Przyczyny wprowadzenia opłaty reprograficznej są teoretycznie bardzo proste – ma być ona rekompensatą dla twórców za nielegalne korzystanie (odtwarzanie, kopiowanie, udostępnianie) przez odbiorców z utworów chronionych prawem autorskim. Jeśli zostanie wprowadzony 6-procentowy podatek od objętych nią urządzeń elektronicznych, skutki mogą się okazać daleko inne od zamierzonych. Sprzęt z pewnością podrożeje, może nawet o 10 proc., co z kolei ugodzi w użytkowników. Zdaniem ekspertów może to nawet spowodować uaktywnienie szarego rynku, a to oznaczać będzie duże problemy dla legalnie działającej dystrybucji. Osobną kwestią jest to, czy pieniądze uzyskane z daniny trafią tam, gdzie powinny. Ale po kolei…

Historia daniny w pigułce

Przede wszystkim warto odpowiedzieć na pytanie czy to podatek, opłata, a może danina? I w jaki sposób formalnie może zostać wprowadzona w życie?

– Opłata ma być wprowadzona zapisami ustawy o statusie artysty zawodowego. W myśl ustawy ma powstać fundusz, z którego mają być finansowane między innymi emerytury artystów. Fundusz ten miałby być zasilany w połowie z rozszerzonej opłaty reprograficznej na smartfony, tablety, komputery i telewizory smart. Reszta miałaby trafiać nadal do OZZ. Tym samym opłatę wpisuje się do ustawy, a nie rozszerza ją przez rozporządzenie, jak to jest obecnie – tłumaczy Michał Kanownik, prezes ZIPSEE Cyfrowa Polska.

Sama idea opłaty reprograficznej, jako podatku od nośników danych, nie jest niczym nowym i jest powszechnie stosowana w wielu krajach. W Polsce obowiązuje od ponad dwudziestu lat. Wynosi maksymalnie 3 proc. wartości nośnika i objęte są nią między innymi dyski twarde, karty pamięci, odtwarzacze CD, płyty CD i DVD. Od niemal ośmiu lat ZAiKS oraz inne instytucje zarządzające prawami autorskimi proponują zmiany, tak w zakresie wielkości samego podatku, jak też listy obejmujących go sprzętów. Trudno się dziwić tej inicjatywie. Po pierwsze, lista przedmiotów podlegających podatkowi nie była aktualizowana od niemal trzynastu lat. Takie pozycje jak faks czy odtwarzacze CD to już praktycznie relikty minionej epoki. Zresztą pewnie między innymi z powodu archaicznej listy sprzętu wpływy z tytułu tej opłaty są w Polsce dużo niższe niż w innych krajach. ZAiKS zainkasował niecały 1 milion euro w 2018 r., podczas gdy jego europejskie odpowiedniki pobrały w tym samym czasie dużo większe opłaty: Artisjus (Węgry) – 10,7 mln euro, Austromechana (Austria) – 16,2 mln euro, SIAE (Włochy) – 25,8 mln euro.

Sprawy w toku

Projekt zmian po raz pierwszy trafił do resortu kultury w 2013 r., ale dopiero w ubiegłym roku sprawy nabrały tempa. Media obiegła wiadomość, że ZAiKS ponownie zwrócił się do ministerstwa o podniesienie maksymalnego wymiaru podatku z 3 do 6 proc. i aby – obok nośników danych – dotyczył smartfonów, tabletów i telewizorów. Prace nad nowelizacją ruszyły „z kopyta” w pierwszej połowie 2020 r., ale później ucichły, by z inicjatywy ministerstwa kultury powrócić pod wykaz prac Rady Ministrów.

Do dziś jednak żadne decyzje nie zapadły. Dlaczego? Tego dokładnie nie wiadomo. Z jednej strony instytucje zarządzające prawami autorskimi domagają się zmian, a rozszerzenie opłaty na całe urządzenia, a nie tylko nośniki danych wydaje się być kwestią czasu, choćby z uwagi na wspomniane małe wpływy z opłaty reprograficznej. Z drugiej jednak strony być może ma tu znaczenie deklaracja prezydenta, który podczas kampanii obiecał, że tego podatku nie będzie. Pewnie liczy się też głos Federacji Konsumentów, która przestrzega przed wprowadzeniem opłaty w proponowanej obecnie postaci. Jeśli jednak, mimo wszystko, projekt zmian zostanie wpisany w grafik prac rządowych w najbliższych miesiącach, efekt w postaci wyższych cen urządzeń będzie swoistym „prezentem” na gwiazdkę.

Praktyczne konsekwencje nowej opłaty

Jak wspomnieliśmy, w mediach nie brakuje publikacji, których autorzy analizują, co zmieni wprowadzenie 6-proc. podatku. Minister Piotr Gliński twierdzi, że nie wpłynie on na końcową cenę produktów, ale jego argumentacja najzwyczajniej mija się z prawdą. Na przykład zdaniem ministra ceny smartfonów w Polsce są wyższe niż w Niemczech, co, jak wiadomo, prawdą nie jest. Wręcz przeciwnie, są niższe choćby dlatego, że krajowi dystrybutorzy i sprzedawcy zadowalają się niższą marżą niż ich zachodni odpowiednicy. Chyba dla każdego, kto ma pojęcie o ekonomii, jest jasne, że ceny sprzętu wzrosną. O ile? Zdaniem optymistów o wartość samego podatku, czyli 6 proc. Zdaniem realistów zdecydowanie więcej, nawet o 10 proc.

