O tym, że Aleksy Surma nie jest już prezesem PSK, większość członków sieci dowiedziała się dopiero w styczniu, czyli ponad miesiąc po złożeniu przez niego rezygnacji. Do tego czasu były prezes występował zarówno przed prasą, jak na internetowym forum sieci jako szef grupy. Decyzji byłego prezesa nie nagłaśniali także Aleksandra Jarząb oraz Mariusz Arendarczyk, dwoje pozostałych członków zarządu i wiceprezesów, którzy stosowny dokument otrzymali od Surmy 2 grudnia. Przez dość długi czas było też cicho na temat przenosin biura handlowego PSK z Zamościa do Bogatyni. Choć zarząd PSK, w którego skład wchodził wtedy pomysłodawca sieci, podpisał uchwałę o zmianie siedziby 13 listopada, faktyczna przeprowadzka nastąpiła dopiero w styczniu. Znamienne, że również o tej decyzji członkowie sieci nie dowiedzieli się od razu. Nieoficjalnie uzyskaliśmy informację, że obecny zarząd za opóźnienie wini Surmę, który miał celowo zwlekać z wydaniem dokumentów spółki i należących do niej komputerów. Potwierdzać ma to między innymi fakt, że 16 grudnia na internetowym forum sieci były prezes wyraził sprzeciw wobec uchwały o przeniesieniu biura, którą sam wcześniej podpisał. W tym samym liście stwierdził, że dwóch pozostałych członków zarządu blokuje jego decyzje. Wyraził też rozgoryczenie krytyką płynącą 'z wielu miejsc’ pod jego adresem. Aleksy Surma podkreślił, że do tej pory nikt nie podziękował mu za ciężką pracę, jaką włożył w rozwój PSK. Oficjalnie członkowie zarządu nie chcieli z nami rozmawiać na temat Aleksego Surmy.

Zamość pod ostrzałem

Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że część współwłaścicieli spółki uważa, że biuro w Zamościu prowadzone było nieprofesjonalnie. Za jego pracę odpowiadał Paweł Piotrowicz, jeden z udziałowców spółki PSK, a prywatnie zięć Aleksego Surmy. Zarzuty wobec niego dotyczą między innymi bałaganu w dokumentacji i nieradzenia sobie z obowiązkami. Ofiarą tego stanu rzeczy padł jeden z członków sieci, któremu biuro nie dostarczyło na czas komputerów, na skutek czego nie zrealizował wygranego przetargu. Kara umowna wynosiła w tym przypadku kilkanaście tysięcy złotych… Aleksy Surma (w rozmowie na str. 26) tłumaczy, że zarzuty kierowane są pod złym adresem. Twierdzi, że to producent sprzętu, DTK Computer, nie zrealizował zamówienia, a PSK było 'tylko pośrednikiem’.

Pretensje do Surmy i Piotrowicza dotyczą także kontynuowania sprzedaży firmom, które od miesięcy były winne sieci duże pieniądze. W rozmowie z CRN były prezes PSK wyjaśnia, że chodzi jedynie o dwóch dłużników. Twierdzi, że w obu przypadkach opóźnienia w płatnościach nie wynikały z ich złej woli, ale były efektem wypadków losowych. Przykładowo, jeden z nich miał być okradziony przez własnego pracownika.

Uważałem, że w takim nieszczęściu trzeba dać człowiekowi szansę – usłyszeliśmy od Aleksego Surmy.

Były prezes PSK przyznaje jednak, że biuro sieci nie działało w pełni profesjonalnie.

Pracowaliśmy, a jednocześnie wdrażaliśmy program CDN, więc większość operacji przeprowadzaliśmy ręcznie – mówi.

Na internetowym forum PSK tłumaczył się ze swojej pracy również Paweł Piotrowicz. Podkreślił, że robi, co może, i krytycznie odniósł się do planów przeniesienia biura do Bogatyni, gdzie prowadziłby je Mariusz Arendarczyk, wiceprezes PSK i właściciel Ar-So. Paweł Piotrowicz twierdził, że zmiana siedziby w środku przedświątecznego sezonu spowoduje bałagan organizacyjny i narazi spółkę na straty.

Dowiedzieliśmy się, że Mariusz Arendarczyk, zniecierpliwiony postawą Surmy i Piotrowicza, wysłał do wspólników pismo, w którym twierdził między innymi, że kiedy zwrócił się do byłego prezesa z pytaniem o koszty działalności PSK, ten przestał odbierać telefony. Zarzucił też obu panom słabą znajomość rynku i podał w wątpliwość zdolności negocjacyjne Aleksego Surmy. Tego rodzaju korespondencja krążyła tylko między udziałowcami sieci. Partnerzy PSK nie zdawali sobie w pełni sprawy z dusznej atmosfery panującej w zarządzie. Oczywiście docierały do nich informacje o wojnie na górze, ale były szczątkowe i niepotwierdzone oficjalnym komunikatem.

