Zrobiłem sobie własną, jak najbardziej prywatną ciszę wyborczą. Z tym, że ta moja osobista trwa nie marne kilkadziesiąt godzin, ale cały rok i nie polega na milczeniu, ale na odmowie słuchania polityków, a konkretnie toczonych przez nich debat i dyskusji. Nie ma przy tym znaczenia, czy do programu publicystycznego nasi „trybuni ludowi” przychodzą w świetnie skrojonych garniturach czy w pomiętych marynarkach. Czy założyli śnieżno-białą koszulę z dziarsko podwiniętymi rękawami à la wczesny Obama, czy może sweterek w serek. Nie bawi mnie też sprawdzanie, czy wzuli markowe buty za kilkaset euro od pary, czy schodzone trzewiki z obuwniczej sieciówki. To tylko zwykły polityczny folklor, jakim – o zgrozo – stała się również debata publiczna, oczywiście nie tylko nasza, polska, choć u nas jeszcze nikt nikogo nie pobił, co na przykład zdarza się w rosyjskich programach publicystycznych.

Na szczęście współczesna cywilizacja, wbrew pozorom, wcale nie zapomniała sztuki konwersacji. Takiej, która przed laty była wręcz fundamentem sukcesu w życiu towarzyskim. A jednym z jej niezbywalnych elementów był kunszt dyskusji, który polegał na prezentowaniu argumentów w sposób z jednej strony klarowny, a z drugiej taki, aby nie urazić – a przynajmniej zbytnio nie urazić – interlokutora. W końcu mowa o czasach, kiedy dyshonoru nie puszczało się płazem. Wręcz przeciwnie, niewłaściwe zachowanie mogło (a według kodeksów honorowych czasem wręcz powinno) skutkować wyzwaniem na pojedynek. Dlatego język nie tylko wymowny, ale przede wszystkim uprzejmy, mógł uratować czyjąś skórę. Ba, nawet życie!

Tym bardziej cieszę się, że współcześnie, bez żadnych kodeksów honorowych, nadal możliwa jest spokojna, rzeczowa wymiana zdań, czasem w stanowczej, ale zawsze kulturalnej formie. Tak jest za każdym razem, gdy przysłuchuję się debatom naszej współczesnej arystokracji, za jaką uważam spełnionych biznesmenów i doświadczonych menadżerów z branży IT (podkreślam kwestię sukcesu i doświadczenia, żeby odciąć się od świata startuperów, który rządzi się swoimi prawami i własnym rodzajem folkloru). Zwykle jest przy tym tak, że bardziej bezpośredni są właściciele własnych firm, a z kolei pracujący „dla kogoś” menadżerowie wypowiadają się ostrożniej, bo wiąże ich polityka komunikacyjna reprezentowanych przez nich korporacji. Niemniej rozmowy są na temat i w atmosferze, która sprzyja wyciąganiu konkretnych, merytorycznych wniosków.

Z tym większą przyjemnością zapraszam do lektury debaty na temat usług zarządzanych, która odbyła się w arystokratycznych wnętrzach Hotelu Polonia Palace – zgodność formy i treści jak najbardziej zamierzona!