Moje myśli krążą wokół tego, co i jak w naszym myśleniu o życiu, świecie, społeczeństwie i nas samych może zmienić tytułowe zjawisko. Wokół jego bezprecedensowego zasięgu i siły uczuć z jaką do niego podchodzimy – a to głównie za sprawą mediów, które wszystkie aspekty starają się pokazywać zarówno powierzchownie, jak i od podszewki. Oto, do czego doszedłem w swoich rozważaniach.

Po pierwsze wszyscy odczuwamy dychotomiczny upływ czasu. Gdy w marcu mówiono, że epidemia może trwać kwartały i lata, nikt tego sobie nie wyobrażał. Że co? Że nie będzie przez kilka miesięcy zawodów sportowych, kin, teatrów, że nie będziemy chodzić do restauracji, nie będziemy spotykać się z rodziną, przyjaciółmi, znajomymi, że wizyta u fryzjera, czy w klubie fitness będzie niemożliwa, że dzieci stracą połowę roku szkolnego na wątpliwej merytorycznie formie nauki? Nie, tego nie można sobie wyobrazić. A dziś to już za nami. Przy czym patrzenie wstecz powoduje relatywne skrócenie czasu i oswojenie tego, co wydawało się niemożliwe do oswojenia. Zatem to, czy coś jest do przewidzenia, możliwe do wytrzymania, możliwe do przeżycia, jest tylko kwestią wyobraźni i siły charakteru. Poza tym, ta sytuacja potwierdza też inną prawdę: nie warto myśleć i rozwiązywać zbyt skomplikowanych zagadnień przyszłości już teraz, ponieważ połowa albo więcej przyjętych założeń i tak minie się z rzeczywistością. Przypomnijmy, co mówili niektórzy starożytni filozofowie lub oświeceniowi fataliści: nie martw się dziś o jutro, bo jutro znajdzie swoje rozwiązania jutro.

Po drugie żyjemy w ulu. W wyniku procesów rozwojowych, społecznych i kolejnych rewolucji technologicznych staliśmy się dramatycznie uzależnieni od siebie nawzajem, od naszej infrastruktury, od rzeczy i otaczającej nas techniki. Na szczęście w tym zakresie pandemia nas oszczędziła i oszczędza. Póki co nie brakuje nam energii, wody, zasobów żywności, ziemia rodzi owoce ludzkiej pracy, zboża wschodzą i będą żniwa. Nie ma kataklizmów klimatycznych. Susza, która w oświadczeniach zatroskanych naukowców jeszcze w początkach marca konkurowała z COVID-19, za sprawą majowych deszczów występujących na znacznych terenach Polski nie straszy już tak bardzo swymi potencjalnymi skutkami. Nawet środki komunikacji, również cyfrowej, funkcjonują poprawnie i pomagają nam przetrwać czas odosobnienia, powodując, że nie staje się on czasem samotności. A dzieje się to za sprawą tych, którzy dbają o ciągłość procesów: wychodzą w pola (tam na szczęście wirus nie szaleje), czuwają nad dystrybucją dóbr, zapewniają nieprzerwany dostęp obywateli do mediów. Pomyślmy, że mogłoby tego zabraknąć. Dopiero wtedy nasze położenie stałoby się nie do zniesienia.

Po trzecie w takim złożonym i połączonym nićmi tysięcznych powiązań świecie wszystko jest polityką. Widać, jak istotne jest, czy organizacja i zarządzanie społeczeństwem jest skuteczne i efektywne, czy też jest kolejnym polem gry sił obliczonych na trwanie przy władzy. Popatrzmy, jak różnie przywódcy stojący u steru państw rozwiązują bieżące problemy, i jak różnie są oceniani przez obywateli. W Niemczech, którymi rządzi tzw. Wielka Koalicja (taki tamtejszy POPiS), nikt nie wychodzi na ulice, nie słychać o masowych protestach, czy powszechnych głosach niezadowolenia. Kanclerz Angela Merkel od pierwszych dni trwania pandemii powróciła na czoło wszelkich list zaufania z poparciem, które możemy porównać do tego, jakie miała obejmując 15 lat temu swój urząd. W Niemczech ci, którzy stracili na pandemii, wsparcie w gotówce mieli na koncie w ciągu dwóch dni od złożenia stosownego wniosku. I to wniosku składającego się z jednej kartki formatu A4. Zapewniam, że to nie jedyny kraj, który radzi sobie z zaskakującą rzeczywistością. Po drugiej stronie tej skali jest taka potęga jak USA – z ludźmi, którzy wyszli na ulice, i z prezydentem, który publicznie oskarża władze stanowe i gubernatorów o celowy sabotaż decyzji centralnych oraz wykorzystywanie sytuacji kryzysowej w walce przeciwko niemu.

