Notebook (według nabywcy Actina, zgodnie z informacjami ZNAK-u 'no name’) kupiony w listopadzie 2002 r. już po kilku miesiącach zaczął szwankować. Na przełomie lutego i marca 2003 r. czas pracy baterii w laptopie skrócił się z 40 do 15 minut. W kwietniu właściciel zadzwonił w sprawie baterii do ZNAK-u. Okazało się, że na złożenie reklamacji zostało jeszcze około miesiąca. W tym celu należało wysłać laptop do Poznania (użytkownik sprzętu pracuje w Szczecinie), a tego klient nie chciał zrobić. Liczył, że sprzedawca po prostu przyśle mu baterię na wymianę. ZNAK nie zgodził się na 'zdalne’ załatwienie sprawy.

Kwestia wadliwej baterii przycichła na kilka miesięcy. W połowie listopada ub.r. laptop się zepsuł. Użytkownik nie mógł podłączyć się do sieci. Kilkakrotnie restartował sprzęt, nie pomogło. Zmienił ustawienia w programie – bez rezultatu. Przy którymś z kolei ładowaniu systemu zauważył, że laptop zawiesza się zawsze w tym samym momencie. Doszedł do wniosku, słusznie bądź nie, że przyczyną awarii jest nie oprogramowanie, ale sprzęt. Z reklamacją należało się spieszyć, gwarancja na notebook obowiązywała bowiem jeszcze tylko kilka dni. Kiedy komputer znalazł się w serwisie ZNAK-u, użytkownik poprosił telefonicznie o zarchiwizowanie jego danych z dysku D. Serwis zgodził się to zrobić, ale odpłatnie (za 30 – 35 złotych).

Po kilku dniach do właściciela komputera zatelefonowano ze ZNAK-u: na spodniej części obudowy notebooka było pęknięcie. Poinformowano go, że dlatego najprawdopodobniej (ostateczną decyzję miał podjąć zewnętrzny serwis notebooków, z którym ZNAK współpracował, czyli poznański Vertus) reklamacja zostanie odrzucona. Klient twierdzi, że nie zauważył nawet rysy na obudowie, mimo że używał laptopa codziennie. Vertus jednak orzekł, że sprzęt nie kwalifikuje się do naprawy gwarancyjnej. Od tej pory w rozmowach między przedstawicielami ZNAK-u a nabywcą pechowego laptopa górę wzięły emocje. Obie strony wzajemnie obarczały się winą za uszkodzenie obudowy. Po pewnym czasie ZNAK ugiął się i obiecał naprawić laptop w ramach gwarancji. Na początku grudnia (ponad dwa tygodnie od zgłoszenia reklamacji) właściciel laptopa jeszcze go nie odzyskał. Dowiedział się jedynie, że nowa płyta główna 'stoi na cle’ i nie wiadomo, kiedy naprawa zostanie zakończona. Poinformowano go również, że nie udało się zapisać danych z dysku D.

Wreszcie w drugiej połowie grudnia nadeszła wiadomość, że laptop wrócił już z serwisu (Vertus) i za parę dni trafi do właściciela. Tyle tylko, że ZNAK nie zgodził się na wydanie nowej gwarancji na płytę. W dokumentach gwarancyjnych wpisano, że reklamację załatwiono w drodze naprawy, a nie wymiany komponentu. Właściciel laptopa miał jeszcze nadzieję, że przynajmniej gwarancja na cały komputer zostanie przedłużona o czas jego pobytu w serwisie (około miesiąca). Może udałoby mu się dzięki temu bezpłatnie naprawić lub wymienić wadliwą baterię… ZNAK jednak odmówił zarówno przedłużenia gwarancji na komputer, jak przyjęcia reklamacji baterii. Klient twierdzi, że ukarano go w ten sposób za 'jego postępowanie, oskarżenia i insynuacje oraz pretensje pod adresem ZNAK-u’.

Przedstawiciele ZNAK-u ripostują, że klientowi nie należy się w ogóle gwarancja, ponieważ sprzęt został mechanicznie zniszczony (nie wspominając o tym, że termin reklamacji baterii już minął). Co więcej według ZNAK-u używał on notebooka z niesprawną baterią, co jest niezgodnie z warunkami umowy.

Być może bateria nie działała poprawnie właśnie z powodu wadliwej płyty głównej, co wyszło na jaw dopiero po czasie – uważa Piotr Doliński, właściciel ZNAK-u.

Notebook dotarł do odbiorcy 29 grudnia ubiegłego roku.

Obudowa ekranu miała zniszczony jeden z zaczepów oraz wyłamaną część przycisku zwalniającego zaczepy – twierdzi klient.

Brakowało też sterowników do płyty głównej, zepsuty był modem, który przed wysłaniem do naprawy działał poprawnie. Właściciel laptopa zwrócił się do szefów ZNAK-u z prośbą o wyjaśnienie. Nie otrzymał odpowiedzi.

Przedstawiciele ZNAK-u uważają, że i tak zrobili zbyt dużo dla klienta: przyjęli do naprawy laptop, który miał pękniętą obudowę.

W większości przypadków, w których nie powinniśmy uznać gwarancji ze względu na uszkodzenie mechaniczne, próbujemy klientom pomóc. Niestety, kiedy mimo naszych wysiłków dystrybutor lub producent odmawia naprawy gwarancyjnej, sprawy obracają się na naszą niekorzyść. Klient szybciutko zapomina o naszych staraniach i za wszelką cenę chce zwalić na nas winę – tłumaczy Piotr Doliński.

Właściciel laptopa uważa, że powinien dostać na czas naprawy sprzęt zastępczy – tak przynajmniej wyczytał na stronie internetowej resellera. Piotr Doliński wyjaśnia: – Dajemy na czas naprawy części wewnętrzne komputera niezbędne do jego działania, a nie monitory, drukarki, skanery, laptopy itp.

Klient zarzuca także ZNAK-owi, że sprzedał zaplombowany komputer, podczas gdy w internetowym poradniku właściciel firmy twierdzi, że jest to praktyka niekorzystna dla klienta. Okazuje się, że uwagi na temat plomb dotyczą jednak tylko desktopów.

Laptop to nie zestaw komputerowy – uważa Piotr Doliński. Według niego notebook jest 'jednolitym’ produktem, podczas gdy komputer to kilkanaście połączonych ze sobą części.

Nabywca pechowego notebooka krytykuje kwalifikacje pracowników ZNAK-u. Według niego powinni bez problemu przegrać dane z dysku D. Reseller wyjaśnia, że zajęłoby to zbyt wiele czasu (danych było dużo), a chciał sprawę załatwić jak najszybciej. W końcu okazało się, że mimo perturbacji dane zachowały się tam, gdzie były pierwotnie.