Biznesowe systemy operacyjne mają wiele ułomności, nie są przyjazne użytkownikowi, a niejednokrotnie nie spełniają obiecanych założeń. Wieloletni research systemów tego typu, dziesiątki prób wdrożeniowych przeprowadzonych z poziomu szefa MŚP, który szukał wsparcia dla swojego biznesu w technologii, spotkań z przedstawicielami handlowymi, a nawet twórcami – utwierdziły mnie w przekonaniu, że w tym zakresie potrzebujemy rewolucji. Takiej, która zadziała i nie będzie kolejnym rozczarowaniem.

Kiedy przyglądam się podejściu różnych firm IT do sprzedaży, dochodzę do wniosku, że właściwie większość robi to (mówiąc łagodnie) nie najlepiej. Zauważyłem, że firmy dzielą się pod tym względem na dwie grupy. Jedne w ogóle nie chcą dać potencjalnemu klientowi produktu do „przeklikania”, próbując na siłę umówić się na spotkanie, na którym będą jedynie prezentować poszczególne funkcje i zachwalać swój produkt, bez możliwości konfrontacji z ewentualnymi niedogodnościami. Z kolei druga grupa handlowców od razu startuje z propozycją analizy, z której dopiero może wyniknąć konkretna oferta.

Obydwa podejścia są lekko frustrujące – jeżeli potencjalny klient ma ochotę „przeklikać” się po systemie, to dlaczego ma nie móc tego zrobić? Czy firmy mają coś do ukrycia? Z punktu widzenia klienta zmarnowanie paru godzin na spotkanie tylko po to, aby obejrzeć system, na pewno nie zachęci go do zakupu.

Kolejne pytanie wymagające odpowiedzi brzmi: czy firma, która wdraża dany produkt już po raz tysięczny, na pewno nie jest w stanie oszacować kosztów wdrożenia, czy może liczy na jakikolwiek zarobek, nawet jak nie sprzeda systemu? Przecież w segmencie MŚP w 90 proc. mamy powtarzalne wdrożenia, a powtarzanie w kółko, że każdy przedsiębiorca jest inny, to jedynie próba podlizania się temu ostatniemu. 

Same produkty są również dalekie od doskonałości, zupełnie jakby brały udział w konkursie na największą liczbę kontrolek i przycisków na 1 centymetr kwadratowy ekranu. Wielu przydatnych funkcji po prostu nie ma, albo są tak głęboko ukryte, że praktycznie nie istnieją. Dodatkowo są kompletnie nieprzebadane pod kątem UX. No, ale nie ma to jak mariaż programisty z analitykiem – niech się dzieje co chce, a użytkownik, prędzej czy później, i tak się nauczy.

Odwiedzając ostatnio jeden ze sklepów na pięknym Pojezierzu Mazurskim, moją uwagę przykuło dosyć powolne wprowadzanie towarów przy kasie. Po podejściu do niej ze zdumieniem zauważyłem dobrze znany mi ekran służący do wystawiania faktur i paragonów… Na litość boską, dlaczego w kasie sklepowej?! Tam, gdzie 99 proc. sprzedaży jest realizowana dla kontrahentów jednorazowych i anonimowych nie stosujmy rozwiązań przeznaczonych dla wystawiania faktur VAT – tam się na pewno nie sprawdzą. Za to pracownik będzie się frustrował. No, ale jak to bywa – pewnie przedstawiciel handlowy „odpowiednio” wykonał swoja pracę, a że za pomocą żurawia wieżowego wkładamy butelki do skrzynki, to już inna sprawa. Swoją drogą wprawny operator pewnie potrafi…

Niestety najczęściej przedsiębiorcy nie są biegli w systemach informatycznych i mają prawo oczekiwać rzetelnego doradztwa od profesjonalistów, za których różne firmy się podają. Z przykrością i zdziwieniem obserwujemy ostatnio jedynie wzrost wynagrodzeń i cen, za którymi absolutnie nie podąża wzrost jakości. Produktu, który by wypełniał wszystkie potrzeby niewielkiego przedsiębiorcy też jeszcze nie znalazłem, więc skończyłem jak wszyscy – wdrażam trzy różne i uparcie je integruję. Ratuje mnie jedynie myśl, że już mam pomysł,  jak to zmienić…

Autor jest przewodniczącym Rady Nadzorczej Engave.