W maju Rada Ministrów Unii Europejskiej wypowiedziała się za objęciem oprogramowania prawem patentowym. Jeśli na jesieni dyrektywę zatwierdzi Parlament Europejski, będzie można patentować 'metody i algorytmy wykorzystane przy tworzeniu programów komputerowych’. Co to może oznaczać w praktyce, jeszcze nie wiadomo. Średni i mali producenci są jednak przekonani, że przede wszystkim kłopoty.

Kłody pod nogi

Według przedstawicieli Stowarzyszenia Polski Rynek Oprogramowania dyrektywa dopuszczająca patentowanie programów to poważne zagrożenie dla średnich i małych europejskich firm, zajmujących się tworzeniem oprogramowania. Może także spowodować wzrost kosztów prowadzenia działalności gospodarczej we wszystkich branżach, nie tylko IT. W Polsce grozi wielu producentom oprogramowania bankructwem. Dlaczego?

Po pierwsze, w Europie mogą zacząć obowiązywać patenty zarejestrowane już np. w Stanach Zjednoczonych. Gdyby tak się stało, europejscy producenci musieliby płacić za wykorzystywanie np. formatów plików, metod tworzenia tabel w oprogramowaniu, stanowiących własność światowych potentatów. Po drugie patenty mogą służyć do wywierania presji przez amerykańskich producentów, tak zresztą się dzieje w USA. Łatwo sobie wyobrazić sytuację, kiedy do europejskiego partnera przyjeżdża przedstawiciel amerykańskiej firmy z żądaniem zaniechania prac nad rozbudową aplikacji, ponieważ w ten sposób łamie on prawo patentowe. W rzeczywistości może chodzić o ochronę interesów amerykańskiego producenta. Po trzecie wreszcie, procedura rejestracji patentów w Europejskim Urzędzie Patentowym (za pośrednictwem krajowych urzędów) trwać może miesiącami, jeszcze dłużej ciągnąć się sprawdzanie, czy przypadkiem stworzona przez programistów aplikacja nie łamie czyjegoś patentu. Patentować oprogramowanie najprawdopodobniej będą mogli wszyscy, którzy mają na to pieniądze, nie tylko twórcy rozwiązań informatycznych. Istnieje zatem realne niebezpieczeństwo powoływania do życia podmiotów, które patentują rozwiązania wykorzystywane w oprogramowaniu tylko po to, by je później odsprzedać. Wprowadzenie prawa patentowego oznaczać też będzie dla mniejszych firm konieczność zatrudnienia nowych prawników (którzy będą się specjalizować w prawie patentowym).

Na zatrudnienie armii specjalistów stać wielkie amerykańskie firmy, które i tak wydają na nich majątek – mówi Jarosław Kowalski, dyrektor zarządzający Novella. – Trudno jednak sobie wyobrazić, by lokalny producent oprogramowania mógł opłacać kilkunastu prawników tylko po to, by sprawdzali, czy przypadkiem nie naruszył czyjegoś patentu.

Argumenty przeciwników patentów na oprogramowanie można mnożyć bez końca. Czy zagrożenie rzeczywiście jest tak duże, okaże się już za kilkanaście miesięcy, jak tylko zostaną przygotowane przepisy wykonawcze do dyrektywy. Jesienią prawo patentowe trafi pod obrady Parlamentu Europejskiego, unijni producenci oprogramowania mają więc jeszcze trochę czasu, by się porozumieć i zaproponować inne wyjście. Gorzej, jeśli go nie znajdą…

