Angielski to wasz firmowy „język urzędowy”. Macie oddziały na trzech kontynentach. Zatrudniacie specjalistów ponad dwudziestu różnych narodowości. Co przy tym ciekawe, Lingaro od początku miało być firmą globalną, a nie lokalną. Dlaczego?

Sebastian Stygar Polska jest na tyle dużym rynkiem, że istnieje pokusa, aby skupić się na rozwoju właśnie tutaj, a dopiero z czasem wyjść poza jej granice. Oczywiście nie ma w tym nic złego, liczne firmy tak robią, i wiele z nich odnosi sukcesy. Są jednak takie kraje, jak chociażby Estonia czy Czechy, gdzie wielu przedsiębiorców od początku musi myśleć o działaniu zagranicą. Dzięki temu jest im potem łatwiej zdobywać klientów w innych krajach. Dlatego Polska jest w jakimś sensie pułapką. Ustawiając biznes jedynie z myślą o lokalnym rynku, po latach ciężko jest wyjść na zewnątrz, gdzie mamy do czynienia z innym środowiskiem pracy i innymi sposobami działania.

  Centrala Lingaro mieści się w Warszawie i przez pierwsze kilka lat działalności nie mieliście oddziału za granicą. Na czym wtedy polegało wasze globalne podejście do biznesu?

Sebastian Stygar Od początku koncentrowaliśmy się na współpracy z międzynarodowymi korporacjami, rozwijając ofertę w języku angielskim i organizując procesy biznesowe zgodnie z oczekiwaniami światowych korporacji, które wymagają obsługi na określonym poziomie.

  Waszą pierwszą międzynarodową lokalizacją była Manila na Filipinach. Dlaczego akurat ten kierunek?

Sebastian Stygar To – obok Singapuru – znakomita baza do prowadzenia działalności w Azji. A dlaczego akurat Manila? Zadecydowały nasze osobiste doświadczenia, co nie zmienia faktu, że miało to swoje biznesowe uzasadnienie. Małżonka Tomka Roguckiego, współzałożyciela i członka zarządu Lingaro, jest Filipinką, stąd jego bliskie relacje rodzinne z tym krajem. Ja z kolei bezpośrednio po studiach pracowałem w Procter & Gamble, w międzynarodowym zespole składającym się z osób z Polski i Filipin właśnie. W latach 90-tych nie mieliśmy jeszcze VoIP-a ani wideokonferencji, więc całe dnie spędzaliśmy na telefonach, regularnie podróżując pomiędzy oboma krajami i ucząc się zdalnej pracy nad różnymi aplikacjami IT.

  Z polskiego punktu widzenia to egzotyczna lokalizacja. Co trzeba wiedzieć, żeby poruszać się umiejętnie w meandrach tamtejszego biznesu?

Sebastian Stygar Filipiny oczywiście mają swoją specyfikę. Pod wieloma aspektami są nam bliższe niż większość innych krajów w Azji. Filipińczycy, oprócz swojego języka, lepiej niż my w Polsce posługują się angielskim czy hiszpańskim, a kulturowo mają wiele związków z Europą i Stanami Zjednoczonymi. To niedoceniany w Europie rynek i mało kto wie, że na przykład filipiński sektor usług call center jest większy niż indyjski czy chiński, czy że największe studia filmowe produkują filmy w tutejszych studiach animacji. Dla nas oczywiście znaczenie ma dostępność talentu – świetnie wykształconych ludzi, dla których potrafimy stworzyć atrakcyjne miejsce do rozwoju kariery.

Jacek Warchoł Filipiny mają dużą populację, przekraczającą 100 milionów osób, a fakt, że mamy tam biuro, pomaga nam realizować projekty dla klientów po tamtej stronie świata. Lokalna obecność wzmacnia naszą wiarygodność, a poza tym wiąże się z pewnymi optymalizacjami podatkowymi. Przykładowo, możemy korzystać z miejscowych, filipińskich usług call center i nie musimy płacić za wysoko opodatkowane usługi świadczone z terenu Indii. Co bardzo przy tym ważne, to fakt, że Filipińczycy mają dobrych specjalistów i wysoką kulturę pracy oraz współpracy, co bardzo doceniamy.

  A jak wygląda proces rozwoju zagranicznych placówek Lingaro? Czy na ich czele zawsze stoi Polak?

Sebastian Stygar Na początku tak. Szukamy w polskim oddziale osób, które mogą na dłuższy czas przeprowadzić się, aby na miejscu wyszkolić lokalny zespół i zainicjować naszą kulturę organizacyjną i związane z nią wartości. W tak dużej firmie jak nasza, to właśnie wartości są tym, co nas spaja i powoduje, że wiemy, w jakim kierunku podążamy.

  Jedną z waszych specjalności jest cyfryzacja usług logistycznych. Czym logistyka w Azji różni się od europejskiej?

Jacek Warchoł Różni się wyższym poziomem trudności, począwszy od wyzwania, jakim są liczne łańcuchy małych wysepek aż po tajfuny. To wszystko przy nieco niższym poziomie infrastruktury. Jednocześnie same Filipiny to bardzo duży i chłonny rynek, który w wielu obszarach nie ustępuje chociażby chińskiemu. Choć to ten drugi jest powszechnie uważany za azjatyckiego lidera.

Sebastian Stygar Filipiny pod względem biznesowym przypominają nieco Polskę. Tak jak my w Europie, tak oni w Azji są krajem, który ma wykwalifikowaną i stosunkowo niedrogą siłę roboczą, sąsiadując przy tym z ważnymi rynkami. W przypadku Filipin są to Japonia, Singapur, Nowa Zelandia czy Australia.