Wielki eksperyment mundialowy
Mamy 2018 rok, XXI wiek. Zastanawiamy się nad transhumanizmem w związku z coraz większą rolą i wpływem urządzeń na ludzkość. Ekscytujemy się błyskawicznym rozwojem sztucznej inteligencji i wymyślamy dla niej kolejne zastosowania. Programiści budują sieci neuronowe, udoskonalają wirtualną rzeczywistość, media społecznościowe sterują marketingiem i wpływają na politykę. W tym samym czasie Międzynarodowa Federacja Piłki Nożnej zdecydowała się na wiekopomny skok w przyszłość – Użyła na mundialu wideopowtórek.
Tak, trochę szydzę, choć uważam, że to krok w dobrą stronę – spóźniony o jakieś 10–15 lat i źle przygotowany, ale jednak korzystny. Piszę ten felieton jeszcze przed ćwierćfinałami. Zatem znam w tej chwili statystyki pierwszej części rosyjskiego turnieju, obejmujące 48 meczów grupowych. Systemu Video Assistant Referee użyto 335 razy. Analiza powtórek spowodowała podyktowanie siedmiu rzutów karnych oraz dwukrotne cofnięcie decyzji o „jedenastkach”. Sędziowie po analizie VAR uznali ponadto dwa gole. W uproszczeniu można powiedzieć, że sędziowanie na tym turnieju dzięki technologii jest lepsze przynajmniej o te jedenaście decyzji.
Jak powiedział dziennikarzom Pierluigi Collina, przewodniczący komisji sędziowskiej UEFA, dotychczasowe decyzje podejmowane na podstawie analizy VAR były prawidłowe w 99,3 proc. przypadków. Moje wyliczenie jest jednak czymś na kształt kreatywnej księgowości. Trzeba bowiem pamiętać, że niespełna 1 proc. złych decyzji dotyczy wyłącznie sytuacji, w których używano VAR-u. A sędziowie główni korzystali z systemu jedynie wtedy, kiedy uważali, że trzeba, lub kiedy interweniował szef zespołu śledzącego powtórki. Były natomiast sytuacje, w których podjęto niewłaściwe decyzje, a arbitrzy nie chcieli popatrzeć na zapis wideo. Przykład: ewidentny faul w polu karnym Niemiec na szwedzkim piłkarzu Bergu, po którym polski sędzia nie przyznał rzutu karnego.
Wyraźnie widać, że sposób organizacji technologicznego wsparcia dla arbitrów jest niedoskonały. FIFA wciąż pozostawia zbyt duże pole dla błędu człowieka. Sędzia główny nadal może nie skorzystać z VAR-u, jeżeli uważa, że wie, co się stało, sędzia VAR zaś nadal może nie zareagować właściwie. Dysponujemy supernowoczesnymi technologiami, a VAR opiera się głównie na powtórkach rodem z lat 80. czy 90. Mój ironiczny ton z początku tekstu właśnie z tego wynika. Bo to tak, jakby FIFA nie ufała współczesnym technologiom. Przecież jak najbardziej możliwa jest programistyczna analiza obrazu oraz danych z czujników w strojach piłkarzy, która dawałaby sędziemu precyzyjną informację, czy np. nastąpił kontakt pomiędzy zawodnikami, z jaką siłą i jak należy to ocenić. Samouczące się algorytmy dysponujące wykładnią przepisów i historycznym sędziowskim doświadczeniem poszerzałyby swoje umiejętności z każdą kolejną boiskową sytuacją i meczem. Każdy werdykt i problem wzbogacałby doświadczenie nie jednego tylko sędziego, ale całego systemu VAR 2.0 lub AIR (Artificial Intelligence Referee). Człowiek nadal powinien podejmować finalną decyzję. Jednak im bardziej pozwolimy technice, aby mu w tym pomogła, tym skuteczniej zmniejszymy ryzyko ludzkiego błędu.
Podobne wywiady i felietony
Pompowanie balonika
Dziennikarze częściej wolą pompować balonik, aniżeli trzymać się faktów. To niebezpieczny nawyk, którego powinniśmy się jak najszybciej pozbyć.