Zgodnie z decyzją UKE rynek hurtowego dostępu do Internetu o prędkości od 2 Mb/s nie jest już regulowany, tzn. nie ma na nim obecnie dominującego podmiotu, którego działalność trzeba urzędowo normalizować. Dotąd, od 2008 r., takim ograniczeniom podlegał Orange (wcześniej TP S.A.). Musiał m.in. udostępniać innym firmom swoją infrastrukturę po cenach ograniczonych regulacją (a nie rynkowych).

Na podstawie przeprowadzonych w latach 2013-2015 analiz prezes UKE uznał, iż spółka nie ma już znaczącej pozycji na tym rynku. Stwierdzono, że bariera wejścia dla innych firm jest niska, jest dużo podmiotów z wystarczającymi zasobami, by skutecznie konkurować, ale żaden z nich nie zajmuje znaczącej pozycji rynkowej. Dlatego w ocenie UKE tego rynku nie trzeba już regulować. Deregulację popierały organizacje przedsiębiorców. W ocenie biznesu przyspieszy ona inwestycje w rozbudowę i modernizację sieci.
 
Jednak deregulacja nie jest całkowita – zdaniem UKE na hurtowym rynku usług dostępu do sieci o niskiej przepustowości (do 2 Mb/s) nie ma wystarczającej konkurencji, a Orange wciąż ma w tym segmencie znaczącą pozycję. W konsekwencji urząd nałożył na operatora obowiązki regulacyjne. Oznacza to, że Orange musi m.in. zapewnić dostęp do swoich usług (w zakresie sieci do 2 Mb/s)innym podmiotom, a opłaty z tego tytułu naliczać w oparciu o koszty. W ciągu 3 miesięcy Orange ma obowiązek przygotowania oferty ramowej. W ocenie prezesa UKE regulacja tego rynku przyczyni się wzrostu konkurencyjności.