Ponieważ pisanie felietonów do papierowego wydania CRN nie wyczerpuje ani moich możliwości, ani nie daje sposobności na doraźne komentowanie wydarzeń ze względu choćby na cykl wydawniczy, postanowiłem zaproponować redakcji inną formę mojej komunikacji z czytelnikami, bardziej doraźną w formie i całkowicie reaktywną w treści – coś, co w języku niemieckim nazywa się „zwischenruf”, czyli wtrącenie, wciśnięcie w tok dyskusji swojego głosu, może coś jakby ad vocem do bieżących wydarzeń. Będzie to forma obecna jedynie w wersji elektronicznej. Po raz pierwszy zabrałem „międzygłos” w sprawie zamknięcia konta na najpopularniejszej platformie mediów społecznościowych. Konta, którego właścicielem była jedna z polskich prawicowych partii politycznych.

Eksperyment ze „zwischenrufem” chyba się udał, gdyż na moim prywatnym koncie odsłoniło ten artykuł około 500 osób. Ile innymi metodami i drogami do niego dotarło, nie wiem, ale to bez znaczenia. Skoro Jahwe był w stanie nie zsyłać ognia piekielnego na Sodomę i Gomorę z powodu możliwości pogrzebania w ruinach zaledwie dziesięciu sprawiedliwych, to i może dla mnie siły niebieskie i ziemskie będą łaskawe i dla tych 500 znajdą usprawiedliwienie do opublikowania mojego drugiego Zwischenrufu, czyli…

Międzygłosu numer 2

Dziś o wojnie, którą w swoich felietonach wieszczyłem już kilka razy, a nawet jeden z nich pozwoliłem sobie zatytułować „A więc wojna”, sięgając po jakże popularny passus z radiowego orędzia prezydenta Warszawy (podkreślam: Warszawy (!), nie Polski) Stefana Starzyńskiego na okoliczności ataku Niemiec na Polskę (podkreślam: Niemiec (!), nie III Rzeszy, nie Hitlera, nie hitlerowskich Niemiec) wygłoszonego w dniu 1 września „roku pamiętnego”. Podkreślam jednoznaczność użytych słów, bo dziś nie czas na niuansowanie i trzeba mówić, jak jest: bezpośrednio, z odpowiedzialnością i bez właściwego ludziom wrażliwym dywagowania i hamletyzowania w stylu: „ilu sprawiedliwych jest w Sodomie i Gomorze?”.  

Bezpośrednią przyczyną zabrania przez mnie głosu w tej właśnie formie jest skurcz nerwów, który odczułem podczas czytania jednego z wpisów na LinkedIn’ie. Ta platforma,  mimo swego „niepolitycznego  charakteru”, stała się też miejscem wyrażania opinii przez użytkowników na temat agresji Rosji na Ukrainę. I temu trudno się dziwić, i nie to budzi moje emocje. Ale pisać trzeba odpowiedzialnie i z właściwą wyobraźnią i miarą rzeczy. Inaczej wpisujemy się w scenariusze pisane „niełacińskim alfabetem”, stajemy się jeszcze jednym trollem na usługach naszego wroga, kolejnym „pożytecznym idiotą”.

Wpisem, który mnie postawił na baczność, był wpis jednej z osób komentujących pytanie postawione przez zatroskanego użytkownika LinkedIn’a na temat zasięgu i dotkliwości sankcji, które cywilizowany świat nakłada na Rosję jako agresora. Otóż wymiana zdań wyglądała mniej więcej tak:

Pytający „Dlaczego do sankcji ekonomicznych nakładanych przez banki nie przyłącza się VISA?”

Komentator „No co Pan pisze! Przecież to uderza w zwykłych obywateli Rosji, którzy nie popierają Putina. To nie Putin, a oni nie będą mogli dokonywać płatności za pomocą systemu, to oni zostaną odcięci od świata. Jakby to Pana dotknęło osobiście, to inaczej by Pan mówił!”

