CRN W styczniu odwiedził Pan nowojorskie targi NRF 2022, organizowane przez National Retail Federation. Warto było?

Tomasz Woźniak To jedna z najlepszych na świecie imprez poświęconych retailowi. Z tym, że w tym roku, według stałych bywalców, pod względem liczby wystawców targi zgromadziły około jednej trzeciej tego, co zwykle. Wprawdzie duzi gracze, w tym Microsoft czy Salesforce, mieli swoje stoiska, ale w związku z doniesieniami o uderzeniu Omikrona pozostały one bez obsługi. Paradoksalnie jednak, dzięki temu, że do Nowego Jorku przyjechało dużo mniej osób niż zwykle, łatwiej było się umówić na spotkanie z tymi, którzy się pojawili, a ponadto mieliśmy więcej czasu na spokojne, owocne spotkania.

Jakie rozwiązania były warte uwagi?  

Bardzo dobrze zaprezentował się Edgify, jeden z naszych partnerów, który unowocześnia kasy samoobsługowe. Podczas NRF-u pokazali oprogramowanie, dzięki któremu kasa bezbłędnie rozpoznaje położone na wadze rodzaje warzyw, owoców, mięsa, a nawet pieczywa. Każdy, kto kiedykolwiek musiał ręcznie wskazywać, co konkretnie kupił i ile sztuk, wie, jak automatyzacja tej czynności ułatwi i przyspieszy zakupy.

Sam bym chętnie skorzystał.

Chętnych nie zabraknie i dlatego będziemy rozmawiać o wdrożeniu tego rozwiązania z dwoma dużymi sieciami spożywczymi w Polsce. Wracając do pytania, na NRF-ie była też polska firma Retail Robotics, nasz dobry klient. Mieli imponujące stoisko, które spotkało się z dużym zainteresowaniem. Zaprezentowali jeden ze swoich dwóch produktów, mikroautomat paczkowy, który może być montowany w sklepach typu convenience czy nawet na klatkach schodowych apartamentowców. Innym projektem, który razem realizowaliśmy, był zaawansowany robot do wydawania zakupów spożywczych, który testowany był przez Carrefoura w centrum Paryża. Tego typu projekty to przyszłość retailu. Cieszę się, że tworzą je polskie firmy.

Wyjazd do Nowego Jorku to, jak rozumiem, element nowej strategii Future Mind, zgodnie z którą zaczynacie budować swoją pozycję poza Polską. Wcześniej nie byliście zbyt aktywni za granicą. Dlaczego wcześniej nie poszliście śladem wielu innych rodzimych software house’ów?

Może nie powiem, że się zagapiliśmy, ale rzeczywiście do tej pory koncentrowaliśmy się na polskim rynku i dopiero teraz będziemy w usystematyzowany, przemyślany sposób szukali szans na innych rynkach. Jeśli chodzi o wspomniane firmy, to trzeba pamiętać, że nasze portfolio usług stawia nas w trudniejszej sytuacji niż typowy software house. Łatwo bowiem wyjść poza Polskę, oferując klasyczne usługi outsourcingowe. Pod tym względem nasz rynek jest dobrze skomunikowany ze światem i dobrze postrzegany. Problem stanowi jedynie przyciągnięcie i utrzymanie dobrych programistów, dlatego należy inwestować nie tylko w samą rekrutację, ale także w budowanie odpowiedniej kultury organizacyjnej czy też dbanie o szeroko pojęty wellbeing.

Czym się w takim razie różnicie od klasycznego software house’u?

Zapewniamy przeprowadzenie całego procesu digital transformation, począwszy od etapu konsultingu, aż po finalne wdrożenie. Podobnie jak w Polsce, również zagranicą będziemy korzystniejszą alternatywą dla takich firm, jak McKinsey czy Deloitte. To bardzo ważne, że wygrywamy z tego typu wielkimi graczami nie tylko niższymi kosztami, ale też tempem prac, ich jakością, ale także wysokim poziomem agility, czyli elastycznością działania. Większość software house’ów działa na zasadzie „mamy programistów, których usługi możecie od nas kupić”, natomiast my oferujemy znacznie więcej.

Czy powodem waszej ekspansji za granicę jest nasycenie polskiego rynku aplikacjami mobilnymi?

Tego bym nie powiedział. Dużo się pod tym względem w Polsce dzieje, ale wciąż na przykład dwie duże, dynamicznie rosnące sieci handlowe, jak Biedronka czy Dino, dopiero raczkują na drodze do cyfrowej transformacji. Aktualnie jesteśmy w zaawansowanym procesie z dwiema innymi dużymi sieciami, więc jest co robić. Jednak możemy zrobić dużo więcej, wychodząc poza Polskę. Wspomniany projekt z Retail Robotics, warsztaty strategiczne dla chorwackiego Studenaca czy lokalizowanie na poszczególnych rynkach aplikacji Reserved oraz Sinsay daje już jakąś rozpoznawalność. Kończymy projekt dla kuwejckiej sieci sklepów i stacji benzynowych Trolley, pracujemy dla D-marin, największej sieci marin w basenie Morza Śródziemnego. To wszystko świadczy o tym, że pierwszy krok ekspansji mamy już za sobą. Z ciekawością patrzymy też na południe Europy. Tam jest wiele więcej do zrobienia niż w okupowanym przez wiele firm regionie DACH, o USA nawet nie wspominam, choć mamy na koncie kilkuletnią współpracę z jednym z amerykańskich BigTechów.

Jak zamierza Pan pogodzić zarządzanie firmą w Polsce z rozwojem biznesu na rynkach zagranicznych?

Jesteśmy na etapie badania kilku scenariuszy. Mam określone wymagania co do osoby, której chciałbym przekazać relacje z polskimi klientami, dlatego dość długo jej szukam. Potrzebuję partnera, a nie sprzedawcy. Niekiedy wydaje mi się, że mamy taki komfort, wynikający wprost z konsekwencji w ponad 10-letnim budowaniu aplikacji, że daje nam to delikatną przewagę w wygrywaniu z konkurencją. W mojej ocenie wynika to wprost z faktu, że jesteśmy tak samo zaangażowani od roli managera po rolę testera. Zbudowaliśmy świetną kulturę organizacyjną, co zresztą widzą też nasi klienci. Niektórzy z nich po czasie zostają naszymi współpracownikami, jak choćby ostatnio Krzysiek Heyda, z którym pracowaliśmy nad aplikacją żappka. A jeśli chodzi o rynki zagraniczne, nigdzie na stałe się nie wybieram. Warszawa to jedno z najlepiej skomunikowanych miast na świecie. Na lotnisko jadę 15 minut, a od każdego liczącego się ośrodka w Europie dzieli mnie ten sam czas dojazdu, co samochodowa podróż z Warszawy do Gdańska. To wiele ułatwia.