Żaden przedsiębiorca nie jest na to gotowy

  Trafiła kosa na kamień – to była moja pierwsza myśl, kiedy dowiedziałem się, że doprowadziłeś do aresztowania osobnika, który miał przez kilkanaście lat oszukiwać, szantażować i żerować na biznesowej śmietance Dolnego Śląska. Jego „urokowi” nie oparły się zarówno atrakcyjne, przedsiębiorcze kobiety, ale także doświadczeni prezesi czołowych firm w swoich branżach. Jak w ogóle mogło do tego dojść?

Grzegorz Filarowski Akurat w moim przypadku scenariusz był nieco inny. Przede wszystkim, już po pierwszym, przypadkowym spotkaniu uznałem, że to ewidentnie śliski typ. Wystarczyła krótka wymiana zdań, aby zaczął pokazywać mi na swoim telefonie zdjęcia różnych kobiet. Owszem, tak czasem bywa, gdy mężczyźni próbują zaimponować swoim kolegom. Z tym, że ja byłem dla niego zupełnie obcym człowiekiem, którego poznał chwilę wcześniej.

  W jakich okolicznościach?

Przedstawił nas sobie pewien wspólny znajomy, kiedy wpadliśmy na siebie w Hotelu Gołębiewski w Karpaczu, gdzie akurat spędzałem urlop z rodziną. I nagle człowiek, którego widzę pierwszy raz w życiu, każe mi oglądać jakieś obce panie fotografowane w dwuznacznych pozach, a czasem z ukrycia, gdy gdzieś jechały lub z kimś rozmawiały. I on się mnie – powtarzam, obcego człowieka! – wypytuje, co ja o tym sądzę, czy moim zdaniem one z kimś randkują… Siłą rzeczy już wtedy przeszła mi przez głowę myśl, że to typowy stalker.

  Tymczasem okazało się, że taki zupełnie obcy to on nie jest…

Przyznam, że byłem mocno zdziwiony, gdy usłyszałem od żony, że ona go dobrze kojarzy, bo to nasz sąsiad z osiedla. Poznali się kilka lat wcześniej na pobliskim placu zabaw, gdzie bawiła się nasza córka, a ten człowiek przyprowadzał tam swoje dzieci. Powiedziałem wtedy żonie, że nie chciałbym go już nigdy więcej spotkać. Po czym szybko zapomniałem o tym dziwnym zdarzeniu i nie ciągnąłem więcej tematu z żoną. Z perspektywy czasu, to był błąd.

  Czy i w jaki sposób mogłeś uniknąć tego błędu?

Przedsiębiorcy są nierzadko egocentryczni i skupieni na swoich pomysłach, swoich wizjach. Dzisiaj ja, na bazie swoich przeżyć, radzę im, żeby regularnie interesowali się i pytali swoich żon czy partnerek: czy kogoś ostatnio poznałaś, kochanie? A co to za człowiek? A co ci opowiadał? A co ty jemu mówiłaś? A czy możesz go zapytać, jak zarabia pieniądze? Co ci mówi o swoich kłopotach? Tak, żeby sprawdzić, czy przypadkiem jakaś kanalia nie próbuje właśnie wśliznąć się do naszego życia. Gdybym ja tak od razu zrobił, gdybym bliżej się zainteresował tym gościem, to bym szybko wyłapał, że to oszust i pajac. Pokazałbym wtedy mojej żonie te „czerwone flagi” i pacjenta zblokował już na wstępie…

  No tak, po czasie okazało się, że zdołał zmanipulować twoją – obecnie już byłą – żonę, wciągając zresztą do tego waszą córkę. Do dzisiaj zastanawiam się, jak ustałeś na nogach po takim ciosie i zdołałeś dopaść drania…

Nie znam nikogo, kto byłby na to gotowy. Wprawdzie ja ustałem, a w końcu wygrałem, ale zwłaszcza na początku, czułem się tym bardzo przytłoczony – w końcu w tym wszystkim chodziło też o moje dziecko. Jak to się mówi w naszym środowisku, można mieć „skille zawodowe” na wysokim poziomie i czuć się pewnie w swojej skórze, ale gdy nagle sypie ci się – i to na dobre – życie prywatne, to trudno być na to gotowym.

