W ostatni poniedziałek czerwca, jak co roku, magazyn
„Wprost” opublikował swoją listę 100 najbogatszych Polaków. Moją uwagę zwróciło
to, jak mało na niej – w porównaniu z rankingami sprzed lat
– nazwisk ludzi z branży IT. Na tegorocznej liście występuje jedynie
Adam Góral oraz rodzina Filipiaków. I to tyle, bo Ryszarda Krauze
i Romana Kluski, choć korzenie ich bogactwa wyrastają z naszej
branży, nie można dziś zaliczyć do „ludzi IT”. Warto zadać sobie pytanie:
dlaczego tak się stało?

Może niektórzy z czytelników CRN Polska pamiętają, że
nasza branża (zwana niegdyś komputerową) była w Polsce drugą wolną
i niekontrolowaną w żadnej mierze przez państwo dziedziną
działalności gospodarczej. Pierwszą była hodowla warzyw i kwiatów oraz
obrót nimi, określana w PRL-u pejoratywnym mianem „badylarstwa”.
W drugiej połowie lat osiemdziesiątych ubiegłego wieku nastąpił przedziwny
zbieg okoliczności: dynamiczny rozwój technologii mikrokomputerowych
i telekomunikacyjnych na świecie połączył się z falą zmian
polityczno-ustrojowych w naszej części Europy. Ta fala wyniosła na
pierwsze strony gazet nazwiska przedsiębiorców, którzy znakomicie wykorzystali
pierwsze elementy kształtującej się in statu nascendi wolności gospodarczej
oraz pragnienia ludzi, aby mieć elektroniczne, nowoczesne zabawki, niemożliwe
do zapewnienia przez ginącą gospodarkę PRL-u. W ten sposób, z połączenia
archetypu pioniera zdobywającego nieznane terytoria i aury tajemniczości
wokół nowych technologii, powstał mit założycielski polskiej teleinformatyki.

Ten mit z upływem czasu coraz bardziej wietrzeje,
przechodzi do historii i kładzie się cieniem na dalszym rozwoju branży. Bo
niestety poza rozwojem najbardziej zaawansowanych struktur handlowych (naprawdę
nie mamy się czego wstydzić w tym zakresie ani w konfrontacji
z najbardziej zaawansowanymi sieciami handlu detalicznego, ani tym bardziej
w sferze działań światowych dystrybutorów) nie dysponujemy de facto niczym
więcej. Ani własnymi technologiami, ani ludźmi, o których mówi świat, ani
firmami wskazującymi innym kierunek. Te czynniki, moim zdaniem, są
odpowiedzialne w jakiejś mierze i za to, że tzw. nazwiska powoli,
aczkolwiek skutecznie odeszły z branży. Branża, która przestaje być
– jak to się mówi w Ameryce – „sexy”, przestaje być wylęgarnią
spektakularnych karier. Coraz częściej przyczepiana niektórym naszym kolegom
łatka łapowników i przekrętasów tym bardziej nie daje powodów do tego, aby
ludzie z naszego środowiska zabierali głos w istotnych sprawach
i byli autorytetami dla innych.

I dalej jeszcze: taka atmosfera nie sprzyja temu, aby
ci, którzy w branży zostali, czuli się w jakiś sposób z niej dumni
i chodzili z podniesionym czołem. Przecież prawie każdy z nas
wie, że są wśród nas osoby, których zasoby przekraczają 100 mln zł,
a na tyle właśnie wyceniany jest majątek pana Rybickiego, zajmującego na
ostatniej liście „Wprost” setne miejsce. Tylko nasi koledzy i znajomi po
doświadczeniach własnych i swoich konkurentów wiedzą, że wysokie miejsce
na liście „Wprost” jest nie tyle zaszczytne, co niebezpieczne. Przykładów
z przeszłości chyba nie muszę przytaczać. Znamy je wszyscy aż nadto
dobrze.

 

Autor od
1996 r. do lutego 2012 pełnił funkcję dyrektora
zarządzającego Tech Data Polska.