Jedynym, co odróżnia nas od cyborgów z powieści science
fiction, jest to, że układy elektroniczne, dzięki którym zyskujemy te wszystkie
możliwości, wciąż znajdują się poza naszym ciałem. Nazywamy je smartfonami.
O tym, jak bardzo jesteśmy od nich uzależnieni, można przekonać się
dopiero, kiedy wyjdzie się z zasięgu sieci telekomunikacyjnej. Na przykład
na granicy Szwecji i Norwegii, gdzie niedawno byłem na trekkingu
Fjallraven Classic. Całkowite odcięcie od świata jednym daje poczucie wolności,
innych natomiast przyprawia o stres przypominający syndrom odstawienia.
Mógłbym opowiedzieć kilka ciekawych historii o tym, jak pewna blogerka z Holandii
wędrowała po górach, szukając choć odrobinki zasięgu, żeby móc wrzucić zdjęcia
na Instagram, albo jak dziennikarz z Francji rozkoszował się tym, że nie
może się teraz do niego dodzwonić nikt – ani szef, ani… żona. Tym, co
jednak szczególnie ciekawe, jest to, jak w takiej sytuacji zmienia się
przepływ informacji.

Nasza pamięć jest ułomna.
Co gorsza, jeśli jej nie ćwiczymy, codziennie przepuszczając przez umysł
miliony informacji, które znikają równie szybko, jak się pojawiły – staje
się coraz słabsza. Nic więc dziwnego, że najczęściej jeśli w rozmowie
pojawi się jakaś wątpliwość, ktoś przypomni sobie ciekawostkę albo zechce
poznać jakikolwiek fakt, natychmiast sięga do zbiorowej pamięci masowej
ludzkości, czyli do Internetu. W końcu to takie proste: wystarczy wyciągnąć
telefon z kieszeni. Ciekawe, jak wysoka jest ta góra… Klik, klik, klik…
Aha. Skąd wzięła się nazwa tej miejscowości? Klik, klik, klik. No tak, jasne.
Jak to się dzieje, że… W którym roku… Dlaczego… Każde pytanie ma
natychmiastową odpowiedź, z którą nie ma co dyskutować.

Wydawać by się mogło, że to dobrze, ale kiedy nagle dostępu
do Wszechwiedzy zabraknie, okazuje się, że warto poszukać wiadomości samemu. Tu
pojawiają się dwie kwestie. Po pierwsze ciekawość. Mam wrażenie, że
w dzisiejszym świecie mamy jej za mało – po prostu brakuje na nią
miejsca. Skoro możemy natychmiast wszystko sprawdzić, nic nie jest naprawdę
intrygujące, prawda? Kiedy znajdziemy się poza zasięgiem Internetu
i stracimy swoje cybernetyczne możliwości, będzie czas na to, żeby ciekawość
się obudziła i zaczęła drążyć nasze myśli. To dobrze, bo ciekawość popycha
nas do działania.

A jeśli damy się popychać ciekawości, możemy zacząć
szukać. To nieocenione doświadczenie, kiedy samemu próbuje się do czegoś dojść.
Zaskakująco często okazuje się, że po poskładaniu w całość wszystkich
fragmentów informacji, które mamy w głowie, i przeprowadzeniu procesu
dedukcji można uzyskać odpowiedź – nawet jeśli nie wystarczającą, to
przynajmniej prawdopodobną. Jeżeli sami pamiętamy za mało, mamy okazję, żeby
zapytać innych. Każdy ma trochę inne wiadomości, każdy pamięta co innego
i inaczej rozumuje. Tego rodzaju burza mózgów jest niezwykle inspirująca,
więc znów może się okazać, że we wspólnej rozmowie nie tylko znajdziemy
odpowiedzi, ale też odkryjemy coś zupełnie nowego. Co więcej, nawiążemy bliższe
więzi, usłyszymy nowe historie, pojawią się odgałęzienia, skojarzenia,
opowieści… Zyskamy coś ważnego. Nawet jeśli na koniec nadal nie będziemy
wiedzieli, jak wysoka jest ta góra.

 

Autor jest redaktorem
naczelnym miesięcznika CHIP.