Anna Suchta, CRN: Mamy nowe przepisy o znaku CE i… właściwie żadnej recepty na to, jak sobie z nimi poradzić. Co dalej?

Błażej Miernikiewicz, Incom: Nic, nie będzie żadnej rewolucji. W historii z CE jest zdecydowanie za dużo histerii, a za mało zdrowego rozsądku. Wystarczy, żeby resellerzy składali komputery z certyfikowanych komponentów, nakleili znaczki CE, wystawiali deklaracje zgodności i dołączali instrukcje obsługi i inne wymagane dokumenty. Nie sądzę, żeby kontrole miały stanowić zagrożenie dla resellerów. Kontrolerzy nie będą pochopnie zabierać komputerów do badań, ponieważ instytucje państwowe po prostu nie mają na to pieniędzy.

Rafał Węgrzyn, AB: Nie liczyłbym na to. Wbrew powszechnej opinii urzędy mają pieniądze na badania. Muszą mieć, bo to przecież istota ich działalności.

Leszek Birszel, InterCom: Oczywiście. Co więcej, urzędy muszą się wykazać przed Brukselą. Ze statystyk powinno wynikać czarno na białym, że skontrolowali i przebadali odpowiednią liczbę urządzeń.

Anna Suchta, CRN: Czy teraz Incom uruchomi produkcję komputerów, jak kiedyś planował?

Błażej Miernikiewicz, Incom: Rozwa­żamy wiele możliwości.

Anna Suchta, CRN: To się nazywa dyplomatyczna odpowiedź. Czy mogę prosić o bardziej konkretną.

Błażej Miernikiewicz, Incom: Nie potwierdzam ani nie zaprzeczam.

Anna Suchta, CRN: To musi nam chyba wystarczyć.

Mariusz Manowski, Action: Sprawa znaku CE jest rzeczywiście wyolbrzy­miana. Najlepszy dowód, że jeden z największych dostawców note­boo­ków (nie wymienię nazwy, ale powiem, że sprzedał ostatnio w Europie 2 mln komputerów) nie wystawiał do tej pory deklaracji CE. Sporządzono je dopiero na naszą prośbę.

Anna Suchta, CRN: Chce pan powiedzieć, że obawy związane z CE to burza w szklance wody, a trzy miesiące po wprowadzeniu nowych przepisów w dystrybucji absolutnie nic się nie zmieniło?

Mariusz Manowski, Action: Nie do końca. Wprowadzenie przepisów o CE zmusiło nas do pewnych działań. Zaczęliśmy wystawiać deklaracje zgodności dla produkowanych przez nas komputerów. Ściągnęliśmy deklaracje CE od producentów komponentów, które mamy w ofercie.

Anna Suchta, CRN: Po co? Wiadomo przecież, że użycie podzespołów oznaczonych CE nie oznacza, że sprzęt będzie zgodny z normami.

Mariusz Manowski, Action: Według nas taka właśnie będzie praktyka – kontrolerom wystarczy, że zobaczą dokumentację, z której będzie między innymi wynikało, że sprzęt złożono z certyfikowanych podzespołów. Dlatego nie zabiorą go do laboratorium.

Łukasz Rycharski, Fundacja Innowacji Promocji: Myli się pan. Propagując to rozwiązanie, naraża pan swoich klientów. Komponenty stanowią problem, tajemnicą poliszynela jest, że kilkadziesiąt procent obudów nie spełnia norm związanych z dyrektywą EMC.

Mariusz Manowski, Action: W prze­pisach nigdzie nie jest napisane, że producent ma badać komputery. Ma jedynie przeprowadzić tzw. ocenę zgodności.

Marek Frenkel, NTT: Nie, ma 'zapewnić zgodność z normami’, a to różnica.

Mariusz Manowski, Action: Tak czy inaczej, nikt nigdy nie powiedział, że jedynym sposobem zapewnienia zgodności są badania.

Łukasz Rycharski, FPI: A czy może pan sprawdzić parametry urządzenia w jakiś inny sposób niż za pomocą badań?

Mariusz Manowski, Action: Kwestia do dyskusji. Wiem jedno, jako dystrybutor, w świetle obecnie obowiązujących przepisów, nie możemy brać na siebie odpowiedzialności za naszych klientów i wystawiać deklaracji zgodności sprzętu, który produkują.

