Indyjskie władze niespodziewanie zabroniły importu laptopów, desktopów, tabletów i serwerów do tego kraju. Będzie on możliwy jedynie na podstawie specjalnego zezwolenia (licencji).

Najpierw restrykcje ogłoszono ze skutkiem natychmiastowym na początku sierpnia br., wywołując zamieszanie w branży. Potem jednak ministerstwo handlu i przemysłu złagodziło przekaz, zapewniając, iż będzie obowiązywał 3-miesięczny okres przejściowy. Tym samym ograniczenia wejdą w życie 31 października br.

Po co ten zakaz

Władze chcą w ten sposób zwiększyć produkcję sprzętu w kraju i tworzyć nowe miejsca pracy, ale pada też argument poprawy bezpieczeństwa.

„Celem rządu jest zapewnienie, że indyjski ekosystem technologiczny korzysta tylko z zaufanych i zweryfikowanych systemów, importowanych lub produkowanych w kraju” – stwierdził wiceminister ds. informatyki Indii, Rajeev Chandrasekhar.

Wiosną rząd indyjski zapowiedział 2 mld dol. finansowania, które ma wspomóc lokalną produkcję PC i serwerów. Jest to kolejny program, uruchomiony w ostatnich latach.

Szacuje się, że obecnie ok. jedna trzecia laptopów i tabletów wprowadzanych na indyjski rynek pochodzi z lokalnych montowni. W Indiach rośnie także produkcja smartfonów, gdyż część producentów przenosi montownie do tego kraju od czasu wybuchu amerykańsko – chińskiej wojny handlowej.

Rynek dla 20 mln komputerów i tabletów

Chodzi o duże liczby. W 2022 r. indyjski rynek wchłonął 19,6 mln komputerów i tabletów, co oznacza wzrost o 5,4 proc. r/r – ustalił Canalys. Pierwsza trójka dostawców to HP, Lenovo i Dell, którzy w sumie mają ponad połowę rynku.

Z kolei według Reutera indyjski import elektroniki w II kw. 2023 r. osiągnął wartość 19,7 mld dol., o 6,3 proc. więcej niż przed rokiem.

Indyjskie władze wprowadzając ban na import sprzętu i jednocześnie furtkę w postaci licencji uzyskują możliwość nacisku na koncerny z branży i stawiania im warunków, na jakich wydadzą pozwolenie na dostawy. Kto nie spełni oczekiwań, może próbować ulokować nadwyżki sprzętu na innych rynkach.