Średnia wieku przedsiębiorców, których kilka razy w roku spotykam w Dolinie Krzemowej, wynosi około czterdziestki. Niemniej czasami trafiam na próbujących rozkręcić własny biznes millennialsów. Młodzi startupowcy często różnią się od siebie, a ich zachowania niejednokrotnie odbiegają od ogólnie przyjętych norm i zasad. Na pewno szybko nie zapomnę spotkania z pewnym założycielem i CEO firmy działającej w obszarze sztucznej inteligencji. Zgodnie z agendą pojawiłem się o dziewiątej rano na Spear Street w San Francisco. Nikt na mnie nie czekał. Dopiero po 15 minutach pojawił się mężczyzna z wypchanym plecakiem. Jego wygląd i ubiór bardziej przypominały frontmana kapeli trashmetalowej niż szefa firmy pracującej nad poważnymi projektami AI. Niemniej CEO okazał się wyjątkowo uprzejmym gościem, który poczęstował mnie kawą i wyciągniętymi z plecaka kanapkami z łososiem. Dopiero potem rozpoczął prezentację.

Oczywiście okazało się, że to typowy pasjonat, który mógłby opowiadać godzinami o sztucznej inteligencji, choć czasami zapominał, że rozmawia z dziennikarzem, a nie developerem oprogramowania. Kiedy poprosiłem go o wizytówkę, przyznał z rozbrajającą szczerością, że nie używa tego typu akcesoriów, i zachęcił do nawiązania kontaktu na LinkedInie.

Inny młody założyciel start-upu jeszcze przed rozpoczęciem spotkania wręczył przybyłym dziennikarzom wizytówki. Akurat jego firma specjalizuje się w integracji API. Nie jest to temat z gatunku sexy, a mityng miał miejsce o północy czasu europejskiego. Przez głowę przechodziła mi co chwila jedna myśl – oby tylko nie zasnąć. Ale młody przedsiębiorca był przygotowany perfekcyjnie, sypał jak z rękawa ciekawymi przykładami integracji. Świetnie też radził sobie z najtrudniejszymi pytaniami zadawanymi przez dziennikarzy. Dwie godziny minęły w mgnieniu oka. Dlatego nie zdziwiło mnie, kiedy zobaczyłem jego nazwisko na liście „Forbes 30 Under 30”, zawierającą wpływowe osoby poniżej 30. roku życia. To była jedna z najciekawszych prezentacji, jakie widziałem w bieżącym roku.

Gdybym miał zaś sporządzić listę najgorszych wystąpień AD 2019, na podium znalazłaby się dwójka młodych startupowców z Sunnyvale. Młodzieńcy zaprezentowali pięć slajdów, dzięki którym dowiedziałem się, że rośnie ilość danych i aplikacji, a firmy korzystają z kilku dostawców usług chmury publicznej. Dyskusja się nie kleiła i jeden z dziennikarzy zapytał o pochodzenie nazwy, która kompletnie nie pasuje do profilu działalności start-upu. W odpowiedzi usłyszał: „Najpierw chcieliśmy zająć się tworzeniem aplikacji do dystrybucji i czytania informacji, aczkolwiek w tym segmencie była zbyt duża rywalizacja i opracowaliśmy agregator usług chmurowych”. Innymi słowy: tak jakoś wyszło…

Mimo że młode wilki z Sunnyvale nie zabłysnęły podczas prezentacji, postanowiłem wypróbować ich aplikację. I już po kilku dniach zapomniałem o jej istnieniu, a na początku grudnia twórcy agregatora zmienili nazwę firmy. Niestety, moim zdaniem jest ona jeszcze gorsza od poprzedniej. No, chyba że młodzieńcy idą śladami Steve’a Jobsa, który też zadziwił świat, nadając firmie technologicznej nazwę nijak nieprzystającą do jej działalności. Może to jednak nie wystarczyć…