Pierwsi to gracze
– tacy prawdziwi, spędzający przed swoimi konsolami po kilka godzin
dziennie. Drudzy to… cała reszta. A wśród nich – ja. Wygląda na to,
że Microsoft zupełnie się rozminął z oczekiwaniami swoich najwierniejszych
fanów. Czy to straszliwa pomyłka?

To
zabawne, ale porównując moje wrażenia z premiery Xbox One
z wrażeniami kolegów, którzy zajmują się grami w sposób
profesjonalny, poczułem w pewnym momencie coś na kształt déja vu. Na
premierze pierwszego iPhone’a zobaczyłem ubogo wyposażone urządzenie
z zamkniętym, bardzo ograniczonym systemem operacyjnym. Takie, które nie
pasowało do rynku i tego, czego od takich sprzętów oczekiwali ich typowi
użytkownicy – biznesmeni i spece z branży IT. Tymczasem zwykli
ludzie zobaczyli wygodny, intuicyjny i fajny smartphone, z którego
chcieliby korzystać.

Druga sytuacja, która
przyszła mi na myśl, to wprowadzenie kontrolerów ruchowych przez obu
najważniejszych producentów konsol. Sony Move było chwalone przez graczy za
precyzję i szybkość reakcji, dzięki którym system ten mógł być
(i z powodzeniem jest!) używany do rozszerzania możliwości
klasycznych gier. Kinect Microsoftu był zbyt niedokładny i miał za duże
opóźnienie, żeby zastępować czy choćby uzupełniać pada. Gracze szybko to
zauważyli i odrzucili ten system jako coś, co nadaje się tylko do imprezowych
gierek, programów fitness i gier tanecznych. Mieli rację – do tego
właśnie Kinect nadawał się o niebo lepiej niż Move i dlatego właśnie
Xboksów sprzedaje się dużo więcej niż PS3.

Tym, co łączy oba
powyższe przykłady, jest to, że zarównoApple, jak i Microsoft, projektując
nowy produkt, zlekceważyły oczekiwania dotychczasowych użytkowników takich
urządzeń i zdecydowały się trafić do nowej grupy docelowej.
Z powodzeniem. Biznesmenów i speców IT, którzy kochali swoje
palmofony, jest o cztery rzędy wielkości mniej niż zwykłych ludzi, a ci
nie potrzebują w komórce kontroli nad systemem plików i tunelowania
VPN. Z kolei Xboksy z Kinectem kupują nie tylko goście spędzający pół
życia przed konsolą. Kupują je ojcowie dzieci uwielbiających zabawy ruchowe czy
mężowie żon lubiących gry taneczne. Oczywiście kupują je też gracze, ale
Microsoftowi udało się osiągnąć coś bardzo ważnego z biznesowego punktu
widzenia: już nie trzeba być graczem, żeby chcieć kupić Xboksa.

A
więc, czy ktoś się w sprawie Xbox One straszliwie pomylił? Na pewno nie
Microsoft, który, jak sądzę, odniesie z tą konsolą duży sukces. Trudno
mówić też o pomyłce hardkorowych graczy – ich niezadowolenie jest
uzasadnione, bo to urządzenie nie powstawało z myślą o zaspokojeniu
ich potrzeb w pierwszej kolejności. Możliwe, że pomyliło się Sony, które,
jak się wydaje, postawiło na zdobywanie rynku ludzi, którzy grają dużo. Jest to
co prawda grupa liczna i gotowa wydawać na gry naprawdę duże pieniądze,
ale liczebnością nie może się równać z rynkiem „graczy niedzielnych”.

 

Autor jest
redaktorem naczelnym miesięcznika CHIP.