Violetta Zalewska była do niedawna większościowym udziałowcem PC Guard. Miała 31 proc. akcji, których wartość wyceniano na 155 tys. zł. W dniu debiutu spółki na giełdzie dokupiła 1,5 tys. praw do akcji po 7,60 zł, a dwa dni później 11340 walorów po 13,7 zł. Do kolejnych transakcji nie doszło, gdyż Komisja Papierów Wartościowych i Giełd wstrzymała notowania walorów PC Guard ze względu na ich gigantyczny wzrost, który zdawał się mieć charakter spekulacyjny. Akcje firmy wróciły do obrotu trzy dni później i – ku zaskoczeniu analityków – w ciągu następnych kilkunastu sesji wciąż cieszyły się sporym popytem. Skorzystała na tym Violetta Zalewska, która 31 października sprzedała całość udziałów, biorąc za każdy 29,2 zł. Tego samego dnia zrezygnowała z członkostwa w radzie nadzorczej, powołując się na zły stan zdrowia. To samo zrobił Krzysztof Zalewski, jej mąż, a jednocześnie przewodniczący rady nadzorczej PC Guard, tłumacząc się sytuacją rodzinną. Od żadnego z nich nie udało nam się uzyskać komentarza, gdyż – jak poinformowano nas w PC Guard – państwo Zalewscy nie życzą sobie kontaktów z prasą.

WIRR-ówka bis?

Wycofanie się Violetty i Krzysztofa Zalewskich ze współpracy z PC Guard wzbudziło niepokój inwestorów i spowodowało spadek notowań spółki. Problem w tym, że według nieoficjalnych informacji pochodzących z KPWiG Violetta Zalewska była zamieszana w jedną z największych afer giełdowych, znaną jako poznańska WIRR-ówka. Otóż według KPWiG w latach 1996 – 1997 kilka działających w porozumieniu osób (większość z Poznania) kupowało i sprzedawało między sobą akcje spółek giełdowych po coraz wyższym kursie. Ich wybór padł na Chemiskór, Echo Investment i Domplast (na parkiecie pozostało do dzisiaj jedynie Echo), małe firmy, notowane na tzw. rynku równoległym – WIRR. Rosnące z każdym dniem obroty spółek miały sugerować pozostałym inwestorom, że warto zainteresować się ich walorami. Gdy do gry włączali się niezorientowani drobni inwestorzy, 'spółdzielnia’ sprzedawała im swoje papiery w mocno zawyżonej cenie. Szacowano, że w ciągu kilku miesięcy grupa spekulantów mogła dzięki manipulacji kursami zarobić nawet 50 mln zł. Ustalenia specjalistów KPWiG skłoniły ich do przekazania sprawy prokuraturze. Wszczęto śledztwo, które zakończyło się umorzeniem sprawy. Ciekawe, że w dokumentach przekazanych prokuratorowi widniało między innymi nazwisko Jacka Krzyżaniaka, obecnego członka rady nadzorczej… PC Guard.

Dużo niewiadomych

Według Dariusza Grześkowiaka, prezesa PC Guard, w decyzji Violetty Zalewskiej i jej męża nie ma nic zdrożnego ani podejrzanego (więcej w rozmowie na stronie obok). KPWiG wstrzymuje się z wydaniem opinii na ten temat do czasu zakończenia śledztwa dotyczącego spekulacji papierami poznańskiej spółki. Jak powiedział nam Łukasz Dajnowicz, rzecznik KPWiG, akcje PC Guard kupowało wiele osób i trudno wskazać oczywistych podejrzanych. Komisja koncentruje się teraz na 'kilku wątkach’ i wciąż nie wyklucza, że miała miejsce manipulacja.

Niewiele wiadomo o interesach Violetty i Krzysztofa Zalewskich. Przed laty oboje pracowali w nieistniejącym już Powszechnym Funduszu Leasingowo-Inwestycyjnym (on był prezesem, ona jednym z dyrektorów). Z prospektu emisyjnego PC Guard wynika, że obecnie Krzysztof Zalewski prowadzi bliżej nieokreśloną 'prywatną działalność gospodarczą’, a jego żona pracuje w spółce AK Broker. Niestety, kontakt z tą firmą nie jest możliwy, gdyż nie widnieje ona w żadnym znanym spisie telefonicznym. Niezależnie od tego, czy Violetta Zalewska zostanie oskarżona o spekulacje, czy nie, niewątpliwie należy do głównych beneficjentów giełdowego szaleństwa związanego z notowaniami PC Guard.

Jak to z akcjami było…

PC Guard zadebiutował na giełdzie 5 października. Papiery spółki kosztowały wówczas 6 zł za sztukę. Jednak już na koniec pierwszej sesji płacono za nie 12 zł. W ciągu czterech pierwszych dni notowania poznańskiej firmy skoczyły o kilka tysięcy procent. Komisja Papierów Wartościowych i Giełd uznała wówczas, że trzeba przerwać hossę, która nie miała nic wspólnego z wynikami firmy. Po kilku dniach zawiesiła notowania PC Guard i podjęła trwające do dzisiaj śledztwo, które ma wykazać, kto stał za gigantycznym wzrostem cen walorów poznańskiego producenta oprogramowania. Członkowie komisji i analitycy giełdowi nie wykluczali, że znaczącą rolę w całej sprawie odgrywały osoby ze 'starego’ akcjonariatu spółki – członkowie rady nadzorczej i jej ścisłego kierownictwa. Dariusz Grześkowiak kategorycznie zaprzeczył tego rodzaju domniemaniom. Wydał oświadczenie, w którym zapewnił, że 'akcjonariusze aktualnie związani ze spółką, tj. nadzorujący, zarządzający, pracujący oraz współpracujący, nie mają nic wspólnego z transakcjami akcjami spółki przeprowadzonymi od 5 października do 11 października 2005 r.’. Obrót walorami PC Guard przywrócono 14 października. Ich kurs, wcześniej wywindowany ponad miarę bez związku z wynikami firmy, natychmiast spadł o ponad 94 proc. Za akcje, którymi przed zawieszeniem notowań handlowano po 400 zł, nikt nie chciał dać więcej niż 21,1 zł. Nie było to jednak mało, zważywszy że cena emisyjna z połowy września wynosiła zaledwie 6 zł. Ciekawe, że w kolejnych dniach spekulanci wciąż nie dawali za wygraną. Przykładowo 18 października kurs akcji po raz kolejny poszedł wysoko w górę i doszedł do 35,70 zł za akcję. Analitycy coraz głośniej zaczęli przestrzegać graczy przed kupowaniem papierów PC Guard, których cena w każdej chwili mogła spaść na łeb na szyję, równie szybko, jak poszła w górę. Okazało się, że posłuchała ich między innymi Violetta Zalewska.