Prezesi i managerowie firm IT, z którymi
rozmawiałem w ostatnim czasie, potwierdzają pozytywny trend
w zamówieniach w pierwszym kwartale tego roku i oczekują wzrostu
sprzedaży. Może niedokładnie tak, jak niedawno jeszcze przewidywali analitycy
rynku wieszczący triumf tabletów i phabletów, gdyż bardziej w sferze
infrastruktury i usług, ale zawsze… Skąd zatem te moje troski
i smuteczek?

Są dwie przyczyny:
niepewność polityczna związana z kryzysem ukraińskim oraz stan unijnej
gospodarki. Przy czym obie te sfery mocno oddziałują na siebie. Spośród
czynników wpływających na obecną sytuację w kraju i całym regionie
warto wymienić nie tylko oczywiste, jak bezpośrednie stosunki ekonomiczne
Polska – Ukraina czy problemy energetyczne w relacjach Rosja
– Polska oraz Rosja – Unia Europejska (np. cena gazu). Warto również
zadać sobie pytanie, w jaki sposób powinniśmy wykorzystać nakłady
niezbędne do poprawy bezpieczeństwa energetycznego naszego kraju
i regionu. Kolejna kluczowa kwestia dotyczy wpływu, jaki będzie miało zwiększanie
nakładów na obronność na dynamikę polskiej gospodarki. 

I tu mamy dwa
paradygmaty. Jeden wypracowany w okresie dwudziestolecia międzywojennego,
kiedy stać nas było na skok cywilizacyjny: wybudowanie portu w Gdyni,
Centralnego Okręgu Przemysłowego, zaprojektowanie i samodzielne
wyprodukowanie choćby takiego samolotu legendy jak Łoś, do dziś przez
specjalistów uważanego za najlepszy bombowiec na świecie przed rokiem 1939.
Drugi wzorzec to niedawny przypadek fregaty Gawron, która zamiast uratować polski
przemysł stoczniowy, pochłonęła ponad 400 mln zł (na goły kadłub)
i o mało co nie wylądowała w jakiejś hucie jako wsad złomu
do wielkiego pieca, a dziś musi zostać przeprojektowana.

Ciekawe też, czy
zjednoczenie wszystkich polskich firm zbrojeniowych w Polski Holding
Zbrojeniowy stanowi lekarstwo na to, aby kazus Gawrona był ostatnim
w naszej historii? Czy wprost przeciwnie, będzie to przypadek
gierkowskiego Zjednoczenia Bumar, które nie potrafiło samodzielnie wyprodukować
ani pół pompy hydraulicznej i wszystko musiało kupować na Zachodzie?
Pytania otwarte i wcale nie tendencyjne, bo niekoniecznie musimy
odnotowywać kolejne porażki. Przecież z tymi projektami może być tak jak
z LOT-em, który właśnie po latach nieustających problemów osiąga
break-even, czy Stadionem Narodowym, który rentowność może osiągnąć już
w tym roku, a nie – jak wieszczyli jego przeciwnicy – być
studnią bez dna i pomnikiem polskiej nieudolności.

Do niedawna wszystkie
większe publiczne projekty kończyły się zazwyczaj spektakularną klapą.
Wymienione wcześniej zaczątki ostatnich sukcesów to pierwsze sygnały czegoś
innego, jakby powiew nowych ożywczych wiatrów. Czy się utrwalą i staną
powszechne? Zobaczymy. Mojżesz prowadził swój lud po pustyniach półwyspu Synaj
do Ziemi Obiecanej przez czterdzieści lat. My niewolę pożegnaliśmy „zaledwie”
25 lat temu. Czy zatem jako społeczeństwo przeszliśmy już połowę drogi
i zaczynamy powoli gubić te złe cechy, które według księdza Tischnera
charakteryzują „homo sovieticusa”? Czy za następne 15 lat osiągniemy naszą
ziemię obiecaną? Oby.

A jednak wyszło
jakoś optymistycznie. Oby jeszcze tylko nasza reprezentacja w piłce nożnej
zagrała w następnym mundialu! I to z sukcesem!