Rząd Leszka Millera chwalony jest za sprawnie prowadzone negocjacje z Unią Europejską. Zwolenników integracji cieszy szybkie tempo zamykania kolejnych rozdziałów w naszych rozmowach z Brukselą. Opozycja, jeśli nagłaśnia wpadki strony polskiej, koncentruje się głównie na kwestiach związanych z budownictwem lub rolnictwem. Natomiast obie strony milczeniem pomijają marny stan informatyzacji kraju, który przypomina bombę z opóźnionym zapłonem. A przecież wiele wskazuje na to, że bomba ta wybuchnie już niedługo po naszym wejściu do unijnych struktur. Niemal każdy zamknięty rozdział w negocjacjach – to obietnica budowy odpowiedniego systemu informatycznego. Bez sprawnie działającego systemu IACS polscy rolnicy nie będą mogli korzystać z dopłat bezpośrednich dla rolnictwa. Bez systemu rozliczeń celno-podatkowych, systemu wspomagania obsługi zgłoszeń celnych i systemu obsługi wspólnej procedury tranzytowej polskie służby celne nie będą w stanie współpracować z unijnymi celnikami. Bez systemu zarządzania środkami pomocowymi i monitorowania ich Unia nie da nam złamanego grosza. Poza tym Polska, jako członek UE, powinna posiadać między innymi system ewidencji gruntów i nieruchomości (tzw. kataster), system wymiany informacji o VAT i akcyzie oraz przygotować organy administracji rządowej do współpracy z systemem informacyjnym Schengen.

Tymczasem nie ma mowy o spełnieniu wielu e-obietnic bez energicznego ministra ds. informatyzacji, dobrej ustawy o informatyzacji i odpowiednich aktów wykonawczych, zmian w ustawie o zamówieniach publicznych oraz bez wystarczających środków z budżetu państwa, przyznanych na rok 2003 i kolejne.

Determinacja przede wszystkim

Na szczęście coraz większa grupa polityków i urzędników rozumie, że sukces ministra ds. informatyzacji jest sukcesem Polski w strukturach unijnych. Podobnie jak klęska ministra będzie klęską naszego członkostwa. Jaki bowiem byłby sens integracji, gdyby nie udała się informatyzacja Polski? Ogromny z historycznego punktu widzenia, ale niewielki z praktycznego.

Powołanie ministra ds. nauki i informatyzacji (co miało miejsce w końcu czerwca) jest sporym krokiem, ale tylko pod warunkiem, że szef świeżego resortu okaże się wyjątkowo zdeterminowany. Jak inaczej przekona rządzących krajem, w którym pieniądze wydaje się na ratowanie masowo upadających stoczni, hut i fabryk, że bez wielomilionowych inwestycji w zakresie sprzętu IT i oprogramowania na długo pozostaniemy zaściankiem Europy? Jak bez determinacji kierować informatyzacją kraju, w którym koszt bonów paliwowych dla rolników jest pięć razy wyższy niż szacunkowe koszty budowy długo wyczekiwanego systemu Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców, a statystyczny rolnik zyskuje dzięki bonom równowartość… 40 zł? Jak przekonywać do zwiększania środków na informatyzację, kiedy media raz za razem informują o kolejnych aferach związanych z wdrożeniami w administracji publicznej?

Na stanowisko ministra ds. nauki i informatyzacji premier wyznaczył doświadczonego prof. Michała Kleibera. Jednak na co dzień rządowym działem 'informatyka’ będzie zajmował się podsekretarz stanu Wojciech Szewko. Obecną sytuację tego młodego, 31-letniego polityka znakomicie oddaje (w niezamierzony zresztą sposób) publikowane w prasie zdjęcie, na którym Szewko ubrany w zieloną koszulę i krawat (kolor nadziei) uśmiecha się na znak optymizmu, z jakim patrzy w przyszłość swojego resortu. Uważny obserwator zauważy jednak, że minister ma zmęczone, podkrążone oczy, zaś ręce rozkłada w geście zdającym się mówić: 'sami widzicie, że w tej sytuacji nie mogę wiele zrobić’. A do zrobienia ma bardzo wiele.

