Kurs Tesli szybuje pod obłoki. Jeszcze na początku stycznia ubiegłego roku cena akcji tej firmy nieznacznie przekraczała 100 dolarów, a już rok później 880 dolarów. Największym beneficjentem jest Elon Musk, który za sprawą rosnących notowań Tesli stał się najbogatszym człowiekiem na świecie. Ale cieszą się też mniejsi gracze. Jeden z Kanadyjczyków, dzięki temu, że w 2017 roku kupił akcje nieznanego wówczas startupu, w wieku 43 lat mógł udać się na spokojną i przyznajmy, dość łatwo zasłużoną, emeryturę.

O ile akcjonariusze mają się z czego cieszyć, o tyle kierowcy już niekoniecznie. W internecie można znaleźć opinie rozżalonych użytkowników, którzy skarżą się na zbyt małą odległość, które pokonują samochody marki Tesla. Przykładowo, przy temperaturach od minus sześciu do plus trzech stopni Celsjusza w pełni naładowane auto przejedzie dystans krótszy o 20 proc. aniżeli deklaruje producent. No cóż, nie wszyscy mieli tyle szczęścia, żeby urodzić się w ciepłej i słonecznej Kalifornii. Do tego dochodzą wady lakiernicze – w modelu Y lakier schodzi i odpryskuje z karoserii na zderzakach, pojawiają się też dziury w tapicerce. Ale to nic wobec informacji napływających z Norwegii, gdzie niemal nowiutkie Tesle trafiają… na złomowiska. Przyczyna jest banalna – nikt nie chce naprawiać uszkodzonych elektryków.

Styl gry Muska dali sobie narzucić Niemcy. Jest to o tyle dziwne, że nasi zachodni sąsiedzi, w przeciwieństwie do Tesli, rozdają karty na globalnym rynku motoryzacyjnym, a niemiecki samochód jest obiektem pożądania wielu rodzin za oceanem. Doszło do tego, że w najnowszej wersji Golfa nie znajdziemy ani jednego pokrętła i przycisku – wszystko to zastępuje dotykowy ekran lub dotykowe elementy na desce rozdzielczej. Nowy Golf jest przy tym bardziej „connected” niż poprzednie modele.

Mimo tego niemiecki producent porusza się w obszarze nowych technologii niczym słoń w składzie porcelany. Według dziennikarzy niemieckiego wydania Business Insidera spośród dziennej produkcji za całkowicie sprawne kontrola jakości uznaje mniej niż 40 proc. aut. Jak się łatwo domyślić najczęstszą przyczyną kłopotów są właśnie elektroniczne innowacje. Na szczęście Elon Musk nie jest aż tak surowy dla swoich pracowników, jak niemieccy nadzorcy. W informacji skierowanej do załogi montującej auta we Fremont napisał, że chce ograniczyć do minimum jakościowe poprawki przy egzemplarzach Modelu Y. I trudno się temu dziwić, bo nowe trendy w motoryzacji po prostu zmieniają reguły gry.

Otóż nowoczesny samochód, jak się okazuje, wcale nie musi być bezpieczny, skoro jedną z usterek pojawiających się w nowych Teslach są nieodpowiednio zamontowane pasy bezpieczeństwa. Nie powinien być też bezawaryjny. Najważniejsze, żeby był elektryczny, wyposażony w duży tablet z kolorowymi ikonami, łączył się z internetem, ładnie wyglądał i jakoś dojechał do najbliższej galerii handlowej. Wszak do pracy można jeździć rowerem lub tramwajem, a na wakacje polecieć z Lotem lub Ryanairem.

A co zrobić, jeśli nie stać nas na Teslę, a nawet małego Golfa z wielkim dotykowym ekranem? Odpowiedź jest banalnie prosta: wystarczy kopać kryptowaluty. Tesla zainwestowała 1,5 miliarda dolarów w bitcoina i zamierza rozpocząć przyjmowanie płatności w tej właśnie kryptowalucie. Elon Musk solennie obiecuje, że to znakomita inwestycja. Swoją drogą ciekawe, dlaczego producent nie zrobił tego wcześniej? Tak czy inaczej śladami Tesli zapewne podąży Volkswagen. Na koniec dobra wiadomość: żeby kopać kryptowaluty nie musicie brać w leasing koparki, wystarczy komputer z mocną kartą graficzną i odpowiednią aplikacją.