Dlaczego tak uważam? Ano dlatego, że Twoim zadaniem jest wkład w rozwój firmy, a angażowanie się w kwestie polityczne na niwie zawodowej grozi czymś dokładnie odwrotnym. W przypadku menadżerów wysokiego szczebla uleganie presji wynikającej z tego, że dana sprawa akurat bardzo mocno rezonuje wśród pracowników, może prowadzić do poważnych, niekorzystnych reperkusji. I nie ma znaczenia, że zarząd może podzielać odczucia pracowników w określonej kwestii. Najlepszą firmową strategią jest ta, zgodnie z którą zadaniem organizacji jest rozwój biznesu, a zagadnienia polityczne to prywatna sprawa każdego z członków zespołu.

Doszedłem do takich wniosków w oparciu o doświadczenia naszego wydawnictwa, ale też obserwację niedobrych skutków, jakie angażowanie się w politykę przyniosło wielu innym firmom. Najlepszym przykładem jest spór Disneya z władzami Florydy, wszczęty przez poprzedniego CEO tego koncernu, który zgodnie z oczekiwaniami części pracowników zaprotestował przeciwko wprowadzeniu Prawa Rodziców Dotyczącego Edukacji (zabrania prowadzenia zajęć na temat tożsamości gender w przedszkolach i w pierwszych trzech klasach szkół podstawowych). Jednocześnie Disney w tym stanie cieszy się przywilejami podatkowymi wartymi miliony dolarów, korzystając ze specjalnego statusu nadanego firmie przez tamtejsze władze. Teraz status ten może się zmienić i to nie na korzyść Disneya…

Pewnego wieczora byłem na kolacji z jednym z naszych kluczowych szefów sprzedaży, podczas której powiedział bez owijania w bawełnę, co myśli o jednym z kandydatów na prezydenta. Atmosfera natychmiast się ochłodziła, bo siedzący z nami przy stole klient był innego zdania. Nie dopięliśmy dilu, którego dotyczyło tamto spotkanie. I to nie dlatego, że nasza oferta była zła, ale dlatego, że jeden z nas powinien wiedzieć, że w pewnych sytuacjach trzeba trzymać język za zębami.

Inny przykład dotyczy kilku szefów firm IT, którzy kilka lat temu głośno i dobitnie skrytykowali zmiany w prawie wyborczym w stanie Georgia. Kiedy trafiło to do mediów, złapałem się za głowę. Czy ci menadżerowie nie zdawali sobie sprawy, że z ich postawą nie zgadza się mniej więcej połowa ich klientów? A jeśli zdecydują się na innego dostawcę tylko dlatego, że szef firmy wyraził swoją opinię w sprawie, która nie ma nic wspólnego z jego biznesem? Będzie warto?

Powyższe przykłady dotyczą angażowania się poza firmowymi „murami”. Tymczasem musisz liczyć się z kłopotami także w sytuacji, gdy angażujesz się w politykę wewnątrz swojej organizacji. Nawet, jeśli masz jak najlepsze intencje. Znam przypadek jednego z członków zarządu, który chciał, żeby firma działała zgodnie z wartościami, którymi kierował się jeden z naszych narodowych liderów walki o prawa obywatelskie. Podejście godne szacunku, prawda? Być może, ale wystarczyło kilka minut od ogłoszenia tej deklaracji, żeby część pracowników oskarżyła wspomnianego menadżera, że on sam, jak i firma nie dość się stara i że powinna robić znacznie więcej niż właśnie zadeklarowała. Czy zatem rzeczywiście pomysł menadżera pomógł w dalszym rozwoju biznesu?

Zmierzam do tego, że właśnie zbliżamy się do wyborów prezydenckich, a wiele osób, z którymi spotykamy się służbowo ma swoje bardzo mocne polityczne przekonania. I musimy zdawać sobie sprawę, że nie możemy kontrolować tego, co kto robi i jak myśli. Powinniśmy w kwestiach służbowych koncentrować się na rozwoju biznesu, maksymalizując sprzedaż. Angażowanie się w polityczne sprawy w relacjach z klientami i pracownikami to proszenie się o kłopoty. Po co nam to?

Robert Faletra  

Jest założycielem The Channel Company, wydawcy amerykańskiej edycji CRN.