I tu mnie szlag trafił! Przyczyn jest kilka i zacznijmy po kolei. Powód pierwszy: przypadek znany z historii jako przypadek „dobrego Niemca”. Nie ma wątpliwości, że są też „dobrzy Rosjanie”, i że są przeciw, i że nie popierają agresji itp. itd. Ale do cholery, są częścią narodu, który z powodu utraconej dumy po przegranej Zimnej Wojnie i rozpadu Związku Sowieckiego musiał pożegnać się ze statusem światowego mocarstwa. Tu odsyłam do przemówienia Putina wygłoszonego na Konferencji Pokojowej w Monachium w 2007 r., gdy mówił o tym, że jednobiegunowy świat, z jednym mocarstwem, które dominuje pozostałe kraje „jest nie do przyjęcia”, i że „zgody Federacji Rosyjskiej na to nigdy nie będzie”.

Ta utrata „wielkomocarstwowości” ciąży Rosjanom bardzo i budzi resentymenty może nawet większe od resentymentów Węgrów z powodu warunków traktatu z Triagnon, pozbawiający ten kraj terenów Słowacji, Galicji i Lodomerii, Transylwanii, Chorwacji oraz Słowenii. Tak na Węgrzech, jak i w Rosji (jak też pod pewnymi względami i w Polsce w formie tęsknoty za „kresami wschodnimi”) to nie są resentymenty obejmujące wąskie grupy „staruszków na wymarciu”. To jest znacząca liczba obywateli mająca swoje polityczne reprezentacje i wpływająca na politykę. Kto wątpi, tego odsyłam do opisów zachowania tychże Węgrów w czasie rozpoczęcia II Wojny Światowej (tylko proszę tu nie polemizować pokazując jacy to Węgrzy byli dobrzy dla polskich uciekinierów i internowanych – to jest nic w porównaniu do roli oddziałów armii węgierskiej uczestniczących w tej i kolejnych agresjach III Rzeszy).

Powód drugi: symetryzm, a właściwie nie-symetryzm. Porównanie niemożliwości posługiwania się usługami systemu VISA do powodowania śmierci setek i tragedii tysięcy ludzi budzi śmieszność i wkurzenie. Ale fakt, że ktoś może tak myśleć poważnie, budzi przerażenie, zatem odzwierciedla klasyczny rosyjski duet emocjonalny: „smieszno i straszno”. Trollowanie w klasycznej postaci. Agresor staje się ofiarą. Sprawiedliwości nie ma . A co z prawem?

Powód trzeci: rozumienie i niezrozumienie roli sankcji. Z krótkich fraz Komentatora wpisu wnioskuję, że chciałby być Katonem, Seneką czy innym prawym wykształciuchem. Skazywać naprawdę winnych, sądzić w długich i sprawiedliwych procesach udowadniając winę dając szansę obrony. No to teraz ja zapytam Komentatora: a gdyby ruska rakieta, albo pocisk walnął w twój dom, gdybyś to ty musiał założyć mundur i stanąć w obronie Wyspy Węży – takiego ukraińskiego Westerplatte, to też byś hamletyzował, czy dywagował, kto do ciebie strzela? Czy przez sekundę, ostatni okruch czasu pomyślałbyś o „biednej rosyjskiej mamaszy”, która za zakupu u Gucciego (Włosi odmówili wprowadzenia embarga na handel z Rosją „dobrami luksusowymi”) na Nowym Arbacie w Moskwie, czy Newskim Prospekcie w St. Petersburgu nie może zapłacić kartą VISA? Przypomnieć ci, co mówiła Maria Antonina, żona Ludwika XVI,  na wieść, że Paryżanie po wybuchu Rewolucji nie mają chleba? Aż tak łatwo odskakujemy od podstaw etycznych i moralnych? Aż tak łatwo stajemy się tłustymi kotami?

