Ja wiem, że szmonces z kozą, którą rabin polecał jako sposób na ciasne mieszkanie, powtarzany jest do znudzenia. Tylko co zrobić, skoro tak bardzo kojarzy się z fiskalnymi działaniami rządu i jego bohaterską walką z problemami, które sam stwarza – na zasadzie „najpierw musi być gorzej, żeby potem było lepiej”. Oczywiście nie jest to przypadłość wyłącznie obecnych decydentów, ale czy to ich w jakimkolwiek stopniu usprawiedliwia? Zwłaszcza, że teraz pod postacią Polskiego Ładu wprowadzają nam do kawalerki nie kozę, ale krowę.

Na szczęście rząd ma dla nas dobre wiadomości. Otóż po pierwsze zapewnia dopłaty do wyburzenia zbyt wąskich drzwi i wstawienia w ich miejsce bramy, przez którą krowa swobodnie przejdzie. Po drugie niektórzy mogą liczyć na tzw. ulgę na paszę, czyli zwrot 50 procent kosztów żywienia krowy, a jednocześnie państwo zobowiązuje się do odbioru mleka w cenie 40 procent ceny rynkowej w przypadku samodzielnego dojenia i 100 procent ceny rynkowej, gdy zatrudnimy do tego celu bezdomnego. Z tym, że musimy mu zapewnić dach nad głową, co jednakowoż może być opłacalne, bo na każdego nowoprzyjętego domownika obowiązuje 10-procentowa ulga w wysokości czynszu i (uwaga!) zwolnienie z opłat za wodę.

W sumie więc wyraźnie widać, że jak się ktoś dobrze zakręci, to na tej krowie nieźle skorzysta, a państwo nieba mu w tej sprawie przychyli. I tylko malkontent będzie się krzywił, że musi mieszkać z bydłem pod jednym dachem. Trudno, ponarzeka jeden z drugim, ale w końcu się przyzwyczai, a z czasem przyzna, że to wszystko dla jego dobra. Czy na to liczą rządzący, w iście ekspresowym tempie przepychając potężny pakiet zmian podatkowych uderzających w przedsiębiorców, czemu towarzyszy przekaz o ulgach, które mają ich uchronić od nadmiernego wzrostu kosztów działalności?

Tymczasem w powietrzu zawisło pytanie: po co komplikować system w celu zwiększania opodatkowania tych lepiej uposażonych, a jednocześnie dawać im możliwość zmniejszenia obciążeń, co samo w sobie dodatkowo komplikuje i tak już wyjątkowo złożony system? Klasyczna odpowiedź brzmi: dzięki ulgom pobudzamy przedsiębiorczość i dajemy impulsy rozwojowe sektorom kluczowym dla innowacyjnej gospodarki.

No cóż, przypuszczam, że wątpię, jak mawiał Walery Wątróbka. Żeby naprawdę pobudzić przedsiębiorczość i dać impuls rozwojowy sektorom kluczowym dla innowacyjnej gospodarki wystarczyłoby wrócić do kultowej ustawy Wilczka. Nie było w niej żadnych ulg, bo sama w sobie była jedną wielką ulgą, dzięki której wyprowadzono starego, wielkiego słonia z salonu. Niestety, niedługo potem wprowadzono tam kozę, która z czasem urodziła małe, a teraz do stada dołącza krowa. I tylko patrzeć, aż się ocieli.