Historia od „0G”do 5G. W czasach „0G” z tarczowymi aparatami, żeby dodzwonić się do kogoś, trzeba było zastać go w domu. Początek lat 90. w Polsce to wejście dużych, przenośnych telefonów, z których jednak niełatwo było zadzwonić, a konkretnie złapać zasięg analogowego 1G. Kilka lat później wchodzi GSM, czyli cyfrowe 2G, i komórki stają się funkcjonalne, rozmowy mają lepszą jakość, a do tego dostajemy SMS-y i internet GPRS w wersji teoretycznej. EDGE, nazywany też 2,5 lub 2,7G, przeprowadza nas do 3G, z którego nad Wisłą korzystamy w pierwszych latach XXI w., po raz pierwszy używając w telefonach (smartfonach!) internetu o prędkości podobnej do tego z łączy stacjonarnych. Niedługo potem HSPA, a zatem 3,5G, daje nam szybkości już większe niż najczęściej spotykane domowe, kablowe sieci. A 4G w pierwszych latach obecnej dekady przynosi technikę LTE, z nią z kolei transfery z okolic dolnych prędkości światłowodu. 5G ma zaś przenieść mobilnych użytkowników do warunków jeszcze lepszych od najszybszego dziś domowego internetu – piąta generacja zakłada przesyłanie danych z prędkością od kilku do 20 Gb/s.

Marketing. Zainteresowanie 5G, wyraźnie widoczne w ciągu ostatnich kilkunastu miesięcy, wydaje się jednak mniej kwestią gigabitów, czyli technologii, a bardziej haseł, czyli marketingu. O ile chociażby przejście z 2G na 3G było dla użytkownika zauważalną zmianą, która sprawiała, że korzystanie z internetu stało się funkcjonalne – to zmiana z 4G na 5G może być niedostrzegalna. Poza czasem pobierania bardzo dużych plików i streamingiem usług podczas zwykłego korzystania z sieci nie odczujemy większej różnicy.

Polityczne 5G. Z punktu drugiego wynika wprost trzeci. Jako że 5G jest przede wszystkim dużym biznesem i oznacza potencjalnie wielkie zyski w wymiarze globalnym, i tą sferą musieli zainteresować się politycy. Huawei w wąskim gronie głównych graczy o tort piątej generacji szybko zaczęło wyrastać na lidera, co dostrzegły Stany Zjednoczone, wywierając następnie na koncern z Shenzhen bardzo silną presję. Oficjalnie mocarstwo zarzuciło chińskiej firmie działania szpiegowskie, faktycznie pokazało, że potrafi zmusić Huawei do zrobienia kroku w tył. Układanka jeszcze się tworzy, ale Amerykanie dali sygnał, że niezależnie od zaawansowania technologicznego Państwa Środka Waszyngton nie odpuści wpływu na infrastrukturę, która będzie ważna przez co najmniej kilka najbliższych lat.

Megaustawa i megatesty. 5G w Polsce nie zacznie działać jutro, ale w ostatnich miesiącach wydarzyło się sporo. W październiku w życie weszła tzw. megaustawa, czyli znowelizowane prawo o wspieraniu rozwoju usług i sieci telekomunikacyjnych, które ma umożliwić budowę sieci. Firmy telekomunikacyjne przeprowadziły w drugiej połowie roku w dużych miastach testy działania internetu nowej generacji. A zgodnie z unijnymi wytycznymi w przyszłym roku superszybka łączność powinna już normalnie funkcjonować w jednym polskim mieście. Za sześć lat taki sam obowiązek będzie dotyczył gęsto zaludnionych terenów i szlaków transportowych.

5G i 4.0. W drugim punkcie napisałem, że zwykły użytkownik w typowych zastosowaniach z 5G nie zobaczy różnicy. Ale to nie znaczy, że nikt nie zobaczy, bo przecież te wielkie inwestycje muszą mieć jakiś sens. Według badań przeprowadzonych w USA tylko 10 proc. konsumentów jest skłonnych płacić więcej za szybszy internet. Ale za to 84 proc. firm w Niemczech wierzy, że 5G da im wyższą produktywność. I jest to wiara, która ma silne podstawy – przemysł dokładnie wie, co będzie możliwe razem z transferem piątej generacji. Czeka więc na możliwość korzystania z 5G, o czym wiedzą telekomy i rządy (ze Wschodu i z Zachodu).