Anna Suchta, CRN: Co wobec tego mają zrobić składacze?

Łukasz Rycharski, FPI: Ci, którzy wytwarzali po kilka czy nawet kilkanaście komputerów miesięcznie, nie mają w tej chwili innego wyjścia jak kupować pecety od producentów albo dystrybutorów.

Leszek Birszel, InterCom: Wprowa­dzenie przepisów o CE zbiegło się w InterComie z wdrażaniem systemu ISO. Wykorzystaliśmy to i teraz mamy już zestawy z deklaracją zgodności.

Anna Suchta, CRN: Co ma ISO do CE?

Leszek Birszel, InterCom: Mając certyfikat ISO, mamy jednocześnie podstawy, by napisać w dokumentach związanych z CE, że montujemy komputery według pewnych standardów. Po prostu proces produkcji jest stabilny. Oprócz tego zrobiliśmy badania wybranych grup podzespołów.

Grzegorz Bośko, Bestcom: My właśnie kończymy wdrażanie systemu ISO. W odróżnieniu od InterComu wyszliśmy z założenia, że badanie grup podzespołów nic nie daje. Trzeba testować całe konfiguracje. Najlepiej – najbardziej rozszerzoną konfigurację-matrycę, np. z 6 dyskami, 8 napędami itd. Oczywiście taki zestaw w praktyce nie istnieje, ale jest dobrą bazą do tworzenia różnych wariantów. W tej chwili badamy dwie matryce. Sądzimy, że kontrolerzy pomyślą dwa razy, zanim zabiorą komputer, który przeszedł testy w jednostce certyfikującej, która jest autorytetem w tej dziedzinie.

Marek Frenkel, NTT: Nieprawda. Przecież URTiP, jako jednostka kontrolna, może pobrać próbki do testów ot, tak sobie, bez żadnego konkretnego powodu, i nie ma tu znaczenia, czy komputer był już badany.

Łukasz Rycharski, FPI: Poza tym proszę zwrócić uwagę, że każdy przypadek komputera niezgodnego z normami wykryty przez kontrolerów może być doskonałą pożywką dla mediów, nie wspominając o konkurencji producenta, który wypuścił na rynek maszynę niespełniającą norm.

Błażej Miernikiewicz, Incom: To, co pan mówi, wygląda na element kampanii, która trwa już od pewnego czasu, a której celem jest zastraszenie resellerów. Atmosferę wokół CE podgrzewa się między innymi właśnie za pośrednictwem portalu, który pan reprezentuje.

Łukasz Rycharski, FPI: Portal nie powstał po to, by siać panikę, lecz by przedsiębiorcy mieli gdzie sięgnąć po informacje. Miał być i jest reakcją na inercję urzędników, którzy nie kwapili się do rozpowszechniania wiedzy o CE.

Anna Suchta, CRN: Kto finansuje portal?

Łukasz Rycharski, FPI: Jest finansowany głównie ze środków fundacji, a w części z pieniędzy przedsiębiorców.

Anna Suchta, CRN: Wróćmy do tematu. Jak poradziło sobie ze znakiem CE NTT, zarazem dystrybutor i producent?

Marek Frenkel, NTT: Wciąż walczymy. Co chwila napotykamy jakieś przeszkody. Na przykład z dyrektywy radiowej (RTTE) wynika, że komputer wyposażony w kartę sieciową (przewodową) może być potraktowany jako końcowe urządzenie telekomunikacyjne i powinien podlegać ocenie zgodności z jej wymaganiami… Sprawa jest o tyle absurdalna, że wgłębiając się zarówno w tekst dyrektywy RTTE, jak i prawa telekomunikacyjnego, dojdziemy do wniosku, iż każdy komputer posiadający jakikolwiek dwukierunkowy port (wejścia/wyjścia) może być uznany za zakończenie telekomunikacyjnej sieci publicznej. Może to oznaczać, że komputer trzeba będzie badać pod względem spełniania warunków nie tylko dyrektyw LVD i EMC, ale także RTTE. Czekamy w tej chwili na oficjalne stanowisko URTiP-u w tej sprawie. Jednak bez względu na to, jak absurdalne jest prawo, z pewnością nie możemy zrezygnować z badań.

Anna Suchta, CRN: Jaką przyjęliście metodę?

