Zwalniać, zatrzymać się czy przyspieszać? To dylemat, przed którym stają naukowcy, technologiczni guru i szefowie zarządzający potężnymi koncernami IT. Jedni zapewniają nas, że nie warto się ociągać, bowiem tuż za rogiem czeka na nas lepszy świat. Z kolei inni ostrzegają, że mkniemy ku przepaści.

Zwolennicy przyspieszenia, wśród których najgłośniej słychać Satyę Nadellę, Mike’a Zuckerberga czy Sama Altmana, roztaczają wizję świetlanej przyszłości i nowego ładu. To świat, w którym tydzień pracy trwa cztery dni, a może jeszcze krócej. To świat, w którym nie trzeba nic umieć, ani nawet pisać, bo czarną robotą zajmie się sztuczna inteligencja. To świat, w którym można wymieniać i kupować cyfrowe domy, żyć bez samochodów i w mgnieniu oka wcielać się w różne role, zmieniając nie tylko ubrania, ale również kolor skóry, a nawet płeć. Znikają też sklepy stacjonarne, bowiem wszystko kupuje się w wirtualnej przestrzeni…

I, co chyba najważniejsze, ma to być świat zgodny z zasadami zrównoważonego rozwoju. W tym kontekście warto przytoczyć wyniki badania przeprowadzonego wśród kilku tysięcy konsumentów ze Stanów Zjednoczonych i Europy. Otóż osoby preferujące „zielone produkty” są ponad dwa razy bardziej skłonne do robienia zakupów w metawersie (bo oczywiście o nim tu mowa), aniżeli nabywcy nie przywiązujący zbytniej wagi do kwestii związanych ze zrównoważonym rozwojem.

Niestety, trzeba też uwzględnić czarny scenariusz, co oznaczałoby, że ludzie posłuchają takich malkontentów i maruderów, jak profesor fizyki Max Tegmark. Niedawno porównał on gonitwę technologiczną do wyścigu samobójców. Zdaniem naukowca z Massachusetts Institute of Technology nie ma znaczenia, kto dotrze pierwszy, bowiem cała ludzkość może stracić kontrolę nad własnym losem. Pozostaje mieć nadzieję, że nowoczesne społeczeństwa wykażą się rozsądkiem, dojrzałością i uwierzą Nadelli oraz Altmanowi…

Bo któż chciałby spotykać się twarzą w twarz z właścicielem osiedlowego sklepiku i gadać o wszystkim i niczym, bądź co rano odpalać kopcącego diesla. Skończą się też prawdziwe męczarnie, jakimi są kilkugodzinne wakacyjne loty do Egiptu, Turcji czy na Wyspy Kanaryjskie. Nie wspominając o torturach kulinarnych, czyli konsumpcji pizzy, schabowego czy steka.

Zatem nie pozostaje nic innego, jak trzymać kciuki i wierzyć w mądrość społeczeństwa. Bez wątpienia jest ono lepiej przygotowane do zmian, niż na początku stulecia. Wówczas firma Linden Research wystartowała z projektem Second Life, czyli darmowym, wirtualnym światem. Niestety, pomysł spotkał się z dość chłodnym przyjęciem i umarł śmiercią naturalną.

Nie wiem dlaczego, ale szaleńczy wyścig technologiczny czasami budzi u mnie, być może niepotrzebnie, skojarzenia z filmem „Wyścig z czasem”. Jego akcja rozgrywa się w nieodległej przyszłości. Ludzkości udało się zatrzymać proces starzenia, ale nie ma nic za darmo. Technologiczni giganci, aby uniknąć przeludnienia zaprogramowali ludzi tak, aby żyli maksymalnie 26 lat. Kto chce żyć dłużej, musi płacić, a jedyną walutą jest… czas. Czasem płaci się za przejazd taksówką, autobusem, czynsz czy jedzenie. Kto chce żyć dłużej musi oszczędnie gospodarować czasem. Byt większości społeczeństwa to walka o każdy dzień. Jednak, aby nie kończyć tak pesymistycznym akcentem, dodam, że w filmie pokazana jest niewielka grupa osób ciesząca się bogactwem i bardzo długim życiem.