Dwie strony patentu

Na forum międzynarodowym za patentowaniem lobbują przede wszystkim USA i państwa azjatyckie. I nic dziwnego, większość formatów wykorzystywanych powszechnie przez firmy informatyczne jest opracowana przez amerykańskich lub japońskich informatyków. Za takim rozwiązaniem obstają także wielcy świata informatycznego, Microsoft czy SCO, widząc w nich szansę na niezłe zyski i skuteczną walkę z producentami open source. Wpływy z patentów zostaną przecież przeznaczone na rozwój oprogramowania, co wpłynie na zwiększenie zatrudnienia. Korporacje zgodnie tłumaczą, że patenty chronią ich także przed nieuczciwą konkurencją i zabezpieczają prawa do tworzonego oprogramowania (choć kwestie własności intelektualnej lepiej – zdaniem prawników – reguluje prawo autorskie). Dodają, że nie ma powodu, żeby prawo patentowe nie sprawdziło się w Europie, skoro jest skuteczne w USA i Azji. Z kolei według europejskich zwolenników patentów forsowanie dyrektywy przez Unię Europejską może służyć także ochronie interesów unijnych firm przed… firmami amerykańskimi, które patentują, co mogą (czego jaskrawym przykładem jest opatentowanie przez Microsoft 'dwukliku myszki komputerowej’).

Novell jest właścicielem wielu patentów, chronimy w ten sposób swoją inwencję – twierdzi Jarosław Kowalski. – To element naszej polityki obronnej, obok prawa autorskiego i prawnego zastrzeżenia znaków towarowych. Przyznaję jednak, że patenty nie są dobrym wyjściem.

Protestują natomiast wszyscy mniejsi i średni producenci aplikacji, zwolennicy oprogramowania open source, organizacje pozarządowe…

Jestem przeciwny patentowaniu oprogramowania – stanowczo twierdzi Wojciech Frysztak, prezes Wa-Pro. – Urzędnicy nie są w stanie rzetelnie ocenić, co można patentować, a czego nie należy. Dyrektywa unijna byłaby wygodna dla producentów globalnych, dla lokalnych twórców oprogramowania mogłaby się okazać zabójcza.

Przeciwny patentom jest także Zbigniew Rymarczyk, prezes ComArch-CDN, choć uważa, że projekt dyrektywy jest jeszcze tak niejasny, iż trudno wskazać jej największe wady.

Patenty mogą przeszkadzać, mogą także być pomocne – stwierdza. – Szczególnie, gdy jakaś firma chce skopiować czyjeś rozwiązanie.

Twarde stanowisko zajęła również Polska Izba Informatyki i Telekomunikacji. Przyjęcie dyrektywy byłoby dalece przedwczesne. Nie są znane bowiem konsekwencje ekonomiczne oraz prawne jej przyjęcia dla europejskich, a w tym polskich, lokalnych firm informatycznych. Nie wiadomo także, czym groziłoby (a może wręcz przeciwnie) jej odrzucenie.

Niepokój budzi możliwość zawłaszczania opracowań europejskich przez firmy amerykańskie – mówi przedstawiciel izby. – Na dodatek nie są znane konsekwencje prawne i ekonomiczne korzystania przez polskie firmy z 'wynalazków informatycznych’ opatentowanych w USA.

Nawet najwięksi krajowi producenci aplikacji przyznają, że chociaż wpływy z patentów byłyby istotnym składnikiem dochodu firmy, jednak patenty mogłyby zaszkodzić branży IT. Również niezależni eksperci wskazują, że patentowanie metod matematycznych (a są nimi algorytmy) jest sprzeczne z Konwencją Monachijską z 1973 roku. Zgodnie z nią nie można bowiem opatentować odkryć, teorii naukowych i… metod matematycznych.

Pomimo protestów i wzburzenia krajowych producentów oprogramowania, wydaje się, że prędzej czy później ich walka o 'wolność’ oprogramowania zakończy się porażką. W tej sytuacji najlepszym wyjściem byłoby stworzenie silnego lobby antypatentowego, które wpłynęłoby na opóźnienie wejścia dyrektywy unijnej w życie. Przynajmniej do czasu, gdy wymyśli się inne, być może lepsze rozwiązane.

Współpraca Agnieszka Galas