Kiedy wypowiadał te słowa, Kartagina była już pozbawiona wcześniejszych zdobyczy na kontynencie europejskim i zepchnięta przez Scypiona Afrykańskiego do swojej kolebki na terenach dzisiejszej Tunezji. Zatem dlaczego i z takim uporem ten niegłupi wszak człowiek dążył do całkowitego unicestwienia wroga Rzymu? Wedle mnie miał po temu co najmniej trzy powody: po pierwsze Kartagina i jej wódz Hannibal napędzili największemu mocarstwu ówczesnego świata niezłego stracha. Nie na darmo jeszcze przez kilka stuleci zawołanie „Hannibal ante portas!” było w armii rzymskiej najwyższego stopnia alarmem, mobilizującym siły zbrojne republiki, a potem cesarstwa do największego poświęcenia i waleczności. Pamiątka tego strachu miała przypominać, że wróg nigdy nie jest pokonany do końca, że trzeba być zawsze czujnym i robić wszystko, aby nie mógł się odrodzić i zagrozić powtórnie. Ergo: słowa Kato Starszego to jakby apel do dogaszenia pogorzeliska, aby przy lada podmuchu pożar nie wybuchł na nowo.

Po wtóre w czasie po wojnach punickich Rzym się konsolidował i bogacił, mając przed sobą okres swej największej świetności. Wrogowie zostali odepchnięci na obrzeża państwa, a arystokracja coraz bardziej zaczęła zajmować się „tezauryzacją” sukcesu i walką o władzę nad Wiecznym Miastem oraz modelem tej władzy, co doprowadziło do przekształcenia republiki w cesarstwo, a zatem model demokratyczny w model autorytarny, gdzie cesarz cieszył się atrybutami boskości. Wróg zewnętrzny był Katonowi potrzebny do tego, aby zwracać swym kolegom senatorom uwagę na to, że mimo oznak osiągniętego sukcesu nigdy nie jest on ostateczny, że musi być pielęgnowany i – jakbyśmy powiedzieli językiem XXI wieku – „mieć zawsze istotne miejsce w agendzie państwa i jego służb”.

Po trzecie wreszcie Katonowi chodziło o to, aby polityka Republiki Rzymskiej miała stałe cele i jakąś oś, a przypadek Kartaginy dzięki przezorności światłej władzy nigdy się nie powtórzył. W tym aspekcie Kartagina była archetypem wszelkiego zarzewia skrytego zagrożenia, które niezlikwidowane na czas i w zarodku może doprowadzić do tragicznych skutków, do owego „Hannibala ante portas”. I tutaj Kato miał słuszność, bo następnymi, którzy mieli zagrozić Rzymowi w jego kolebce zlokalizowanej w centralnej części Półwyspu Apenińskiego, byli barbarzyńcy z północy – jakieś pięć, sześć wieków po śmierci niezłomnego senatora i skutecznego polityka.

„Ale przecież to nie jest miejsce na wykład historyczny”– zapewne pomyśli ten i ów, oczekujący ode mnie kolejnej analizy sytuacji na rynku IT bądź jakichś mniej lub bardziej pomyślnych prognoz na rok 2018. Otóż tego typu myśleniu mogę przyznać rację tylko częściowo. Bo czy naprawdę to, co napisałem powyżej, niczego Wam nie przypomina, nie budzi żadnych skojarzeń?

 

Katonów u nas wielu. Nawet ten i ów polityk już został złośliwie ochrzczony takim nickiem. Czy słusznie, nie jestem pewien. Jeśli weźmiemy „część za całość” (o czym pisałem kilka miesięcy temu), to pewnie słusznie, tylko czy wówczas nie obrażamy tym porównaniem starożytnego męża? Bo on jednak przelewał krew za swoją ojczyznę. A czy ci nasi Katonowie spędzili choćby kilka nocy na poligonie? Wątpię. Może dlatego ich wystąpienia są tak groteskowe, że mogą tylko zaistnieć w konkursie „Srebrne Usta” na najbardziej zapamiętaną (choć niekoniecznie najmądrzejszą) wypowiedź publiczną. Natomiast na pewno nie będą na lata hasłem przewodnim i drogowskazem dla współobywateli. Naszych Katonów stać na hasła na miarę TKM (chyba nikomu nie muszę tłumaczyć, co to znaczy), „taki mamy klimat”, albo „to wszystko wina Tuska”. Bo te pozytywne, jak „dobra zmiana”, „biało-czerwona drużyna” czy „konstytucja dla biznesu”, ośmieszyli ci sami, którzy je wymyślili i głosili. Wróg nie był im do tego potrzebny. Żaden Hannibal „nie musiał być przy tym czynny”, że sparafrazuję klasyka.

Wracając do paradygmatu Kartaginy, wydaje mi się, że każdy z nas ma swoją. Inaczej też niż Kato Starszy, każdy z nas może ją sobie w jakiejś mierze wybrać, zatem mieć Kartaginę „na miarę swych ambicji i możliwości”. Dla niektórych na pewno będzie to znienawidzony konkurent, który zabiera rynek, obniża ceny, rozdaje łapówki i robi w naszym mniemaniu inne niecne rzeczy, aby nam dopiec i nas zniszczyć. Dla innych może to być aparat skarbowy, który nęka firmę ciągłymi kontrolami i – jak Kubuś Puchatek szukający Prosiaczka – im bardziej nic nie znajduje, tym intensywniej szuka. Dla trzecich to uciążliwy klient lub klienci, którzy nie dość, że grymaszą i mają węża w kieszeni, to chcieliby wszystko na wczoraj i za 50 proc. proponowanej ceny. A dodatkowo głęboko wierzą, że istnieje na rynku ktoś, kto im to natychmiast na tych warunkach dostarczy, tylko jakoś tam nie idą, a ciągle chcą tego od nas. Dla jeszcze innych Kartaginą będzie rynek, który się kurczy, nie modernizuje w oczekiwanym tempie, charakteryzuje się coraz mniejszą liczbą podmiotów, które mogą być naszymi partnerami, a uważają, że nasze rozwiązania i nowości to zwykłe badziewie, które nie wiadomo, czy się sprawdzi. Jeszcze kilka przykładów? Może już wystarczy, bo stanę się niestrawny.

Jak widać, wachlarz możliwości jest spory. Proszę nie ograniczać się w fantazji i kreatywności. Ważne, aby nie zapomnieć, w jakim celu i jakich okolicznościach buduje się te Kartaginy. Przypomnę: Kato, zanim wygłaszał w senacie swoje „kartagińskie przesłania”, najpierw z nią się starł, a wojska Rzymu zepchnęły ją do pierwotnego miejsca i pozycji. Po wtóre nadał jej w swej strategii komunikacji (jakbyśmy to powiedzieli dziś) określony cel i kontent. Tylko wówczas ma to sens, bo jeśli jesteśmy niekonsekwentni w przekazie lub głupio uparci, nie zwracamy uwagi na zmiany w otoczeniu, jesteśmy przesadnie egzaltowani lub źle przekaz adresujemy, przeceniamy lub niedoceniamy siły swojego wybranego „odwiecznego wroga”, wówczas stajemy się śmieszni, niewiarygodni i zamiast osiągać zamierzone cele, tracimy powagę, autorytet czy wręcz to, co każdy z nas ma najcenniejsze – twarz.

Przykładów aż nadto dostarcza życie, zwłaszcza życie klasy politycznej w naszym kraju. Jeśli nie może być lepiej, to niech będzie chociaż mądrzej dla nas. Uczyć się i wyciągać wnioski można wszak w każdej i z każdej sytuacji.