Jedna rzecz w Chinach nie daje mi spokoju i muszę się podzielić moją obserwacją. Ponieważ chińskie finanse mocno już szorują po dnie, czego najlepszym przykładem jest kryzys systemu bankowego w Hongkongu, Chińczycy desperacko szukają sposobów na „odbankowienie” swoich oszczędności. Ostatnio bardzo aktywowały się oszukańcze platformy inwestycyjne online. Są to aplikacje, które z reguły oferują możliwość zainwestowania w amerykańskie startupy z „gwarantowanym” zyskiem. Tylko jedna z takich aplikacji odnotowała w przeciągu trzech miesięcy wpływ w wysokości 700 mld dol. Część pieniędzy wróciła do wczesnych uczestników piramidy nawet z zyskiem, ale większość przepadła.

Najdziwniejsze jest to, że wszyscy wiedzą, że te systemy są oszukańcze, ale tak starają się kombinować, aby przechytrzyć system i na przykład wypłacić pieniądze tuż przed tym, gdy platforma się zlikwiduje. Taki hazard. Jednak skala tej gry osiągnęła poziom grożący destabilizacją całego systemu finansowego. Banki masowo blokują rachunki, z których dokonywane są przelewy do USA na konta tych „funduszy”. Programy antywirusowe ostrzegają, że aplikacja jest niebezpieczna… ale to i tak nie pomaga.

Ofiarami tych aplikacji są osoby wykształcone i świadome ryzyka (dwie z mojego najbliższego otoczenia i więcej z rodzin moich znajomych). Siostra mojego kolegi wtopiła 2 mln RMB zebrane z całej rodziny. A pomimo tego, ten kolega sam stracił 100 tys. RMB. Gdy widzę tę obsesję wpłacania pieniędzy w tak wątpliwe fundusze, to komentuję ich zachowanie w ten sposób, że „chińskie społeczeństwo solidarnie chce uczynić Amerykę wielką i dotuje ją setkami miliardów dolarów”. Po tym komentarzu pojawia się refleksja i nawet oburzenie: No jak to? My pomagamy Ameryce? No tak! Wysyłacie tam zaskórniaki, aby wspierać amerykańskie startupy. To jakiś owczy pęd lub naśladownictwo, bo jednak tym pierwszym „hazardzistom” rzeczywiście udało się zarobić jakieś pieniądze.

Ogólnie sytuacja ekonomiczna w Chinach jest fatalna, co może być dobrym sygnałem dla importerów z Chin i tych, co chcą coś tam produkować. Teraz można to zrobić taniej niż kiedyś, szczególnie, że kurs dolara wobec juana jest całkiem fajny. Dla mnie też sytuacja jest OK, bo praktycznie wszystkie małe firmy, które w Shenzhen robiły jakieś sprawy z VR (które znałem), upadły. Oczywiście na rynku chińskim to nie miało dla mnie znaczenia, bo tu raczej zainteresowanie Hi-Techem zawsze miało charakter pokazowy (coś podobnie jak w Polsce). Ale jest to super sprawa dla naszej działalności w Hongkongu, gdzie uzyskujemy coraz lepsze zlecenia na systemy treningowe VR oraz w zakresie supportu MixedReality na potrzeby serwisu urządzeń energetycznych. Hongkong boryka się z kryzysem finansowym do tego stopnia, że małe sklepy, restauracje i hotele akceptują tylko gotówkę. Pytałem w barach, o co chodzi. Odpowiadali, że czekają już 4 miesiące na pieniądze i nadal ich nie dostają. Coś tam się popsuło.

Arnold Adamczyk Arnold Adamczyk  

Autor od 2012 roku prowadzi działalność w Chinach i Hong Kongu w zakresie VR/AR/MR oraz edukacji STEM. Specjalizuje się w organizowaniu polskich startupów w Chinach i Hong Kongu.