  Zwłaszcza, gdy na pozór wszystko idzie dobrze…

W przypadku większości biznesmenów, którym się udało, ten sukces jest w zasadzie zawsze okupiony mniejszym bądź większym zaniedbaniem codziennego życia rodzinnego. Nie oszukujmy się, często mamy do czynienia z dobrą miną do złej gry. Wszyscy udają, że wszystko jest w porządku, pokazując w mediach społecznościowych wspaniałą, szczęśliwą rodzinę. A prawda często jest taka, że – zwłaszcza na etapie rozwoju biznesu – musimy prawie zupełnie poświęcić inne sprawy. I to jest normalny wybór, a ja nikogo za to nie krytykuję. Jednak trzeba sobie zdawać sprawę, że w to puste, niezagospodarowane odpowiednio miejsce, może w każdej chwili wśliznąć się jakiś gad. A tych gadów jest wokół nas więcej niż mogłoby się wydawać. Zwłaszcza, że popularność różnych mediów społecznościowych powoduje, że tacy osobnicy mają ułatwiony dostęp do potencjalnych ofiar i do wiedzy na ich temat. Warto też wziąć pod uwagę, że większość kobiet wysyła sygnały, że nie mamy dla nich czasu, że chciałyby porozmawiać. Mówię tu o żonach czy partnerkach biznesmenów, które podczas, gdy ich mężowie są zajęci biznesem, mogą ulec „urokowi” kogoś innego. I to niekoniecznie w sensie erotycznym, ale towarzyskim, rzekomo przyjacielskim. Może to być zarówno kobieta, jak i mężczyzna.

  Czy akurat tobie, jako osobie przedsiębiorczej, było łatwiej opracować, a potem zrealizować strategię, która doprowadziła do „zapuszkowania” tego człowieka?

Na pewno tak, chociaż bywały momenty, kiedy doświadczenie przedsiębiorcy niewiele dawało. Generalnie, wydaje nam się, jako założycielom firm i prezesom, że jesteśmy uodpornieni na złe informacje i potrafimy odnaleźć się w każdej trudnej sytuacji. Tymczasem w praktyce biznesowej, zwykle mamy chociaż chwilę na przemyślenie kolejnego ruchu. To nie jest walka bokserska, kiedy trzeba reagować w ułamkach sekund, a przeciwnik stoi tuż przed nami. A takie właśnie, szybkie i niespodziewane akcje regularnie fundują swoim ofiarom takie typki, o których rozmawiamy. Lubią stawiać innych ludzi w nagłych sytuacjach kryzysowych, bo wtedy trudno o przemyślaną reakcję. A trzeba pamiętać, że w ich przypadku nie ma zasad moralnych. Żadnych. Czy wystarczy, że powiem, że ten sam osobnik, który targnął się na moją rodzinę, jednej z kobiet zagroził, że obleje jej dziecko kwasem?! Czy da się w takiej sytuacji zachować zimną krew i nie zrobić czegoś nieprzemyślanego? Może to zabrzmi dziwnie, ale mam takie przekonanie, że wielokrotnie pomógł mi fakt, że od lat amatorsko boksuję i wyćwiczyłem w sobie refleks i wyczucie, kiedy wyprowadzić cios, a kiedy się uchylić lub wycofać. Podczas sparingów pięściarskich człowiek uczy się szybkich reakcji i nieustannej analizy sytuacji, na bieżąco. To wyczucie chwili bardzo pomaga nabrać odpowiedniego dystansu i podjąć błyskawiczną decyzję w sytuacji, gdy ktoś chce nas sprowokować.