O tym, że nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu, wiedziałem od wczesnego dzieciństwa, bo tak się mawiało u mnie w domu. O czym sobie przypominam za każdym razem, gdy nasi politycy biorą się za wdrażanie unijnych dyrektyw. Od razu wiadomo, że ich polska wersja będzie przegadana, zagmatwana i wymagająca.

Najnowszy przykład? Nowe Prawo komunikacji elektronicznej na bazie Europejskiego Kodeksu Łączności Elektronicznej. Według sześciu organizacji branżowych „ustawa, której branża oczekuje od 4 lat, mija się z obecnymi realiami rynkowymi i bez uzasadnionego powodu wychodzi poza zakres wdrażanej dyrektywy EKŁE. Dodatkowo, skrócony nieoczekiwanie do 3 miesięcy okres vacatio legis na wdrożenie tak rozległych zmian uznać należy za nieracjonalnie krótki. Przedsiębiorcy nie powinni ponosić kosztów opóźnień legislacyjnych i wcześniejszych zaniechań”. Branża apeluje o szybki powrót do prac gwarantujących racjonalne rozwiązania, licząc na pilne rozpoczęcie rozmów ze stroną rządową i regulatorami. Po szczegóły zapraszam do artykułu pt. „Branża krytycznie o PKE”, gdzie opublikowaliśmy pełną treść rozpaczliwego, a jednocześnie niezwykle charakterystycznego apelu ze strony przedsiębiorców do ustawodawców.

Niestety, nie jestem w tej sprawie optymistą, bo lata mijają, a diagnoza prof. Legutki, zgodnie z którą mamy w Polsce do czynienia z „modernizacją przez kserokopiarkę”, jest wciąż aktualna. Co wynika częściowo z faktu, że po 1989 roku dla większości z nas „wszelka >>zachodniość<< z miejsca stała się fajna i godna naśladowania” (to z kolei cytat z książki „My, fajnopolacy” Piotra Stankiewicza). Efekt jest taki, że zamiast filtrować unijne propozycje przez sito pytań o to, co leży w polskim interesie, a co się u nas nie sprawdzi, implementujemy zachodnie pomysły nawet, gdy nie do końca rozumiemy ani ich celów, ani skutków. Przy czym uprzejmie zakładam, że robimy to z niewiedzy i nieudolności, a nie celowo.

Tymczasem kolejne dyrektywy same w sobie zaczynają podcinać unijną gałąź, na której wszyscy siedzimy. A jako że jesteśmy świeżo po XXIII Forum Ekonomicznym w Karpaczu, oddam głos Zygmuntowi Berdychowskiemu, organizatorowi tego wydarzenia: „Już jesteśmy świadkami exodusu różnych firm przemysłowych, które uciekają z Unii Europejskiej, dlatego że tu jest droga energia, że trzeba raportować ESG, że trzeba spełniać wiele dodatkowych warunków – i to się najzwyczajniej w świecie nie opłaca”.

Najwyższy czas na Okrągły Stół Gospodarczy, przy którym zasiądą politycy, przedsiębiorcy i organizacje konsumenckie. Przy czym nie upieram się, żeby był poprzedzony rozmowami w Magdalence…