Sytuacja makroekonomiczna naszego kraju na przestrzeni ostatnich miesięcy systematycznie się poprawiała. Najlepiej może o tym świadczyć wzrost PKB. Według oficjalnych danych GUS-u w czwartym kwartale jego wartość zwyżkowała o 4,3 – 4,5 proc. W skali całego 2003 r. daje to wzrost gospodarczy o 3,7 proc. (1,3 proc. rok wcześniej). Z analizy wstępnych danych GUS-u wynika również, że zdecydowanie poprawiły się wskaźniki określające popyt krajowy, wartość dodaną brutto w gospodarce narodowej, spożycie ogółem oraz nakłady brutto na środki trwałe. Powodów do zadowolenia nie daje jedynie poziom bezrobocia i narastający dług. W kontekście tych informacji realny wydaje się zaplanowany przez rząd poziom PKB na 2004 r. Tadeusz Toczyński, prezes GUS-u, zauważył, że osiągnięcie jego 5-proc. zwyżki możliwe jest pod warunkiem wprowadzenia reformy finansów i wzrostu inwestycji.

Polityczne deklaracje

O realnej szansie spełnienia obu postulatów przekonany jest wicepremier Jerzy Hausner. Jego działania coraz częściej uzależnione są jednak od układów na scenie politycznej. Wicepremier ma problemy z przeforsowaniem oszczędnościowych ustaw już nie tylko w parlamencie, gdzie koalicja SLD-UP nie posiada większości, ale nawet w szeregach swojej partii. Aby pozyskać sympatyków reform, musi wprowadzać w swej propozycji kolejne zmiany. W efekcie tzw. plan Hausnera w coraz mniejszym stopniu odpowiada pierwotnym założeniom. Tym samym powoli zaczyna oddalać się prawdziwa reforma finansów publicznych. Niewiele w tym zakresie zmieniają deklaracje składane przez część opozycji, która w zamian za poparcie dla planu Hausnera domaga się wprowadzenia 15-proc. podatku liniowego. Wicepremier jeszcze mniejszy wpływ niż na reformę finansów publicznych ma na poziom inwestycji. Są one przede wszystkim rezultatem oceny atrakcyjności naszego kraju przez inwestorów. Bieżące działania rządu to tylko jeden z elementów składowych tej oceny.

Niska inflacja

Duży wpływ na postrzeganie krajowej gospodarki przez inwestorów, zwłaszcza zagranicznych, mają działania Rady Polityki Pieniężnej. To bardzo ważna sfera życia gospodarczego, o czym wielu przedsiębiorców już chyba zapomniało. Tymczasem, mimo że skład RPP uległ istotnej zmianie, nadal jest ona ciałem apolitycznym. Dzięki temu jej działania nie zależą od doraźnych potrzeb ekipy rządzącej, co przede wszystkim daje szansę na utrzymanie inflacji w ryzach. Według RPP po 2003 r. jej wskaźnik powinien kształtować się w granicach 1,5 proc. – 3,5 proc. Prawdopodobnie uda się to osiągnąć, mimo wystąpienia w najbliższym czasie czynników zwiększających inflację, takich jak zmiany w podatku VAT i akcyzie oraz trudnych do przewidzenia skoków cen ropy naftowej na rynkach światowych.

Po ile euro?

Pozytywne oceny PKB i inflacji nie są jednak wystarczającymi przesłankami wzrostu inwestycji nad Wisłą. Najlepiej zdaje się o tym świadczyć sytuacja na lokalnym rynku walutowym. Od początku 2004 r. złotówka systematycznie traci na wartości. Inwestorzy zdecydowanie chętniej sprzedają niż kupują polską walutę. W rezultacie drożeje już nie tylko euro, ale i dolar. Wycena europejskiej waluty nieubłaganie zbliża się do poziomu 5 zł, a amerykańskiej do 4 zł. Sytuacja ta ma niekorzystny wpływ przede wszystkim na kondycję finansową podmiotów importujących wyroby i usługi oraz zaciągających kredyty w euro i dolarach. Na tym jednak nie koniec. Coraz częściej pojawiają się głosy, że dalsze osłabienie złotego może spowodować kryzys gospodarczy w Polsce. Powodem wyprzedaży naszej waluty są obawy dotyczące przyjęcia przez parlament planu Hausnera. Dziś dla inwestorów zagranicznych działania rządu w zakresie reform finansów publicznych są zdecydowanie ważniejsze niż prognozy wzrostu gospodarczego. W ocenie analityków, aby sytuacja się ustabilizowała, plan Hausnera musi uzyskać poparcie.