Rewolucyjne przejście z gospodarki socjalistycznej na gospodarkę rynkową wraz ze zmianą ustroju spowodowało gwałtowne zainteresowanie ze strony zachodniego biznesu możliwościami zaistnienia na tym rynku. Pod koniec 1989 r. w Polsce pojawiły się delegacje biznesowe wielu firm, głównie amerykańskich. Prawie wszystkie z nich rezerwowały pokoje w nowo otwartym hotelu Marriott w Warszawie. Była to jedyna im znana sieć hotelowa gwarantująca amerykański standard pobytu. Polska obsługa, pod kierownictwem zagranicznych menedżerów, starała się sprostać tym oczekiwaniom. I podobnież doszło do tego, że musiano szybko wybudować połączenie kablowe z Berlinem, aby goście mogli dzwonić i faksować do swoich central. Lokalna sieć telefoniczna była jeszcze zbyt słabowita.

Myśmy te zachodnie delegacje nazywali „brygadami Marriotta”. Lokując się od 20-stego do 40-tego piętra hotelu widzieli głównie Pałac Kultury oraz bliźniaczy wieżowiec Elektrimu. A wychodząc na ulicę Emilii Plater trudno było znaleźć jakieś kontakty biznesowe, szukali więc ich różnymi metodami. Do Marriotta przyleciał między innymi przedstawiciel Oracle’a, Jurij, z moim numerem telefonu, który zostawiłem w 1986 r., podczas pobytu w kalifornijskiej siedzibie głównej koncernu. Spotkałem się z nim i odtąd podczas każdej kolejnej wizyty pomagałem mu nawiązywać lokalne kontakty, stając się z czasem mało formalnym (bo o umowach nikt wtedy jeszcze nie myślał) konsultantem Oracle GmbH z Wiednia.

W tym czasie odbywanie spotkań biznesowych było atrakcją – odpowiednich do tego miejsc w Warszawie brakowało. Były to intensywne spotkania przy każdym przyjeździe Jurija, a ja najwięcej spraw mogłem z nim załatwić dopiero jak stał na Okęciu do odprawy. Z czasem już sam latałem do Wiednia, przeważnie na jeden dzień. Niestety, za każdym razem musiałem mieć wizę austriacką, tymczasem firma ociągała się z załatwieniem dla mnie wizy wielokrotnej.

W Wiedniu moim „szefem” był Austriak Manfred J. Miałem wtedy obowiązek wysyłać w każdą środę raport z prognozy sprzedaży pakietów Oracle’a. Była jeszcze niewielka, bo też o bazie danych Wyroczni jeszcze w Polsce niewiele wiedziano. Popularny był Informix, a za rogiem „czaił się” Ingres. Do wysyłania raportu używałem faksu na Poczcie Głównej, ale pewnej środy ten się zepsuł, więc raportu nie wysłałem. Rano mam telefon od Manfreda, dlaczego nie ma sales forecast report? Ja na to, że faks się popsuł. A on, że wtedy powinienem go przywieźć sam do Wiednia, a ja w odpowiedzi, że przecież nie załatwił mi tej wizy. Co mnie „uratowało”, bo raport był rzeczą świętą. Za godzinę miałem drugi telefon z informacją, że wiza wielokrotna już czeka w ambasadzie.

Wiele można jeszcze opowiedzieć o początkach tego biznesu. Jak odbierałem przy minus 20 stopniach z urzędu celnego 50 kg folderów Oracle’a na targi Komputer EXPO, wyjaśniając jako pracownik naukowy, że są mi potrzebne na zajęcia ze studentami. Jak organizowałem edukację przyszłego zespołu POLTAX-u Ministerstwa Finansów w poznawaniu bazy danych Oracle, korzystając ze specjalistów od Oracle’a – chwilowych emigrantów z Kataru. Wrócili do kraju, póki operacja Desert Storm nie wyrzuciła stamtąd wojsk Saddama Husajna…

Wróćmy do Marriottu, gdzie pewnego razu przyleciał wiceprezydent Oracle’a na Europę, François S. Byli też Jurij i Manfred, bo w planach było wspólne spotkanie pod hasłem „Oracle sales opportunities in Poland”. Czekałem na to spotkanie w kawiarni na antresoli przez kilka godzin, gdy w końcu pojawiła się pewna Pani z interesującą informacją. Pani była zaprzyjaźniona z Jurijem i przebywała u niego w pokoju, ale była też patriotką. Doniosła mi, że Manfred z Jurijem kombinują jakby przejąć moją wiedzę na temat polskiego rynku i nie dopuścić mnie do spotkania z François, a przy okazji skręcić dla siebie należne mi już wynagrodzenie. Wkurzony, napisałem krótką notatkę, poprosiłem kelnerkę o ściągnięcie boya, a boyowi dałem 5 dolców wraz z poleceniem dostarczenia tej notatki do pokoju François S. Po 10 minutach boy wrócił z odpowiedzią – zaproszeniem mnie na jutrzejsze śniadanie do jego pokoju. Wieczorem w domu napisałem memo o sytuacji rynkowej Oracle’a w Polsce.

Rano stawiłem się w pokoju na śniadaniu. François okazał się sympatyczną, inteligentną osobą i szybko zrozumiał oraz ocenił sytuację. Z apetytem zjedliśmy dobre amerykańskie śniadanie. Po godzinie wezwał tych dwóch, którzy wchodząc i widząc mnie za stołem, mieli nietęgie miny. François poprosił ich, aby usiedli, a mogli tylko usiąść na łóżku, bo oba foteliki były zajęte. Nie była to dla nich komfortowa pozycja, tym bardziej, że za chwilę zostali eleganckimi i spokojnymi słowami opieprzeni, wraz ze stwierdzeniem, że mam dostać od nich komputer, odpowiednie materiały, wynagrodzenie oraz, że „Waclaw” ma bezpośredni telefon do jego sekretarki, a ta będzie wiedzieć, że zawsze ma mnie z nim połączyć. Potem przeszliśmy do tematu spotkania.