Bez remanentu ani rusz

Nowe ministerstwo zamierza przede wszystkim przeprowadzić audyt systemów informatycznych używanych i wdrażanych przez resorty, urzędy i instytucje państwowe. Dzięki tej operacji dowiemy się wreszcie, ile, jakich i jak drogich systemów funkcjonuje w naszym sektorze publicznym. Wiedza ta ma umożliwić ministrowi i całemu rządowi opracowanie jednolitej strategii informatyzacji administracji publicznej, co byłoby zupełnym novum w historii III RP. Strategia (posiada już dumną nazwę: Strategiczny Plan Informatyzacji) ma być konkretnym biznesplanem opisującym gdzie, kiedy i za ile wprowadzony będzie określony system. Bez takiego dokumentu nie mamy co marzyć o szybkiej i sprawnej informatyzacji kraju. Oczywiście, sam biznesplan do tego celu nie wystarczy. W najbliższym czasie do Sejmu trafi projekt ustawy o informatyzacji. Będzie ona między innymi określać kompetencje nowego ministra. Dokument musi być w jego rękach skutecznym narzędziem nacisku na szefów poszczególnych resortów, aby miał faktyczny wpływ na informatyzację administracji publicznej. Bez dobrze skonstruowanej ustawy niewiele da się zrobić.

Kolejnym krokiem urzędników z Ministerstwa ds. Nauki i Informatyzacji ma być przygotowanie aktów prawnych, które są niezbędne w udanej informatyzacji kraju. Potrzebna jest między innymi nowelizacja ustawy o zamówieniach publicznych. Ustawa w dotychczasowym kształcie jest przydatna przy kupnie samochodów czy drukarek, ale nie spełnia swojego zadania przy wyborze dostawcy złożonego systemu informatycznego. Konieczne wydaje się także wprowadzenie zapisów, które pozwalałyby publicznym placówkom na zawieranie umów outsourcingowych z integratorami. Chodzi na przykład o to, żeby kosztami budowy systemu obciążyć jego dostawcę, a za to zapewnić mu kontrakt na obsługę systemu w następnych latach. Przy obecnej mizerii skarbu państwa sięgnięcie do kieszeni prywatnego biznesu jest konieczne.

Kongres przed debatą, pieniądze po debacie?

W najbliższych miesiącach nie zabraknie okazji, aby uświadomić rządzącym powagę sytuacji. Do końca roku odbędzie się kilka kongresów informatycznych, podczas których politycy, urzędnicy i biznesmeni będą mówić o informatyzacji kraju. Już za kilka tygodni zacznie się II Kongres e-Gospodarki, organizowany przez Wydawnictwo Lupus. Zaproszenie do Rady Programowej Kongresu przyjęli m.in. Grażyna Staniszewska (senator Bloku Senat 2001), prof. Andrzej Wierzbicki (dyrektor Instytutu Łączności), Wojciech Szewko (podsekretarz stanu w Ministerstwie ds. Nauki i Informatyzacji), Krzysztof Heller (podsekretarz stanu w Ministerstwie Infrastruktury), prof. Tomasz Goban-Klas (sekretarz stanu w Ministerstwie Edukacji Narodowej i Sportu) oraz Gustaw Pietrzyk (dyrektor Departamentu Rozwoju Informatyki w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji). Według członków rady w kwestii informatyzacji jest tak wiele do zrobienia, że rząd nie może pozwolić sobie na lekceważenie tego stanu rzeczy przez kolejnych dwanaście miesięcy.

II Kongres e-Gospodarki ma szczególne znaczenie, gdyż odbędzie się niedługo przed debatą budżetową na 2003 r. To szansa, aby jej uczestnikom uświadomić, że nie ma integracji bez informatyzacji.