 

Po czwarte żyjemy w świecie nadmiaru i marnowania zasobów. Koronawirus pokazał, co jest nam niezbędne do życia, funkcjonowania, osiągania podstawowych celów, a co jest dodatkiem, czy wręcz zwykłą fanaberią albo wygodnictwem. Dotyczy to zarówno nas – jednostek ludzkich z naszymi potrzebami, jak również naszych firm. Okazuje się, że można pracować mniej, osiągając te same rezultaty. Że można podróżować mniej, rzadziej spotykać się z klientami i nie powoduje to w przypadku większości firm (oczywiście nie tych narażonych bezpośrednio na skutki wirusa, czyli zarabiających na usługach, turystyce, czy podróżach) drastycznych efektów. Spadki obrotów firm informatycznych, jeśli te były zarządzane właściwie, nie powinny mieć miejsca. A jeśli mają – to mieszczą się w przedziale kilku, no może kilkunastu procent. Ktoś kto nie był zbyt mocno związany i uzależniony od branż takich jak ochrona zdrowia, turystyka, czy hotelarstwo, ewentualnie od firm, których właścicielem jest państwo lub samorząd, bądź w których wystąpiło skrajne wyhamowanie inwestycji i dopływ środków, śpi spokojnie.

Dla mnie, w tym kontekście, symptomatyczne jest ogłoszenie przez polski oddział firmy Also procesu zwolnień grupowych, który ma spowodować redukcję zatrudnienia o 116 osób. Przeanalizujmy ten ruch, w oparciu o wspominany już na łamach CRN-a wskaźnik produktywności dystrybutora, który wynosi 2 mln euro przychodów na jednego zatrudnionego. W krajach, gdzie Also może być uważane za rodzimego gracza, jest to żelazna zasada. A zatem, zatrudnienie na koniec roku 2018 w ABC Dacie, przejętej przez Also w lipcu 2019, wynosiło – jeśli mnie pamięć nie myli – 489 osób. W Also Polska przed połączeniem było około 180 zatrudnionych. Czyli szkicowy rachunek (maksymalnie uproszczony i zapewne obarczony błędami) jest następujący: 490+180–116=554. Tyle ma liczyć załoga Also Polska po procesie zwolnień. Stosując wcześniej przytoczony benchmark o wartości 2 mln euro/per capita otrzymujemy wynik roczny 1,1 mln euro. Jeśli użyjemy do dalszych rachunków aktualnego kursu euro w wysokości 4,40 zł, widzimy że firma ta mierzy w Polsce w roczne obroty na poziomie 4,9 mld zł.

Czy to jest możliwe? Ciekawych odsyłam do raportów ABC Daty, która ciągle na pewnych portalach biznesowych widnieje jako firma publiczna, wraz z danymi finansowymi. A wszak dzisiejsze Also powstało z połączenia dwóch podmiotów, z których ten drugi też wniósł jakieś wiano. Jestem pełen uznania wobec takiej decyzji, której żaden z zarządów naszych rodzimych dystrybutorów nie byłby w stanie tak zdecydowanie zaimplementować. Zawsze są jakieś „wyższe racje” za tym, aby zatrudniać więcej niż potrzeba. A takich rachunków można pokazać jeszcze kilka, do rozważenia zarówno przez AB, Action i innych.

Po piąte widzimy świat w barwach skrajnych. Czerń lub biel to nasze ulubione barwy przyszłości. Widząc nadchodzące reperkusje po pandemii, jedni postanowili jak ślimaki zamknąć się w swojej skorupie i ograniczyć wszelkie myślenie do przewidywania najgorszego. Ich odpowiedzią na wyzwania rzeczywistości jest zamykanie, cięcie, ograniczanie, zwijanie. Ile podmiotów zdecydowało się wypowiedzieć umowy najmu powierzchni użytkowej, w tym sklepów? To potrzebny był aż COVID-19, aby zarządzający uświadomili sobie, że do tej pory przepłacali? A może to tylko wygodny pretekst, aby w skończyć z czymś, o czym od dawna było wiadomo, że nie pracuje poprawnie i wydajnie. Galerie handlowe ciągle jeszcze prezentują się jak szczęka boksera przed wizytą u stomatologa. We wszystkich dają się zauważyć szczerby i ubytki.

A teraz o tych, którzy na pandemii zarabiają i myślą, że strach ludzki panować będzie wiecznie i naprędce wypracowany model biznesowy utrwali się na dłużej. Przestrzegam: ludzie niebawem o pandemii zapomną. I to szybciej niż komukolwiek się dziś wydaje (wróćcie do mojej pierwszej refleksji). Remedium na skrajne widzenie jest używanie całego swego rozumu, wiedzy i wyobraźni, niezależnie od tego, czy jest dobrze, czy wydaje się, że jest źle. Rachunek ekonomiczny trzeba prowadzić rzetelnie zawsze, a nie tylko od święta. Decyzje optymalizacyjne podejmować codziennie, i nie traktować strategii jak „fajnego tomu”, któremu najlepiej jest na półce w gabinecie prezesa lub przewodniczącego rady nadzorczej.

Na koniec i pocieszenie, zwłaszcza dla tych, którzy prezentują myślenie prostolinijne (nie mylić z prostackim!). Zacytuję odwieczną prawdę wyartykułowaną przez dzielnego wojaka Szwejka: „jeszcze tak nie było, żeby jakoś nie było”. I niech ten zdrowy rozsądek przyświeca nam niezależnie od tego, czy wokół wojna, epidemia, szalejący dobrobyt, czy też poczucie triumfu i bezkarności.