– Należy pamiętać, że wspomniane 6 proc. zostanie dodane do samej ceny zakupu przez dystrybutora sprowadzonego do Polski produktu, a nie jego ceny końcowej, a to daje sporą różnicę. Cena najpierw zostanie powiększona o dodatkowe koszty, następnie zwiększy się marża w kanale dystrybucyjnym, potem marża sklepu, a do końcowego odbiorcy trafi sprzęt w cenie dodatkowo powiększonej o VAT – wyjaśnia Tadeusz Kurek, prezes NTT System.

Rzeczywiście, rachunek jest prosty. Jeśli, dajmy na to, smartfon kosztuje u producenta 2 tys. zł netto, to przy założeniu marży dystrybutora na poziomie 2 proc. plus marży sklepu 10 proc. i 23 proc. VAT, zwiększenie na wejściu ceny o 120 zł oznacza powiększenie ceny końcowej o 166 zł.

Dwa oblicza szarej strefy

Jak podkreślamy w felietonie „Wszyscy jesteśmy złodziejami?, póki co największym widocznym efektem inicjatyw w sprawie opłaty reprograficznej jest coraz większa liczba artykułów na ten temat. Jednak chyba w żadnej publikacji nie są poruszane ewentualne konsekwencje zwiększonej opłaty, przed którymi stanęliby przede wszystkim gracze rynkowi. Nowa danina dotyczyłaby przede wszystkim krajowego kanału dystrybucyjnego i przyczyniła się do spadku jego konkurencyjności. Choćby dlatego, że producenci dalekowschodni sprzedają swoje produkty bezpośrednio, bez dodatkowych obciążeń takich, jak właśnie opłata reprodukcyjna. To byłby trudny do policzenia cios dla krajowego biznesu.

– Za sprawą takiej opłaty zostaną zabrane dochody dla budżetu państwa, a jednocześnie straci polski biznes IT. Otworzylibyśmy wielkie drzwi do szarej strefy, które były tak mozolnie zamykane w ostatnich latach – powiedział Michał Kanownik w wywiadzie dla radia Tok FM.

Jednocześnie podniesienie podatku do 6 proc. to wystarczająco dużo, by ulec pokusie sprzedaży w szarej strefie. Istnieje niebezpieczeństwo, że powstaną firmy, które sprzedając towar nie będą odprowadzały podatku i pozostaną bezkarne, bo wiedzą, że ZAiKS nie działa tak efektywnie, jak Urząd Skarbowy, który dysponuje narzędziami skutecznie odstraszającymi nieuczciwych sprzedawców. Przedsiębiorcy bardzo dobrze znają mechanizm działania instytucji zarządzających prawami autorskimi, które zwykle potrzebują co najmniej pół roku, by rozpocząć działania wobec importera unikającego płacenia podatku. Podmioty gospodarcze, które chcą uniknąć opłaty mają na to prostą i sprawdzoną metodę – po kilku miesiącach działania firmy są zamykane, a w ich miejsce pojawiają się nowe. Należy też zauważyć, że przedmiotem zainteresowania ZAiKS-u są zwykle duże podmioty, więc te małe mogą działać bezkarnie.

W konsekwencji na dodatkowe niebezpieczeństwo narażeni są uczciwi przedsiębiorcy. Historia biznesu IT w Polsce zna bardzo wiele przypadków, gdy legalnie i zgodnie z prawem działający dystrybutor kupował sprzęt od importera, który nie płacił wymaganego podatku.

– Tu konsekwencje poniósłby nie importer, który zniknął z rynku, ale legalnie działający dystrybutor, który jest na miejscu, i którego łatwiej pociągnąć do odpowiedzialności – podkreśla Tadeusz Kurek.

Przykładów nie trzeba szukać daleko – hasła takie jak „karuzela VAT”, „firmy słupy” czy „wyłudzenia VAT” w ostatnich latach słyszał chyba każdy…

TRZY WARUNKI  

udanego wdrożenia opłaty

 

Zdaniem ekspertów, jeśli opłata reprograficzna miałaby być skutecznie wdrożona, to po pierwsze należy zweryfikować i zaktualizować listę produktów, które będzie obejmowała. Po drugie – co jest uszczegółowieniem pierwszego – powinna dotyczyć nośników danych, a nie urządzeń, których są one elementem. Nie dla każdego przecież smartfon jest centrum multimedialnym, a telewizor katalogiem filmów i muzyki. Po trzecie i najważniejsze, nie powinna być radykalnie wyższa od obecnie obowiązującej. Przykładowo, wzrost o 1 proc. zostałby przez rynek przyjęty ze spokojem i byłby respektowany. A z punktu widzenia ZAiKS-u lepiej zebrać 1 proc. od tysięcy firm, niż 6 proc. od setek i ponosić koszty procesowania się z setkami innych, w ramach spraw często skazanych na niepowodzenie. W takich przypadkach instytucje zarządzające prawami autorskimi będą obciążone dodatkowymi obowiązkami związanymi z dociekaniem prawnie należnych im dochodów, a zawodowi artyści czekać na pieniądze, które może nigdy do nich nie trafią.