Polskie Towarzystwo Informatyczne wydało komunikat, żeby nie kupować i nie używać oprogramowania i sprzętu pochodzącego z Rosji. Apel ma na celu zwrócenie uwagi na problem związany z niekontrolowanym rosyjskim oprogramowaniem znajdującym się bezpośrednio w produktach wytwarzanych w Federacji Rosyjskiej, jak i w udostępnianych rozwiązaniach open source. Jednak jakby na to nie patrzeć, nawoływanie do bojkotu rosyjskich produktów IT ma mniej więcej taki sens, jak zachęcanie Polaków, aby nie kupowali rosyjskich samochodów. Na polskim drogach dużo łatwiej spotkać Teslę i Fiata Multiplę niż jakikolwiek model Łady.

Myślę sobie, że taką „Ładą” w rosyjskiej branży IT jest Kaspersky Lab, choć antywirusy z Rosji cieszą się jednak dużo większym popytem niż auta pochodzące z tego kraju. Kilka dni po wybuchu wojny Jewgienij Kasperski pokusił się nawet o dość odważny, jak na ten moment historii, wpis na Twitterze: „Wierzymy, że pokojowy dialog jest jedynym możliwym instrumentem rozwiązywania konfliktów. Wojna nie jest dobra dla nikogo”. Ani słowa potępienia dla agresora – jednym słowem i wilk syty i owca cała.

Jak się łatwo domyślić Kaspersky Lab nie zamyka swojej działalności w Rosji, a przy okazji warto przypomnieć, że w 2017 r. Departament Bezpieczeństwa Krajowego USA wydał dyrektywę nakazującą cywilnym agencjom rządu federalnego usunięcie oprogramowania Kaspersky Lab po tym, jak firma ta została oskarżona o powiązania z rosyjskimi służbami wywiadowczymi. Innym rosyjskim dostawcą antywirusów jest Dr Web, ale jest to gracz niszowy, nad którym z tego powodu nie warto się zbyt długo rozwodzić. Z Rosją często utożsamia się Acronisa, aczkolwiek ten przypadek nie jest wcale oczywisty. Na fotelu CEO zasiada tam Niemiec Patrick Pulvermueller, a główna siedziba firmy mieści się w Singapurze. Ponadto zaraz po wybuchu wojny Acronis oznajmił, że zawiesza swoją działalność w Rosji. Poza tym rosyjskie korzenie mają Veeam oraz NGINX, ale obie firmy już jakiś czas temu trafiły w ręce amerykańskich właścicieli. NGINX od 2019 r. jest własnością F5 Networks, zaś Veeam od dwóch lat należy do funduszu Insight Partners.

Warto zwrócić uwagę na nad wyraz skromny dorobek w zakresie rozwiązań IT państwa, które aspiruje do bycia światową potęgą. Tymczasem, choć majątek Putina szacowany jest na 100 miliardów dolarów, to Jeff Bezos i Bill Gates mogą się pochwalić większymi fortunami. Z kolei łączna kapitalizacja Apple’a, Microsoftu, Google’a i Amazona jest większa niż PKB Rosji.

Putin najwyraźniej tego nie dostrzega i buduje swoje imperium w oparciu o dystrybucję ropy i gazu do krajów europejskich, a jednocześnie bezpardonowym eliminowaniu potencjalnych konkurentów.

O tym, że w świecie nowych technologii władca Rosji porusza się niczym słoń w składzie porcelany, najlepiej świadczy jego reakcja na wycofanie się z rosyjskiego rynku zagranicznych dostawców software’u. Putin chce pozwolić swoim rodakom na korzystanie z pirackiego oprogramowania, ale to krótkowzroczne myślenie, bo coraz więcej aplikacji oferowanych jest w chmurze – bez subskrypcji większość z nich przestanie działać. Nie mówiąc o tym, że zniechęci zachodnie firmy do powrotu. Z takim przywódcą budowa nowoczesnego państwa 2.0 nie będzie łatwa. Na szczęście nie jest to nasze zmartwienie. Wręcz przeciwnie.