Galaxy
S4 to smartphone o 5-calowym ekranie Full HD (jak w Xperii Z)
z jeszcze szybszym procesorem i chipem graficznym, którego na razie
nie ma jak wykorzystać. Ma obudowę z plastiku, ale nie monolityczną,
z grubego poliwęglanu, jak smartphone’y Nokii, estetyczną co prawda, lecz
cieniutką i sprawiającą wrażenie taniej. Oferuje inteligentne, oparte na
śledzeniu ruchu oczu przewijanie zawartości ekranu (kiedy doczytamy do końca
strony) i kilka podobnych dodatków, które połowa użytkowników wypróbuje
i zaraz wyłączy, a druga połowa nawet nie będzie wiedziała, że je ma.
Jeśli na podstawie tego, co napisałem do tej pory, uznaliście, że moim zdaniem
Galaxy S4 nie daje powodów do zachwytu, to macie rację. Jeśli jednak doszliście
do wniosku, że uważam, iż poniesie porażkę, to muszę was rozczarować. Galaxy S4
będzie ogromnym sukcesem sprzedażowym.

Pisząc te słowa, nie mogłem pozbyć się wrażenia déja vu.
Całkiem niedawno przeżyłem coś bardzo podobnego: wielkie oczekiwania,
zachowawcze urządzenie, zbiorowy jęk zawodu ze strony dziennikarzy, blogerów
i entuzjastów oraz… rekordowa sprzedaż. Czy to był iPhone 4 S czy
5 – nie jest to teraz istotne. Istotne jest, że Samsung po raz
kolejny odrobił lekcję, ucząc się od najlepszych. A lekcja brzmi tak: po
pierwsze udawaj, że wprowadzasz innowacje. Po drugie nie wprowadzaj innowacji,
jeśli nie musisz.

Dlaczego? Obowiązuje zasada ekonomii sił. Liderowi rynku po
prostu nie opłaca się wprowadzać innowacji. Póki kolejne urządzenia znajdują
nabywców dzięki sile marki i zbudowanego wcześniej wizerunku (na co poszły
potężne pieniądze), wspieranie ich wypracowanymi przez dział R&D (za równie
ciężką kasę) nowościami to czyste marnotrawstwo. Tym bardziej że wszelkie
nowości zwiększą koszt produkcji urządzenia, a więc obniżą zysk wytwórcy,
bo maksymalną dopuszczalną cenę dyktuje rynek!

Drugą kwestią jest to, że
pieniądze zarabia się na masowej sprzedaży, a masowo sprzedaje się rzeczy
znane i wypróbowane. Wszelkie nowinki niosą ze sobą ryzyko niezrozumienia
i odrzucenia przez zwykłego użytkownika. To nie tak, że Samsung czy Apple
nie mają żadnych nowatorskich rozwiązań w zanadrzu. Jestem przekonany, że
mają. Na razie jednak pozostają one ukryte w sekretnych skrzydłach działów
R&D, gdzie są polerowane i doskonalone, i czekają, aż przyjdzie
ich czas. A ten nadejdzie wtedy, kiedy pozycje Jabłka oraz Koreańskiego Giganta
zostaną zagrożone przez konkurentów. Sądząc po tym, co prezentuje Sony, Nokia
czy HTC, kto wie, może będzie to już całkiem niedługo…

Gdybym miał zgadywać, powiedziałbym, że jako pierwszy coś
naprawdę nowego pokaże Apple, zagrożony właśnie przez Samsunga. Ten
z kolei wydaje się mieć więcej czasu, chociaż w królestwie Androida
wszystko dzieje się szybciej, a dominacja Koreańczyków zaczyna już robić
się niewygodna dla niektórych sił. Tymczasem pora odpowiedzieć na zadane na
początku pytanie. Co musi zatem zrobić Samsung, żeby Galaxy S4 odniósł rynkowy
sukces? Jedną rzecz: dostarczyć go do sklepów.

 

Autor jest
redaktorem naczelnym miesięcznika CHIP.