Marek Frenkel, NTT: Podobnie jak inni, którzy zdecydowali się na badania, sprawdzamy matryce konfiguracji opracowane tak, by przewidzieć najgorsze zestawienia komponentów, czyli tzw. najgorszy przypadek. Stałymi elementami matrycy są obudowa, płyta główna i procesor. Nie należy zapominać, że komputer to nie tylko jednostka centralna, ale także urządzenia peryferyjne (chociażby mysz czy klawiatura), które mogą mieć wpływ na wyniki badań.

Anna Suchta, CRN: Czy w badaniach uwzględniacie fakt, że te same modele komponentów, ale pochodzące z różnych dostaw, mogą się od siebie różnić?

Marek Frenkel, NTT: Mamy zaufanie do naszych dostawców. Jeśli w specyfikacji jest napisane, że produkt spełnia pewne parametry, zakładamy, że tak jest. Nie ma sensu wnikać, czy taki sam podzespół, ale pochodzący z kolejnej partii, ma inne właściwości techniczne. Gdybyśmy wdali się w takie dywagacje, nie moglibyśmy dojść do żadnych konstruktywnych wniosków.

Anna Suchta, CRN: Czy jakakolwiek zmiana w komputerze wymaga wystawienia nowej deklaracji zgodności?

Łukasz Rycharski, FPI: Nie, jeśli została dokonana według zaleceń producenta i nie zmienia parametrów technicznych komputera.

Anna Suchta, CRN: Bestcom i InterCom chyba już wpadły na to, że przepisy o CE są dla nich szansą na zdobycie pewnej pozycji na rynku komputerowym. A inni?

Rafał Węgrzyn, AB: U nas funkcjonują dwa konfiguratory – Top Config do sprzedaży komputerów HP, które mają deklaracje zgodności, oraz PC Konfigurator do projektowania komputerów i sprawdzania, czy wybrane przez klienta podzespoły będą ze sobą współdziałały jako zestaw (konfigurator kompatybilności). Wszystkie importowane przez nas podzespoły mają deklaracje zgodności, które można uzyskać za pośrednictwem Internetu (ABonline).

Anna Sapała, California Computer: California Computer, oprócz tego, że ma deklaracje zgodności dla wszystkich sprzedawanych komponentów (udostępnione na stronie internetowej), wprowadziła do oferty pecety, serwery i notebooki Maxdaty. Resellerzy mają więc wybór: albo nadal będą samodzielnie składać komputery i ponosić ryzyko z tym związane, albo zaoferują klientom markowy sprzęt, uwalniając się od problemu CE.

Katarzyna Majak, Asbis: Główną dziedziną naszej działalności jest nadal sprzedaż komponentów, dla wszystkich mamy deklaracje zgodności. Note­booki składamy dopiero od niedawna. Montownia jest w Czechach, gdzie było łatwiej niż w Polsce zebrać wymagane dokumenty i certyfikować sprzęt.

Jarosław Dolata, Emiter: Na razie ograniczyliśmy się do zebrania deklaracji zgodności dla komponentów.

Anna Suchta, CRN: Czy w wyniku zamieszania, które wywołało wprowadzenie znaku CE, wzrosną udziały A- i B-brandów?

Łukasz Rycharski, FPI: Tak i to nie tylko w związku ze znakiem CE, ale także z innych powodów. Już w tej chwili członkowie komisji przetargowych coraz częściej zastanawiają się, co wybrać: składak, czy jednak markowy komputer, mimo że jest droższy. Argumentem, który przeważy szalę na korzyść markowego sprzętu, będzie z pewnością budząca wątpliwości dokumentacja dotycząca CE. Nie wspomnę o tym, że komputery nieposiadające jej, nie będą brane pod uwagę w przetargu.

Katarzyna Majak, Asbis: W przetargu i tak wygra ten, kto ma znajomości. A znak CE nie odegra żadnej roli, pod warunkiem, że zachowane zostanie minimum: będzie deklaracja i reszta wymaganych dokumentów.

Łukasz Rycharski, FPI: Przyjdzie czas, że znajomości nie pomogą, bo przepisy przestaną być fikcją.

Marek Frenkel, NTT: Nawet jeśli resellerzy przerzuciliby się na sprzedaż markowego sprzętu, i tak zarobią, np. na serwisie czy rozbudowie komputerów.