Sankcje nie są po to, aby uderzyć w satrapę, aby pozbawić go ulubionego gatunku szkockiej, czy ręcznie skręcanych cygar. Sankcje są po to, aby uderzyć w ludzi, w zwykłych ludzi. To im ma dokuczyć ten ból, aby on i beznadzieja płynąca z faktu powszechności oraz bezwyjątkowości zasięgu restrykcji, zmusiła milczącą większość do refleksji, kto nimi rządzi i kogo wybierają albo komu ulegają. Skoro Rosjanie mogli sobie dać radę w 1917 r. z caratem, to może i z „putinatem” też dadzą sobie prędzej czy później radę. To jest cel sankcji!  Przecież nie są one bezkosztowe dla wprowadzających. Oni też muszą zapłacić swoją cenę. Cenę, w tym przypadku, za swoją obojętność na agresję w Gruzji, na zajęcie Krymu, za pucz w Donbasie, za pensje w Gazpromie, za pomoc w budowie Nord Stream, za brak reakcji na mowę nienawiści taką, jak w Monachium i  wiele, wiele innych.

Zakładam, może naiwnie i oby tak było, że wpis Komentatora jest autentyczny i wynika z poczucia empatii. Że nie jest frazą pisaną z premedytacją przez ruskiego trolla mającą wywołać kolejne awantury polsko-polskie w internecie. Ta druga opcja nie zasługuje na uwagę i komentarz. Gdyby prawdą była tą pierwszą, a niejednokrotnie mogliśmy się przekonać, że tak jest w rzeczywistości, to odsyłam do cytatu z Tuwima stanowiącego tytuł tego mojego Zwischenrufu. Mistrz Julian, którego II wojna zagnała do Ameryki Południowej, jak Gombrowicza i wielu innych, miał 1001 powodów, aby nie być Polakiem i skutki symetryzowania faszyzmu i polityki antysemickiej prezentowanej przez skrajne kręgi ówczesnej koalicji rządzącej II RP zwaną sanacją, czyli na polski – uzdrowieniem (a czy „uzdrawianie” to nie przypadkiem szczególna egzemplifikacja „dobrej zmiany” dla organizmu „w ruinie”?) odczuwał na własnej skórze. A jednak był Polakiem! Był do tego stopnia, że językiem swojej ojczyzny posługiwał się jak rzadko kto. Jego „Kwiaty Polskie” czy „Bal w Operze”, nie mówiąc o literaturze i wierszach dla dzieci, jak „Ptasie Radio” lub „Pani Słowikowa” są ważnymi i z całą pewnością dziś niedocenianymi dziełami literatury polskiej  (tak, polskiej, nie polskojęzycznej, skoro mamy  być jednoznaczni).

Tuwim wiedział, i głosił, że symetrycznym w sensie zachowywania równego dystansu, obiektywnym może i nawet musi być sędzia piłkarski (a i jemu do pomocy dodano  narzędzie jeszcze większej obiektywizacji w postaci VAR). A człowiek, choćby piłkarz, reprezentant Polski, taki Lewandowski, Glik, Szczęsny muszą i powinni reagować emocjonalnie. Zareagowali i wraz z Prezesem PZPN Kuleszą, a potem innymi sportowcami i działaczami ustanowili (mam nadzieję, że raz na zawsze) wzór zachowania się organizacji sportowej w obliczu zbrojnych konfliktów. I o to chodzi, mimo, że symetryści mogą to kwestionować, aby Rosjanin nie tylko nie mógł używać systemu VISA. Chodzi o to, aby ten kraj i jego obywatele, tak długo jak nie są „normalnym” w rozumieniu tych, którzy wyznaczają standardy i wzorce elegancji, nie mogli być członkami tego samego klubu dżentelmenów. Do przynależności do tego klubu, związku, choć forsy, ambicji i siły im nie brakuje powinno dla nich być daleko, bo „słoma im z butów wychodzi!”. Ta słoma, która pochodzi ze zmian wywołanych w Rosji przez Rewolucję Proletariacką 1917 r., która pozornie obaliła podstawy Rosji carskiej wybudowanej na prusko-azjatyckim podglebiu kultywowanym przez Piotra I i Katarzynę II oraz autokefalicznej (a więc nie podlegającej żadnej kontroli) religii prawosławnej.

