Urząd Regulacji Telekomunikacji i Poczty nie ma dla firm montujących komputery żadnej rady w sprawie znaku CE. Urzędnicy twierdzą jedynie, że urządzenia trzeba badać. Jak? To już problem producentów.

Tuż przed Wielkanocą w URTiP-ie obiecano ustalić, w jaki sposób producenci komputerów powinni w praktyce stosować unijne dyrektywy mówiące o bezpieczeństwie sprzętu komputerowego. Pod koniec kwietnia okazało się jednak, że na pomoc urzędu nie ma co liczyć. Nikt w URTiP-ie nie jest w stanie udzielić jednoznacznej i ostatecznej odpowiedzi w tej sprawie. Zupełnie jakby urzędnicy bali się wziąć odpowiedzialność za interpretację przepisów. A przecież po pierwszym maja muszą według nich sprawdzać, czy sprzęt jest zgodny z normami. Wszyscy, z którymi rozmawialiśmy w URTiP-ie (6 osób), wypowiadają się na temat znaku CE na komputerach bardzo ostrożnie. Ich opinie potwierdzają jednak zdanie przedstawicieli laboratoriów, zajmujących się badaniami sprzętu komputerowego (pytaliśmy ich o nie parę tygodni wcześniej). Producenci nie unikną testowania zgodności komputerów z unijnymi normami bezpieczeństwa. Pytanie, jak to robić, nadal jednak pozostaje otwarte. W laboratorium URTiP-u uważają, że konieczne jest testowanie dosłownie każdej konfiguracji. Wymiana poszczególnych podzespołów może bowiem spowodować, że komputer nie przejdzie testów na zgodność z normą EMC (kompatybilności elektromagnetycznej), tzn. będzie zakłócał pracę innych urządzeń elektrycznych. Jednoznacznej odpowiedzi na pytanie o testowanie komputerów nie są w stanie udzielić nawet w podkarpackim oddziale URTiP-u (w Rzeszowie), specjalnie wyznaczonym do spraw związanych ze znakiem CE na sprzęcie komputerowym. Poprosiliśmy szefa rzeszowskiego ośrodka o zajęcie stanowiska na piśmie, ale dotąd nie dostaliśmy odpowiedzi.

Co gorsza urzędnicy URTiP-u raczej nie zdają sobie sprawy, jak wielkim problemem dla producentów komputerów jest spełnianie wymogów dotyczących bezpieczeństwa po wejściu Polski do UE. W rozmowach padło nawet sformułowanie, że komputery to 'jakaś nisza rynkowa’, w której znak CE może stanowić kłopot. Nie wiedzą również, że CE to twardy orzech do zgryzienia nie tylko dla producentów, ale także dla pracowników laboratoriów, którzy nie potrafią wyjaśnić potencjalnym klientom, co robić, by być w zgodzie z przepisami. Podczas rozmów w URTiP-ie i laboratoriach często słyszeliśmy odwołania do rynku niemieckiego. Przecież w Niemczech znak CE funkcjonuje od dawna i producenci komputerów jakoś sobie z nim poradzili. Usiłowaliśmy się dowiedzieć, w jaki sposób. Jedni mówią, że zanim pojawił się w Niemczech obowiązek oznaczania komputerów symbolem CE, istniało tam wiele przepisów dotyczących bezpieczeństwa sprzętu, których producenci musieli przestrzegać. Dorzucenie do tego unijnego znaku CE nie było więc kłopotliwe. Inni z kolei twierdzą, że Niemcy po prostu omijają przepisy, badając parę konfiguracji na wzór, a na resztę wystawiają deklarację zgodności bez badań (co jakoś nie mieści się w głowie).

Tak czy inaczej komputery badać trzeba.

Może mali producenci skrzykną się i złożą na wspólne testy wybranych konfiguracji – podsuwają przedstawiciele laboratoriów (w tym kontekście opisywany ostatnio w CRN-ie trend łączenia się sklepów komputerowych w sieci zaczyna nabierać innego wymiaru). Ponadto przedstawiciele URTiP-u ostrzegają, że sprawy testowania komputerów da się załatwić fortelem. Niektórzy podobno rozumują w ten sposób: dopóki nie muszę płacić za badania, nie będę tego robić, a jeśli mnie złapią, po prostu zapłacę i tyle. Producent jednak za badanie przeprowadzone w laboratorium URTiP-u zapłaci kilkakrotnie więcej, niż gdyby sam zlecił testy.

A może wystarczy po prostu wystawić deklarację nie wykonując badań i liczyć, że nie dojdzie do skontrolowania komputera w laboratorium URTiP-u? To duże ryzyko. Tym bardziej że – jak pokazują dane Eltestu – tylko 20 proc. zestawów komputerowych przechodzi testy, czyli spełnia unijne normy bezpieczeństwa. Sytuacja zatem, przynajmniej chwilowo, jest bez wyjścia. Dodatkowo pogarsza ją fakt, że większość resellerów w ogóle nie ma pomysłu na przygotowanie się do obowiązku certyfikowania. Jak wynika z naszej ankiety, którą przeprowadziliśmy w kwietniu (patrz CRN 8/2004) gros czytelników w ogóle nie wiedziało, że po wejściu Polski do unii sprzęt komputerowy będzie musiał mieć symbol CE. I jeszcze jedno: prawie połowa resellerów nie zwraca nawet uwagi, czy mają go podzespoły, z których montują składaki. Ogólny wniosek jest taki, że znak CE to dla polskich resellerów 'czarna magia’. Informacji na ten temat brak. Praktycznie jedynym źródłem (poza tekstami dyrektyw i przepisów, które wprowadzają je w Polsce) jest portal www.oznaczenie-ce.pl. Tam jednak resellerzy nie znajdą odpowiedzi na szczegółowe pytania. Przedsiębiorcy muszą radzić sobie sami. Po raz kolejny hasła wspierania przedsiębiorczości głoszone przez urzędników okazały się tylko czczą gadaniną na pokaz.