Jarosław Dolata, Emiter: Część jednak przerzuci się na komputery HP, Optimusa czy NTT System. To będzie koniec cudu nad Wisłą. Dotąd wszyscy się dziwili, jak to jest, że w Polsce 60 proc. rynku należy do składaczy. Teraz pewnie proporcje się odwrócą i rynek znormalnieje.

Łukasz Rycharski, FPI: Znaleźliśmy się w bardzo istotnym momencie. Nie można dopuścić, by rynek komputerowy zdominowało kilku gigantów. To z pewnością nie będzie korzystne dla małych resellerów. Dlatego dystrybutorzy powinni zaproponować swoim klientom alternatywę samodzielnego składania komputerów, czyli własne certyfikowane zestawy.

Jarosław Dolata, Emiter: No tak, dystrybutorom nie pozostaje nic innego, tylko uruchomić montownie…

Anna Suchta, CRN: Jak przebiegało dostosowanie się do przepisów o CE w innych krajach?

Katarzyna Majak, Asbis: Na przykład w Hiszpanii i Portugalii resellerzy podeszli do kwestii CE ze stoickim spokojem. Kontrole były, ale nikt na tym nie ucierpiał. O dziwo, nie okazało się, że HP zostało królem rynku.

Jarosław Dolata, Emiter: Wszystko ładnie, ale proszę zauważyć, że Hiszpania wchodziła do unii w 1986 roku. Komputery nie były wtedy tak powszechnym towarem, jak teraz, kiedy praktycznie trafiły już pod strzechy. Zatem tamtejsi producenci mieli czas, by dostosować się do przepisów o CE. Tymczasem my dołączyliśmy do UE dopiero teraz i musimy nadrobić kilkanaście lat doświadczeń firm ze 'starych’ krajów członkowskich.

Łukasz Rycharski, FPI: Co więcej, w Europie Zachodniej od dawna funkcjonują systemy informacji dla przedsiębiorców. Nowe przepisy nie spadają tam na nikogo jak grom z jasnego nieba. Dlatego dostosowanie do oznaczania towarów CE przebiegało tam łagodniej niż w Polsce. Na przykład w Szwecji w 1995 r. był podobny bałagan, jak teraz w Polsce. Wszystko wyjaśniło się jednak w ciągu kilku miesięcy. Generalnie resellerzy poszli w kierunku sprzedaży certyfikowanych zestawów lub samodzielnego składania komputerów na bazie konfiguracji sprzętowych przebadanych przez dystrybutorów. Nie sprawdziło się tam rozumowanie, że skoro podzespoły są certyfikowane, urządzenie, które z nich powstaje, również. Mogę dodać, że w krajach, które przystąpiły do UE razem z Polską, przedsiębiorcom było również łatwiej niż u nas dostosować się do nowych przepisów. Na przykład w Czechach i na Węgrzech laboratoria dostały notyfikacje wcześniej niż w Polsce. Można było zrobić tam badania wcześniej niż u nas, a co więcej taniej.

Katarzyna Majak, Asbis: Dlatego właśnie mamy montownię notebooków w Czechach.

Anna Suchta, CRN: Właśnie z Czech i Węgier przyjeżdżają do Polski komputery HP zamawiane w Top Configu… Trochę z innej beczki: czy przepisy dotyczące CE są tylko po to, by utrudniać życie przedsiębiorcom, czy mają jakiś sens?

Rafał Węgrzyn, AB: Normy związane z CE mają zapewnić bezpieczeństwo i wysoką jakość pracy użytkownika produktu.

Anna Suchta, CRN: Co to właściwie znaczy? Czy komputer rzeczywiście może być niebezpieczny dla użytkownika?

Rafał Węgrzyn, AB: 10 lat temu nie było normy TCO ?99 i żaden użytkownik monitora nie doznał z tego powodu uszczerbku na zdrowiu. Wszyscy jednak wiedzą, że o wiele bardziej męcząca jest praca ze starym monitorem niż z nowoczesnym, spełniającym normy TCO ?99.

Leszek Birszel, InterCom: Normy sobie, a praktyka sobie. Wiadomo, że każdy sprzęt, który w papierach ma napisane, że spełnia normy, może tych norm w określonych warunkach nie spełniać. Bo będzie np. za mokro albo za sucho. Jedynym wyjściem jest zrobić wszystko, co można w granicach rozsądku. Sprawa z CE rozwiąże się w ciągu kilku najbliższych miesięcy.