Nie jestem nacjonalistą antyrosyjskim. Swego czasu w tym kraju byłem raz w miesiącu na kilka dni. Mówiłem na tyle dobrze w ich języku, że brano mnie za Gruzina (ciemnowłosy osobnik z wąsami i twardym akcentem). Wypiłem morze wódki,  nawet wtedy, gdy tam już, jak i u nas, nic nie było, a jedyną zakąską oferowaną w topowych hotelach Inturistu były zielone oliwki w oliwie z oliwek (samo pisanie tego wywołuje u mnie reakcję w okolicy żołądka). Opowiadałem ruskie dowcipy, a raz chciano mnie na lotnisku Szeremietiewo aresztować za niestosowne odezwanie wobec sprzątaczki, która podczas mojej obecności w WC musiała koniecznie umyć podłogę. To, co jej powiedziałem było w treści o niebo dalekie od odpowiedzi dowódcy Wyspy Wężów na propozycję poddania się rosyjskiej załodze okrętu bojowego, a mimo tego i tak poczuła się obrażona.

Ale symetryzować nie będę. Nie będę się martwił losem dobrych, nie mówiąc o złych, Rosjan tracących swe majątki w skutek krachu na moskiewskiej giełdzie, czy bankructw banków i dramatycznego spadku ich narodowej waluty. Nie będę współczuł rosyjskim matkom tracącym swych synów na przedmieściach Charkowa czy Kijowa. Dlaczego? A to dlatego, że Rosja swój czas „pieriestrojki” miała, może nawet nie raz i jak go wykorzystała? Powiem więcej, sama Rosja tego nigdy nie zrobi. Aby problem Rosji na jakiś czas zdjąć z agendy światowej, wyzbyć ją z jej wielkomocarstwowych ambicji i zapędów trzeba tego, co zostało zrobione w Niemczech Zachodnich po II Wojnie. Krótko: 10 lat izolacji i 10 lat reedukacji. Dziś w Niemczech z militarystów, agresorów, rewanżystów wychowano obywateli, rzesze, ba miliony „dobrych  Niemców”. To oni w zasadzie  bez agresji patrzą na miliony imigrantów, z obrzydzeniem myślą o Bundeswehrze Luftwaffe i Kriegsmarine, odmawiają wysyłania swoich żołnierzy do Jugosławii, Iraku, Afganistanu, zaprzyjaźnieni są z odwiecznymi wrogami, jak Francja, Wielka Brytania i USA, zmieniają swój stosunek do wcześniejszych ofiar, jak Polska, czy Czechy, nie zgłaszają pretensji terytorialnych do Ziem Zachodnich, Alzacji i Lotaryngii, absolutnie wycofani są ze wszystkich swoich kolonii (co nie jest właściwe dziś na przykład dla UK i Francji). Czyli można!  

Tak, ale aby to osiągnąć trzeba żelaznej dyscypliny i konsekwencji. Żadnych wahań, żadnych półśrodków. Trzeba twardych i nieskorumpowanych liderów świata i prezesów „klubu dżentelmenów” oraz ustanowienia w Rosji liderów na miarę Ludwiga Erharda i Arthura Adenauera, którzy kładli podwaliny pod współczesne państwo niemieckie. A potem już z górki. Może nawet nasze wnuki będą przyjmować Rosję do NATO. A na pewno znów na Arbacie czy Newskim Prospekcie ktoś za Rolexa bez przeszkód zapłaci kartą VISA.