Dziewięć lat temu Marc Andreessen, znany inwestor z Doliny Krzemowej, opublikował na łamach „The Wall Street Journal” artykuł pt. „Why Software Is Eating The World”. Zaczął od stwierdzenia: „W tym tygodniu firma Hewlett-Packard (w której zarządzie zasiadam) ogłosiła, że rozważa porzucenie zmagającej się z problemami branży komputerów osobistych na rzecz większych inwestycji w oprogramowanie, w których dostrzega większy potencjał”. No cóż, czas najlepiej weryfikuje tego typu decyzje. Koncern zdążył się rozpaść na dwie części i sprzedać dział oprogramowania, ale nadal produkuje komputery osobiste. Czy zatem Andreessen, publikując swój manifest, rozminął się z rzeczywistością? Niezupełnie. W swoim artykule wspomniał o rosnącej roli oprogramowania w wielu sektorach gospodarki – motoryzacji, rolnictwie czy wydobyciu ropy naftowej i gazu. I to wszystko obecnie się dzieje.

Jednak wydarzenia ostatnich miesięcy pokazują, że wyjątkowo pasjonująca walka toczy się w biurach badawczo-rozwojowych dostawców półprzewodników.

Nvidia w trzecim kwartale fiskalnym zakończonym 25 października uzyskała przychody w wysokości 4,73 mld dol., a więc o 57 proc. większe niż rok wcześniej. Producent dokonał w tym roku spektakularnej fuzji, przejmując Arm, firmę projektującą procesory dla urządzeń ultramobilnych. Poza tym koncern mocno rozpycha się w segmencie rozwiązań dla centrów danych, gdzie coraz częściej pojawiają się procesory graficzne z logo Nvidii. Co ciekawe, producent ten niedawno stał się najwyżej wycenianym dostawcą chipów w Stanach Zjednoczonych, którego wartość rynkowa sięga już 325 mld dol., podczas gdy w przypadku Intela to 189 mld dol. Tak się zresztą składa, że ten drugi nie ma obecnie najlepszej passy. W 2019 r. w procesorach tej marki wykryto luki bezpieczeństwa, a na dodatek Intel nie nadążał z dostawami chipów dla producentów komputerów. Jednym z głównych winowajców całego zamieszenia był sam prezes, Brian Krzanich, który wpadł na szaleńczy pomysł, aby zwiększyć gęstość tranzystorów o 2,7 raza.

Prezesa próbującego złamać prawa fizyki już nie ma, ale problemy pozostały. Koncern musi się między innymi tłumaczyć z opóźnień związanych z wprowadzeniem na rynek procesorów wykonanych w litografii 7 nm. Co gorsza, konkurenci nie zwalniają tempa. Oprócz wspomnianej Nvidii, całkiem nieźle radzi sobie AMD, umiejętnie wykorzystując potknięcia największego rywala. W październiku koncern wyłożył 35 mld dol. na zakup Xilinxa. Transakcja pozwoli rozszerzyć strefę wpływów AMD o układy dla centrów danych oraz infrastruktury 5G. Jakby tego mało, po 15 latach współpracy z Intelem żegna się Apple, które w listopadzie zaprezentowało komputery Mac z własnym procesorem M1. Laptopy wyposażone w tę jednostkę biją na głowę swoich starszych braci z chipami Intela.  Ten jednak nie składa broni. Firma przewietrzyła dział techniczny, zwalniając dr. Venkata (Murthy) Renduchintala, pełniącego funkcję Chief Engineering Officera. Sensacyjnie brzmi też zapowiedź Roberta Swana, CEO Intela, dotycząca zwiększenia outsourcingu produkcji. Firma chlubi się tym, że produkuje swoje procesory w Stanach Zjednoczonych, zlecając na zewnątrz produkcję jedynie mniej istotnych komponentów. Zapowiadany przez Swana krok może zatem zasmucić administrację w Waszyngtonie, ale Intelowi mógłby pomóc w walce o utrzymanie prymatu w swoim segmencie rynku. Co nie będzie łatwe.