Nadbiega Huawei
Wiosenny, deszczowy Paryż, centrum stolicy Francji, efektowny budynek Grand Palais, gdzie często gości światowa moda. Ale tym razem na scenie stoi menedżer z Shenzhen. Trzyma w ręku mieniący się różnobarwnie smartfon i opowiada o nim azjatycką angielszczyzną. To Richard Yu z Huawei. Jesteśmy na premierze P20.
W paryskim wydarzeniu uczestniczy kilka tysięcy osób. To dziennikarze, partnerzy biznesowi i goście chińskiego producenta. Richard Yu ze środka dużej sceny zachwala model P20 Pro w wersji Twilight. Za plecami szefa Huawei pojawiają się kolejne slajdy, a po bokach telebimy wyświetlają powiększoną postać menedżera. Siedzę w głębi Grand Palais na schodach z laptopem na kolanach i piszę krótkiego newsa o tym, że smartfon P20 zadebiutował oraz co ostatecznie w nim zamontowano. Obok słyszę dwie osoby, rozmawiające po białorusku. Jak widać, premierę flagowca obserwują przedstawiciele branży z całego świata. Podobnie jak niedawny spektakl związany z debiutem Samsunga Galaxy S9 w Barcelonie, a wcześniej wydarzenie Apple’a w Cupertino z iPhone’em 8 czy – równoczesną z Huawei – premierę Xiaomi Mi Mix 2 S w Szanghaju. Tak wyglądają momenty, które z rytualną regularnością skupiają uwagę świata IT.
A mamy teraz szalenie ciekawy etap, jeśli chodzi o rozwój smartfonowego rynku. Z dwóch powodów. W ostatnim kwartale 2017 r. po raz pierwszy w historii spadła sprzedaż telefonów. Według Gartnera o blisko 6 proc., zdaniem Strategy Analytics – o 9. Specjaliści tłumaczą ten fakt nasyceniem rynku, a także zmianą podejścia klientów. Użytkownicy są niezadowoleni z oferty tańszych urządzeń, dlatego kupują droższe, ale rzadziej. I tu przechodzimy do drugiego aspektu: kto traci? Badanie IDC za cały ubiegły rok wykazuje, że stratę niosą na barkach producenci z drugiej ligi, zebrani w zestawieniu w zbiorze pod nazwą „inni”. To firmy spoza światowej pierwszej piątki.
W czołówce mamy dwie frakcje. Liderzy – Samsung i Apple – stoją w miejscu, przy czym koncern z USA dosłownie, natomiast przedsiębiorstwo z Korei notuje minimalny wzrost. Druga frakcja, zajmująca miejsca od 3 do 5, to chińskie tygrysy, które stale idą w górę: Huawei i Oppo po około 10 proc., a Xiaomi… prawie 75 proc. Zresztą ta ostatnia firma w odcinkach kwartalnych potrafi rosnąć nawet o 100 proc. Huawei dobija się do drzwi amerykańskiego rynku, Xiaomi zdobywa europejski, a Oppo zapowiada wejście na Stary Kontynent. A zatem przed nami zmiany.
Richard Yu powtórzył w Paryżu, po premierze P20, na spotkaniu w mniejszym gronie, że jego marka zamierza pokonać Apple w ciągu dwóch lat, a potem także Samsunga. W tej chwili firmy z Shenzhen i Cupertino dzieli już tylko nieco ponad 4-procentowy udział w rynku, choć w liczbach to jeszcze sporo: Apple sprzedało w 2017 r. ponad 60 milionów telefonów więcej niż Huawei.
Jednak pogoń Chińczyków jest imponująca, a przede wszystkim konsekwentna. Dlatego nie traktuję słów CEO Huawei, jakie padły wcześniej w Barcelonie, a teraz zostały powtórzone przez Yu we Francji, jako czczych przechwałek. Zresztą pojawiały się już kwartalne dane mniejszych pracowni, według których producent z Państwa Środka był na drugim miejscu. Lecz firmy analityczne takie jak IDC i Gartner nie potwierdziły tych rewelacji w swoich raportach. Ale wydaje się, że to kwestia czasu. Huawei biegnie szybciej niż Samsung i Apple; widać, że firma z Chin jest kondycyjnie przygotowana do długiego biegu, ale na razie dopiero widzi plecy rywali z Korei i USA na końcu długiej prostej.
Podobne wywiady i felietony
Dlaczego ransomware działa
Na cyberprzestępczym rynku pojawił się nowy wirus typu ransomware. Nazywa się Ekans (lub Snake) i specjalizuje się w atakowaniu systemów przemysłowych. Specjaliści mówią, że jest najgroźniejszy z dotychczas znanych. Właściwie już teraz można się zastanawiać, czy zarobi dla swoich autorów więcej czy mniej milionów dolarów niż poprzednicy, tacy jak Gpcode, CryptoLocker albo Petya. Jednak mnie ciekawi, jak to się stało, że blokowanie komputerów i szyfrowanie plików z żądaniem okupu w ogóle jest skuteczne.
Od brzegu do brzegu
Zaciekawiło mnie, kiedy bodaj kilka miesięcy temu znajomy analityk IT zaczął opowiadać, że wyraźnie rośnie zainteresowanie edge computingiem. A przecież do niedawna wszystko wydawało się iść w stronę chmury. Czy rzeczywiście mamy do czynienia ze zmianą trendu?
5G w pięciu smakach
Ciekawe, że chyba żaden z poprzednich punktów milowych nie budził tak wielkiego zainteresowania jak 5G. Ale gdyby przyjrzeć się 1G, 2G, 3G i 4G, to każdy z Tych etapów rozwoju niósł z sobą co najmniej tyle samo nowości, o ile nie więcej. Poniżej pięć kluczowych moim zdaniem kwestii dotyczących transmisji kolejnej generacji.