Na przełomie września i października dziennik The Wall Street Journal opublikował serię artykułów „FileFacebook”, w których obnażone zostały błędy popełniane przez Marka Zuckerberga, a także jego niechęć lub niezdolność do ich rozwiązywania. Dokumenty obejmują raporty z badań, dyskusje pracowników prowadzone online i wersje robocze prezentacji dla wyższej kadry kierowniczej, w tym Marka Zuckerberga. Jeden z tych artykułów jest poświęcony tajemniczemu programowi XCheck.

Swego czasu Mark Zuckerberg publicznie powiedział, że Facebook pozwala ponad trzem miliardom użytkowników rozmawiać jak równy z równym z elitami polityki, kultury i dziennikarstwa, a jego standardy zachowania mają zastosowanie do wszystkich, bez względu na ich status i sławę. Niestety, ta pięknie brzmiąca deklaracja nijak się ma do rzeczywistości, bowiem koncern zbudował coś w rodzaju systemu kastowego, gdzie elitarne grono może sobie pozwolić na znacznie więcej aniżeli przeciętny Jan Kowalski czy John Smith. Program znany jako XCheck miał początkowo służyć jako środek kontroli treści na fejsbukowych i instagramowych kontach należących do celebrytów, polityków i dziennikarzy. W ciągu kilku lat grupa VIP-ów rozrosła się do monstrualnych rozmiarów – redakcja The Wall Street Journal ocenia, że na koniec 2020 r. liczyła aż 5,8 miliona osób. Do wymienionych wcześniej grup zawodowych dołączono w tzw. międzyczasie naukowców i osobistości online z dużą liczbą obserwujących, a nawet konta popularnych wpływowych zwierząt, w tym psa celebryty „Doug the Pug”.

Generalnie, posty zawierające elementy zastraszania, treści seksualne, mowę nienawiści czy podżeganie do przemocy, bardzo szybko znikają z serwisu. Czasami ich usuwaniem zajmują sią zautomatyzowane systemy lub oflagowany przez nie materiał oceniają słabo opłacani moderatorzy treści zatrudniani przez firmy zewnętrzne. Jak się łatwo domyślić, inaczej wygląda weryfikacja materiałów zamieszczanych przez VIP-ów. Jeśli systemy Facebooka dojdą do wniosku, że uprzywilejowany właściciel konta mógł złamać zasady, nie usuwają treści, lecz przekazują skargę do wyższej instancji – wyszkolonych pracowników pełnoetatowych. Jednakże bywało, że o dalszych losach wpisu decydował sam Mark Zuckerberg. Świetnym przykładem jest tutaj post Donalda Trumpa, w którym napisał słynne już zdanie „Kiedy zaczyna się grabież, zaczyna się strzelanina”. Był to komentarz odnoszący się do protestów ruchu Black Lives Matter. Zautomatyzowany system ocenił wpis ówczesnego prezydenta Stanów Zjednoczonych na 90 punktów w 100 stopniowej skali, co wskazywało na duże prawdopodobieństwo naruszenia reguł platformy. Jednak Mark Zuckerberg osobiście zadzwonił do podwładnych, nakazując im pozostawienie posta. Kiedy już jednak było wiadomo, że Donald Trump przegra rywalizację z Joe Bidenem, szef Facebooka potraktował ustępującego prezydenta bez pardonu, usuwając jego konto z platformy.

Nie mniej interesujący jest przypadek znanej gwiazdy piłkarskiej Neymara. W 2019 r. pewna kobieta oskarżyła go o gwałt. Brazylijski futbolista opublikował na Facebooku oraz Instagramie korespondencję prowadzoną z dziewczyną na komunikatorze WhatsApp oraz jej nagie zdjęcia wraz z danymi personalnymi. Jednocześnie wniósł przeciwko niej akt oskarżenia o próbę wyłudzenia pieniędzy. Standardowa procedura Facebooka dotycząca publikowania „niezgodnych z prawem zdjęć intymnych” jest prosta – są one automatycznie usuwane. Ale Neymar znajdował się pod parasolem ochronnym programu XCheck. W rezultacie system przez ponad 24 godziny uniemożliwiał usunięcie fotek roznegliżowanej kobiety. W tym czasie obejrzało je 56 milionów użytkowników Facebooka i Instagrama. The Wall Street Journal dotarł do danych, z których wynika, że tylko w ubiegłym roku XCheck zezwolił na wyświetlanie postów naruszających regulamin Facebooka oraz Instagrama co najmniej… 16,4 miliarda razy, zanim zostały później skasowane.