Punkt drugi to „trudna kohabitacja” polegająca na używaniu tekstów w stylu: Europa wschodnia musi dawać odpowiedni zwrot z inwestycji, bo po co nam rynek o słabej profitowości. To my, światowa korporacja, mamy rację i inni muszą się na nas wzorować, to my budujemy wszelkie standardy, w tym etyczne i moralne. Jak nie będzie oczekiwanych rezultatów, to zawsze możemy ten oddział zamknąć.

Punkt trzeci, czyli „nie możemy naruszać standardów”: tu jest taki sam rynek, jak na przykład w Niemczech, więc reszta musi być tu taka sama. Nie oczekuję własnych pomysłów, realizuj polecenia. Aha, płace muszą być niższe, bo ryzyko biznesu jest większe.

Punkt czwarty i ostatni, czyli „czas się rozstać”: chyba się wypaliłeś, nasza umowa się kończy, od jutra nie świadczysz pracy, oddaj kluczyki do samochodu, telefon i laptop i masz godzinę na spakowanie rzeczy osobistych, a twoja karta i dostęp do sieci już nie działa.

I gdzie tu miejsce na szacunek, zrozumienie, postępowanie z zasadami deklarowanymi takimi jak: respect, integrity, equality of chances etc. Dlatego to Robert nie miał i nie będzie miał nigdy żadnego pożegnania zorganizowanego ze strony władz Bayernu, bo to on osiągnął to, do czego został zmuszony przez postawę zarządu, który z jednej strony nie chciał zrozumieć potrzeb piłkarza i traktował go przedmiotowo, a z drugiej oczekiwał, że z pełnym zapałem i zaufaniem odda swój los w ich ręce, bo „my wiemy najlepiej, co dla ciebie jest najlepsze”.

To policzek dla takiego klubu jak Bayern Monachium, że Robert musiał zapakować do auta gifty i pojechać na spotkanie z kolegami z drużyny, by powiedzieć im „do zobaczenia” i „wszystkiego najlepszego”. Ironią jest, że spotkają się szybciej, niżby może chcieli, bo obie drużyny piłkarza z Polski – stara i nowa – będą grać w jednej grupie eliminacji Ligi Mistrzów. Będzie to dla wszystkich ciekawe doświadczenie. I warto się było tak nabzdyczać? Jak to mówił śp. prof. Bartoszewski: wystarczyło tylko zachować się przyzwoicie.

Nie byłbym sytuacją Roberta tak poruszony, gdybym syndromem fatalnego pożegnania sam nie był dotknięty 11 lat temu kończąc współpracę z Tech Datą. Na szczęście nazwa ta kończy swój żywot, bo w wyniku zmian i przekształceń to już jest inna firma, przez zupełnie innych ludzi zarządzana. Z Tech Daty zostanie tylko TD, a reszta całkiem nowa, zwłaszcza w Polsce. Ja za nią płakać nie będę. Byłem tak szanowany i doceniony, że kiedy w 2011 prosto z firmy wylądowałem w szpitalu kardiologicznym ani jeden z moich szefów, ani europejskich, ani amerykańskich nie zadzwonił i nie zapytał, co u mnie. Moi czasowi następcy, chcąc mnie uhonorować za 15 lat przewodzenia tej firmie, cichcem zorganizowali pożegnanie z kwiatami i tortem. I tak zakończyłem karierę w Tech Dacie.

Przesyłam też na zakończenie swoje dwa „lepieje” (lepiej – krótki dwuwiersz o formie wymyślonej przez Wisławę Szymborską). Jeden stosowny dla sytuacji Roberta, drugi dla mojej:

Lepiej w Barçy być polaco,

Niż w Bayernie grać ladaco.

Lepiej się w Bugu zanurzyć po uszy,

Niźli w Tech Dacie liczyć na bonusy.

Innej pointy nie będzie.