Atmosfera gęstnieje

Nic więc dziwnego, że tarciom w zarządzie sieci od pewnego czasu towarzyszyły pełne niepokoju pytania o jego politykę, padające na internetowym forum ze strony niektórych udziałowców i partnerów. Były skierowane przede wszystkim do Aleksandry Jarząb i Mariusza Arendarczyka. Wydaje się, że w tym czasie większość członków sieci miała zaufanie do Aleksego Surmy. W grudniu właściciel jednego z partnerskich salonów pytał między innymi, skąd zwłoka w przyjmowaniu nowych udziałowców do spółki? Pisał też, że podobno w zarządzie dochodzi do sporów na temat ich przyjęcia. Jeden z przedsiębiorców zgłaszających wątpliwości napisał wręcz, że stracił zaufanie do zarządu, a kolejny, że dwaj członkowie zarządu, Aleksandra Jarząb i Mariusz Arendarczyk, pobierają pensje jako wiceprezesi spółki i nie chcą dopuszczać nowych wspólników 'do kasy’. Reakcja obydwojga wywołanych do tablicy była natychmiastowa. Oświadczyli, że nie pobierają wynagrodzeń za członkostwo w zarządzie, co na ich prośbę potwierdził Aleksy Surma.

Na forum PSK pojawiło się w końcu pismo Aleksandry Jarząb, która pierwszy raz oficjalnie wypowiedziała się na temat sytuacji w zarządzie. Przyznała, że zarząd nie jest w stanie porozumieć się z Aleksym Surmą, bo podejmowane wspólnie z nim decyzje nie są realizowane. Uznała za konieczne zwołanie walnego zgromadzenia akcjonariuszy. Dodała, że zarząd nigdy nie zmienił polityki w sprawie przyjmowania nowych wspólników do spółki i jest otwarty na przystąpienie do niej wszystkich chętnych.

Przerwane walne

15 stycznia odbyło się długo oczekiwane walne zgromadzenie akcjonariuszy PSK. Poprzedziło je nieformalne spotkanie, poświęcone polityce zarządu, w którym wzięło udział kilku wspólników, a także kilku partnerów sieci. Na spotkaniu Aleksandra Jarząb otwarcie przyznała, że źle ocenia dotychczasowe działania Aleksego Surmy. Wygląda na to, że udało jej się przekonać przynajmniej niektórych partnerów i udziałowców. Niedawno na forum sieci pojawił się list, w którym jeden z członków sieci podrywa autorytet i dobre intencje Aleksego Surmy. Kilka tygodni wcześniej autor listu na tym samym forum krytykował Jarząb i Arendarczyka. Zmienił zdanie po styczniowym spotkaniu.

Jeszcze bardziej burzliwe od nieformalnego spotkania okazało się walne zgromadzenie akcjonariuszy PSK. Zostało przerwane niedługo po złożeniu przez Aleksego Surmę pisemnego oświadczenia, że chce zbyć swoje udziały i wyjść ze spółki (to samo zrobił Paweł Piotrowicz). Prezes motywował swoją decyzję 'widoczną próbą wprowadzenia do spółki zewnętrznych udziałowców z kapitałem umożli­wiającym jej przejęcie’. Natychmiast zaprotestowała Aleksandra Jarząb, która powiedziała, że nikt nie chce wprowadzać zewnętrznych udziałowców, ale partnerów, którzy są znani Surmie i pozostałym członkom sieci. Podkreśliła, że 'Surma podpisał z nimi umowę o współpracę, wziął od nich pieniądze w imieniu spółki bez zgody udziałowców, obiecując, że jest to wkład gwarantujący im wejście do spółki’. W tej sytuacji przerwano walne, a jego wznowienie miało nastąpić 12 lutego.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że obecny zarząd zamierza rozwijać sieć PSK niezależnie od tego, czy będzie w niej działał pomysłodawca. Warunek miałby być jeden: przepychanki między udziałowcami, zarządem i Aleksym Surmą powinny być zastąpione wyznaczeniem określonego kierunku rozwoju grupy i ciężką pracą nad jego realizacją. Na oficjalne komentarze możemy liczyć, jak usłyszeliśmy, dopiero po drugiej części walnego zgromadzenia akcjonariuszy.