Pomimo, że duże telewizje kablowe są coraz bardziej aktywne w pozyskiwaniu nowych klientów, mniejsze firmy nie chcą składać broni i zamierzają  zachować kapitałową niezależność. Wiele z nich należy do Polskiej Izby Komunikacji Elektronicznej (PIKE) – jej wsparcie jest im potrzebne, bo na co dzień zmagają się z licznymi problemami, których samodzielne rozwiązanie jest w zasadzie niemożliwe. Na przykład właśnie z apetytem korporacji na mniejsze przedsiębiorstwa.

O tym, że jest wyjątkowo duży, świadczy między innymi konsolidacja rynku, jaka nastąpiła na Dolnym Śląsku. Przykładowo w Wałbrzychu, gdzie kilkanaście lat temu działało kilku lokalnych operatorów telewizji kablowej, teraz pozostał tylko jeden. Firmami przejmującymi są oczywiście zwykle duże korporacje. W tym kontekście ocenia się, że dolną granicą, poniżej której trudno w tym biznesie prowadzić działalność, jest pięć tysięcy abonentów. W Polsce takich operatorów jest co najmniej dwudziestu. Rzecz jasna z samej tylko telewizji nawet „pięciotysięcznik” się dziś nie utrzyma. Dlatego standardem stały się inne usługi, jak Internet i telefon, a czasem nawet telefon komórkowy.

Dla mniejszych podmiotów kluczowe są usługi utrzymaniowe, które w dużej mierze decydują o tym, czy klient z małego miasta kupi abonament czy nie. W dużych skupiskach ludzi, jak na przykład Warszawa, czynnik ten ma mniejsze znaczenie, ale już na przykład w Wałbrzychu czy Jeleniej Górze jest inaczej. Generalnie im mniejsza miejscowość, tym bardziej liczą się relacje międzyludzkie. Poza metropoliami ciągle jeszcze ważna jest „twarz” człowieka, który konserwuje system, a którego można nierzadko spotkać na ulicy. Na ile to ważne, zrozumieją wszyscy użytkownicy czy abonenci, którzy musieli kiedykolwiek zgłaszać jakąkolwiek sprawę w korporacyjnym call center.

– W małych firmach obieg informacji jest szybki, czasem nawet w ogóle nie ma żadnych pośredników. Może się zdarzyć, że to właśnie pracownik przyjmujący zgłoszenie jedzie naprawić awarię. Ludzie lubią być obsługiwani przez znaną im osobę. Można powiedzieć, że w tej płaszczyźnie biznesowej mali górują nad dużymi – mówi Tomasz Jagiełła, prezes wrocławskiego Neo–Electronics.

Jerzy Straszewski, prezes PIKE, pod nieco innym kątem patrzy na temat przetrwania małych firm. Jego zdaniem pomysłem może być konsolidacja technologiczna. Ma polegać na tym, że lokalni gracze koncentrują się na określonych zagadnieniach technicznych, a więc specjalizacji w wybranych dziedzinach. Na przykład, na dostarczaniu sygnału internetowego albo telewizyjnego dla większej liczby średnich czy małych firm operatorskich. Dzięki temu uzyskuje się zarówno oszczędności, jak i możliwość wynegocjowania u nadawcy czy dostawcy treści lepszych warunków handlowych.

– Jeśli tego nie zrobią, to szybko znajdą się w trudnym położeniu. Bardzo intensywne działania promocyjne zasobnych w gotówkę dużych operatorów to ogromne wyzwanie dla małych podmiotów – podkreśla prezes PIKE.

 

Kłopoty z… dziećmi

Niezależnie od wysiłków lokalnych graczy wielu z nich w średniej lub dłuższej perspektywie zapewne nie uda się utrzymać niezależności kapitałowej. Chociażby ze względu na niemal obcy korporacjom aspekt, jakim jest rodzinna zmiana pokoleniowa. Coraz częściej zdarza się, że założyciele małych przedsiębiorstw przekazują je swoim dzieciom. W czym oczywiście nie ma nic złego, ale jednocześnie taka strategia, podobnie jak wiele innych, nie stanowi gwarancji sukcesu. A nierzadko wręcz przeciwnie.

– Z moich obserwacji wynika, że drugie pokolenie nie przykłada się tak bardzo do prowadzenia biznesu jak jego założyciele. Być może „młodzi” nie są związani z przedsiębiorstwem emocjonalnie tak, jak ich rodzice. W każdym razie zdarza się, że firma pod nowym zarządem podupada – mówi Tomasz Jagiełła.

Taki nieco osłabiony provider może stosunkowo łatwo paść łupem konkurencyjnego giganta. Nawiasem mówiąc, cena rynkowa za abonenta waha się od 500 do 1000 zł i zależy od lokalizacji geograficznej, także – rzecz jasna – od jakości infrastruktury.

Zwykle infrastruktura małych kablówek nie odpowiada standardom dużych firm i dlatego potrzebna jest jej modernizacja. Dekadę temu robił to nabywca. Teraz jednak, jak zaznacza Tomasz Jagiełła, często przeprowadza ją strona sprzedająca, i to w niestandardowy sposób. Duży operator ocenia, że sieć jest warta na przykład 3 mln zł, ale trzeba zainwestować, dajmy na to, jeszcze dwa miliony w jej modernizację. Czyli faktycznie trzeba na nią wydać 5 mln zł. Nabywca przekazuje więc lokalnemu operatorowi dwa miliony na zmodyfikowanie sieci, a po zakończeniu renowacji kupuje całość za trzy miliony złotych.

Haczykiem w tego typu transakcjach ma być to, że cała modernizacja odbywa się w gruncie rzeczy za mniej niż dwa miliony, bo część pieniędzy płynie bezpośrednio do kieszeni starych właścicieli.

Cóż, duzi chyba przymykają na to oko. Po prostu nie chce im się modernizować, tylko od razu przyjść na gotowe – ocenia prezes Neo-Electronics.

Raportowanie do zmiany

Oprócz problemów typowych dla rynku telekomunikacyjnego lokalni operatorzy telewizji kablowych napotykają takie same trudności jak małe i średnie firmy IT – mowa m.in. o braku gotówki na inwestycje czy też kłopotach z prawem. Dość uciążliwe są bariery związane z obciążeniami podatkowymi i sprawozdawczością. Operatorzy muszą wysyłać raporty zarówno do GUS-u, jak też UKE. Lepiej byłoby stworzyć tylko jeden punkt zbierania danych, co byłoby bardziej racjonalne. Trzeba bowiem pamiętać, że małe firmy zatrudniają niewielu pracowników i raportowanie dość znacząco utrudnia im życie.