobne zagrożenia, czyli wzmocnienie jej podstaw’ obniżenie sentymentu do rzeczonego portalu, zlikwidowanie kilkudziesięciu tysięcy kont, w odwecie i na znak sprzeciwu tego typu cenzurze. To są „waciki”, jak mówiła żona Siary.

Dla mnie prawdziwym alarmem dla całego społeczeństwa powinna być sprawa Pegasusa. Nie chodzi mi o sam fakt zakupu i używania, czy jego bezprawne stosowanie. Największą tragedią obserwowaną przez mnie wokół niego jest postawa decydentów i rządzących. Kłamstwa, mataczenie, brak umiejętności budowania przekazu, dezawuujący wszystko cynicznie głos Prezesa. Dlaczego to jest tragiczne? Bo w perspektywie prowadzi do konwulsji władzy, która w międzyczasie umocniła się instytucjonalnie, jak żadna inna wcześniej. A jak runie, wszyscy będą w strefie zagrożonej i żadne otwieranie czy zamykanie kont na portalach internetowych na to nie pomoże.