Nie chcę udawać, że wiadomość o nowym właścicielu Veracompu napawa mnie szczególnym optymizmem. Zbyt szanuję dokonania krakowskiego VAD-a i jego rolę w rozwoju polskiego rynku dystrybucji, żeby się – mam nadzieję, że jednak na zapas – nie martwić o jego przyszłość w ramionach francuskiego partnera. I może od razu napiszę, co byłoby – moim zdaniem – szczególnie złą wiadomością w tym kontekście, a do czego być może nie dojdzie (oficjalny komunikat daje co do tego nadzieję). Chodzi mi o przyszłość kadry zarządzającej Veracompem, z Adamem Rudowskim na czele.

Cóż, trudno byłoby mieć do niego pretensje, że po 30 latach harówki i pozostawania na szczycie mógłby chcieć odetchnąć i przez co najmniej kolejne trzy dekady być spełnionym rentierem. Nie wątpię przy tym, że ze swoją osobowością, byłby rentierem bardzo aktywnym i jeszcze nie raz byśmy o nim usłyszeli. Ale z faktu, że Adam Rudowski bez Veracompu świetnie by sobie poradził nie wynika, że Veracomp równie świetnie poradziłby sobie bez swojego twórcy i lidera. Przepraszam drogich krakusów za ten „warszawianizm”, ale „przypuszczam, że wątpię”. Bo choć nie ma ludzi niezastąpionych, to można ich zastąpić dobrze lub źle. Oby więc zapewnienie, jakie zawarto w oficjalnym komunikacie, zgodnie z którym „kierownictwo Veracompu nadal będzie pełnić obecną funkcję”, okazało się prawdziwe w perspektywie dłuższej niż kilka najbliższych miesięcy, jakie są niezbędne do uzyskania określonych zgód i formalnego zamknięcia transakcji.

Z drugiej strony, skoro już musiało dojść do sprzedaży „(na)rodowych sreber”, to doszło do tego w najlepszy możliwy sposób. Po pierwsze nowym właścicielem Veracompu jest dystrybutor z wartością dodaną, a więc firma, która rozumie, na czym polega ten specyficzny rodzaj biznesu. Istnieje więc szansa, że nie będzie oczekiwać od polskiej ekipy rzeczy niemożliwych lub niemądrych. Tym bardziej, że Olivier Breittmayer, szef Exclusive Networks, to weteran dystrybucji VAD, który – podobnie jak Adam Rudowski – do ilości lubi dochodzić poprzez jakość. Breittmayer zbudował globalną firmę z kilkudziesięcioma oddziałami na kilku kontynentach w oparciu o filozofię „ekskluzywności”, a więc stawiania na vendorów, dla których Exclusive Networks jest wyłącznym dystrybutorem. Francuz lubi więc zawierać związki „na dobre i na złe”, a więc takie, które wymagają pełnego zaangażowania, bez odwalania fuszerki na pół gwizdka. Co oczywiście nie stanowi gwarancji sukcesu dla polsko-francuskiego duetu, ale jeśli Veracomp zamiast tego miałby być kolejnym nabytkiem międzynarodowego broadlinera lub funduszu inwestycyjnego, to wybór europejskiego dystrybutora VAD o globalnym zasięgu z podobnym DNA wydaje się być najlepszy z możliwych. A poza wszystkim chcę wierzyć, że Adam Rudowski, na ile mógł, na tyle zadbał o dalszy rozwój swojego dorosłego już „dziecka” i dobro swoich ludzi. Taki był przez te lata i, o ile wiem, pod tym względem się nie zmienił. Także, z całego serca: bon voyage Veracompie!